piątek, 12 czerwca 2015

Jeden


Samanta

Ciemny pokój na górze. Od siedmiu miesięcy nie świeciło się tam żadne światło. Nie miało dla kogo się świecić. Ile razy przechodziłam tą uliczką w ciągu tych kilkudziesięciu tygodni nie potrafiłam zliczyć. Za każdym razem miałam ochotę wejść tam i spędzić choć moment w środku. Nie miałam jednak odwagi. Nadal nie pogodziłam się z jego wyjazdem. Przymknęłam oczy przypominając sobie jego twarz. Chciałam usłyszeć ponownie jego ciepły i troskliwy głos. Pragnęłam poczuć to cudowne uczucie, gdy tonęłam w jego ramionach. Ocknęłam się, gdy zimny wiatr otulił moją twarz. Poprawiłam szybko swój szalik i nasunęłam czapkę bardziej na uszy. Ruszyłam przed siebie ostatni raz spoglądając w okno. Miałam nadzieję, że ujrze go tak jak kiedyś, że będzie machał mi na pożegnanie, i zaraz będzie stał obok mnie i mówiąc, że za żadne skarby nie pozwoli mi wracać o takich późnych porach samej, weźmie mnie za rękę i odprowadzi pod same drzwi mojego mieszkania...
- Tak mamo? - zapytałam
- Gdzie jesteś córeczko? Razem z Gregorem czekamy już na ciebie.
- Niedługo będę - odparłam i rozłączyłam się najszybciej jak tylko potrafiłam. Nie chciałam tam iść. Wszystko było lepszym wyjściem niż siedzenie wraz ze swoją rodzicielką i jej partnerem. Nawet oglądanie głupich komedii, których szczerze nie znosiłam. Wsadziłam swoje skostniałe dłonie do kieszeni płaszczyka i skręciłam w kolejną uliczkę. Droga długo mi nie zajęła już po dziesięciu minutach ujrzałam ogromny zielony dom swojej mamy. Westchnęłam głośno wspinając się po schodach i po krótkim naciśnięciu dzwonka weszłam do środka.
- Samanta! - usłyszałam głośny pisk swojego przyrodniego braciszka. Momentalnie na moją twarz wtargnął ogromny uśmiech. Wyciągnęłam ręce w jego stronę i mocno go do siebie przytuliłam. - Nareszcie przyszłaś! - dodał szczerząc się od ucha do ucha.
- Mój kochany Timi - ucałowałam go w policzek - Czekałeś na mnie? - zapytałam z uśmiechem - Nie wierzę w to - zaśmiałam się.
- Czekałem od samego rana!
- No dobrze, już dobrze - odparowałam. Ściągnęłam z siebie płaszczyk i powiesiłam go na wieszaku. Ciągnięta za rękę przez Timona migiem znalazłam się w salonie. Od swojej przeprowadzki nie bywałam tutaj często. Nie lubiłam tutaj przebywać. Za każdym razem brałam Timiego do siebie. Chwilę później byłam już tulona przez swoją mamę jak i jej partnera. Chociaż kochałam ich oboje, to od rozwodu rodziców mój kontakt z mamą kompletnie się zmienił. Usiadłam na jednym z foteli i usadziłam sobie brata na kolanach. Wiedziałam, że przez resztę wieczoru mały blondynek nie da mi ani chwili wolnego i za to go właśnie kochałam.
- Jak się czujesz? - zapytała spoglądając na mnie.
- Bardzo dobrze - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Wszystko z nami w jak najlepszym porządku - dodałam głaszcząc swój mocno zaokrąglony brzuszek.
- A co z nim? wie o tym? - spojrzałam na Gregora i pokręciłam przecząco głową. Nie miałam zamiaru mówić mu o ciąży. Dał mi do zrozumienia, że nie chce mnie znać. Chciał bym zniknęła z jego życia, a ja robiłam to właśnie dla niego. - Sam, ale on musi przecież dowiedzieć się o tym, że będzie ojcem - dodał spoglądając na mnie
- Nie musi - odparowałam - Zniknęłam z jego życia tak jak mnie o to prosił. - dodałam szybko.
- Jak wolisz córeczko - westchnęła mama - Chodźcie do stołu, kolacja czeka...
Uśmiechnęłam się lekko, gdy partner matki przepuścił mnie w drzwiach. Gdy tylko skończyłam swój posiłek przeprosiłam całą trójkę i skierowałam się do swojego dawnego pokoju. Stał pusty od jakiś dwóch lat. Położyłam się na łóżku i kładąc swoją dłoń na brzuszku spojrzałam w śpiący Dortmund. Przymknęłam swoje powieki starając się nie rozpłakać, ale było już za późno. Pozwoliłam im swobodnie płynąć po moich policzkach. Mimo, że moje dziecko będzie żyło bez ojca, zrobię wszystko aby wychować je na wspaniałego człowieka. Obiecałam sobie, że się nie poddam. I choć kocham go całym sercem nie będę uczestniczyć w jego życiu...
- Mamo! - krzyknęłam wraz z narastającym bólem.
- Boże córeczko co się dzieje? - zapytała wpadając do mojego pokoju.
- Chyba się zaczyna - powiedziałam dysząc cały czas trzymając się za brzuch.
- Gregor szykuj samochód!
Byłam przerażona. Mimo, że chodziłam regularnie do szkoły rodzenia, ale ten moment nastał tak szybko i niespodziewanie. Za szybko...
Nie mogłam potrzymać mojej maleńkiej córeczki tak jak każda matka. Nie potrafiłam znieś widoku, gdy reanimowali moje dziecko. Płakałam jak bóbr, lecz gdy tylko usłyszałam jej płacz byłam ogromnie wdzięczna Bogu za to, że pozwolił jej żyć. Momentalnie zabrali ją do inkubatora. Serce mi drżało, nie mogłam stracić jeszcze jej.
- Wszystko będzie w porządku. - zapewniła pielęgniarka - Czasem tak się zdarza - dodała.
Kiwnęłam głową, że rozumiem, nie miałam nawet siły odpowiadać. Pragnęłam odpocząć, lecz najpierw musiałam dowiedzieć co z moją maleńką Lili.

__________________________________________________________________

A więc jestem i witam was serdecznie! ♥
Nie idzie nazwać tego rozdziałem, a raczej kolejnym wprowadzeniem.
Na początku zastanawiałam się czy właśnie nie zamienić tego z prologiem, ale stwierdziłam, że nie warto. Dopisałam trochę więcej i dodaje w postaci rozdziału ;)
Zastanawiam się jeszcze nad jedną kwestią związaną z tym blogiem, ale jeśli już zdecyduje dam wam znać następnym razem :)
A tymczasem spadam nadrabiać wszystko u was bo mam tak okropne zaległości przez ten wyjazd. 
Do następnego i dziękuje, że nadal jesteście ♥♥♥

czwartek, 4 czerwca 2015

Prolog.

Każdy zastanawia się nad jutrem. Czy w ogóle będzie, czy nadal będziemy żyć. Myślimy o każdej mijającej sekundzie czy minucie, dniu czy tygodniu. Nie mamy pojęcia co może zdarzyć się za chwilę. Czasem chcielibyśmy aby wszystko w naszym życiu było poukładanie i dokładne jak w napisanym scenariuszu, którego bylibyśmy autorami. Niestety to tylko takie pragnienie ukryte gdzieś w środku nas. Życie jest dosłownie inne. Przekręcone o sto osiemdziesiąt stopni. Raniące nas lub dostarczające szczęścia na każdym postawionym kroku. Obserwując ludzi dookoła, można się przekonać i stwierdzić, który człowiek jest szczęśliwy a który wręcz przeciwnie. W niektórych przypadkach jest całkowicie inaczej. Niektórzy potrafią ukryć smutki w środki i mimo, że cierpią nie widać tego w miej scach publicznych. Takim przypadkiem była Samanta. Dziewczyna zraniona przez najwspanialszego chłopaka na całym świecie. Mimo, że zranił ją, ona nadal go kochała. Nie wyobrażała sobie bez niego życia. Był częścią jej życia i będzie już na zawsze..
Całe dnie spędzała na swojej pracy. Szczęściem dla niej było to, że pracowała w swoim mieszkaniu. Choć nie odizolowała się od świata to szczerze wolała spędzać czas w ciepłym mieszkaniu. Taką właśnie osobą stała się panna Gradvil po stracie jednej z dwóch najważniejszych osób w jej życiu...
Nie zapomni o nim zwłaszcza teraz...
I nie ma opcji by zapomniała o nim kiedykolwiek później...

_______________________________

Zapraszam na mój kolejny blog ❤❤
Naprawdę dziękuje, że jesteście ❤