piątek, 30 października 2015

Siedemnaście.


Samanta

Chwile... Czasem ranią. A zwłaszcza, gdy nie masz kontaktu z nikim, którego kochasz, lub jest dla ciebie bardzo ważny. Nie wiesz co się w ogóle tam dzieje, bo nikt do ciebie nie dzwoni...
Od tygodnia nie miałam kontaktu z Reusem. Nie wiedziałam co się stało... nie wiedziałam niczego. Nie odbierał ode mnie telefonu. Smutek rozsadzał moje ciało, lecz wtedy była Lili, która zawsze potrafiła poprawić mi humor i on. Brunet o zielonych oczach, który właśnie wchodził do domu z tulipanem w ręku.
- Dzień dobry - rzekł uśmiechnięty cmokając mnie w policzek. Podał mi kwiatka i usiadł na krzesełku.
- Johann pamiętaj, że pomiędzy nami nic nie będzie - rzekłam odwrócona do niego plecami. Nalałam do wazonika wody i włożyłam do niego kwiatek.
- Przecież ja nic nie robię - rzekł na obronę - Nie martw się kwiatuszku, mi nie musisz dwa razy powtarzać. Całkowicie dostosowałem się do twojej decyzji - wytłumaczył.
- Wiesz, że nie lubię jak wydajesz na mnie swoje pieniądze - jęknęłam spoglądając na niego.
- Ale wiesz, że ja lubię ci kupować kwiatki i twoje jęki mnie nie przekonają, bo nadal będę to robił - rzekł z przekonaniem na co odpowiedziałam głośnym westchnięciem. Nienawidziłam, gdy ktoś wydawał na mnie jakiekolwiek pieniądze... Czułam się wtedy bardzo dziwnie.
- To zamiast wydawać pieniądze na nie, mógłbyś zerwać je z ogródka - nie miałam zamiaru przegrać tej walki, więc miałam nadzieję, że chociaż to zadziała...
- Przykro mi Sami... ale jest dopiero styczeń. Kwiatki o tej porze jeszcze nie rosną - zaśmiał się
- Trzy kropki - odparłam zrezygnowana co wywołało u niego rechot.
- Dobra, zrobię to dla ciebie i będę przynosił tylko jeden na tydzień pasuje? - zapytał.
- Już lepsze to niż przynoszenie ich co dwa dni - powiedziałam patrząc na jego rozpromienioną twarz.
- A teraz chodźmy do salonu bo nam herbata wystygnie - dodał ciągnąc mnie za rękę. Usiadłam tuż obok niego, sprawdzając czy włączyłam "elektroniczną nianię". Spojrzałam na szatyna z zastanowieniem. Zauważyłam, że on również mi się przypatruje.. - Co? - zapytał.
- Znamy się tydzień. Zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić a ja nadal nie wiem czym się zajmujesz - powiedziałam biorąc łyk ciepłego napoju.
- Latam - odparł krótko.
- Jesteś pilotem tak?
- Nie! nie absolutnie nie - rzekł roześmiany - Źle to ująłem. Jestem skoczkiem narciarskim - dodał.
- Naprawdę? - zdziwiłam się - Dlaczego ja zawsze muszę trafiać na sportowców w swoim życiu - jęknęłam po raz kolejny tego dnia.
- To przeznaczenie kwiatuszku - mrugnął do mnie okiem - Widocznie Bóg stwierdził, że jesteś idealną panią dla jakiegokolwiek sportowca - dodał uśmiechając się do mnie.
- Jak na razie to mam ich dość - powiedziałam smutno.
Odwróciłam wzrok w stronę okna by powstrzymać się od łez. Samo wspomnienie Erika, za którym strasznie tęskniłam mimo, że już nie był mój. Broniłam się przed nim, nie chciałam by wchodził z butami w moje życie... Choć tak naprawdę było inaczej. Dokładnie odwrotnie. Może i broniłam się przed wszystkim w Dortmundzie, ale tutaj nie muszę. Wiem co czuję, i do kogo należy moje serce. Chcę się z tego wyleczyć, ale nie potrafię. On już nie może być mój i nie będzie. Muszę się z tym pogodzić. Do tego rodzice, Timi i Tamas a przede wszystkim Marco. Nie odbierał, nie oddzwaniał, nie odpisywał. Co sprawiało, że czułam się przygnębiona. Tęsknota za Dortmundem była ogromna, ale nie potrafiłam wrócić.
Poczułam jak Johann przysuwa się do mnie i po chwili pozwala mi się wtulić w jego klatkę piersiową. Jego ręce szczelnie mnie obejmowały, a ja dałam upust swoim emocjom. Pierwszy raz od kiedy tutaj z małą jesteśmy.
- Marco - szepnęłam spoglądałam na ekran swojego telefonu.
- Odbierz, ja pójdę zobaczyć co z Lili - uśmiechnął się do mnie i szybkim tempem skierował się na górę.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś - pisnęłam z żalem - Bałam się - dodałam smutno.
- Przepraszam skarbie - powiedział - Musiałem wszystko przemyśleć i załatwić...
- Powiesz mi? - zapytałam
- Erik... on się pomalutku już domyśla Sam. Widzi, że coś ukrywam. Widzi jak się zachowuje, gdy zapyta o Lili. Ja nie umiem kłamać. Powtarzam ci to już po raz setny chyba. Sami ja tak nie umiem. Mam ochotę powiedzieć mu o wszystkim. On musi wiedzieć - rzekł
- Nie... błagam jeszcze nie teraz - powiedziałam cicho - Nie kłam... po prostu nie mów mu prawdy. Albo wymigaj się od odpowiedzi...
- Tak się przez cały czas nie da - mruknął.
- Ja już sama nie wiem co robić - powiedziałam cichutko stając przed oknem. Przymknęłam swoje oczy pragnąc zobaczyć jakieś rozwiązanie...
- Powiedz mu - westchnął - Albo ja mu powiem - dodał.
- Marco proszę cię, tylko mnie nie szantażuj - mruknęłam.
- Samanta to postaw się na moim miejscu. Ja już mam tego dosyć. Kocham was, ale tak nie potrafię. Myślisz, że robisz to dla dobra Lili, ale tak nie jest. Ona potrzebuje ojca...
- Powiem, ale jeszcze nie teraz.. - upierałam się. - Niepotrzebnie dzwoniłeś - rzekłam próbując by mój głos zabrzmiał normalnie.
- Samanto...
Zakończyłam pośpiesznie połączenie by kolejny raz wtulić się w ramiona Forfanga. Łzy swobodnie kapały po moich policzkach jednocześnie mocząc koszulkę skoczka.
- On ma rację. Powinnam mu powiedzieć - rzekłam - Jestem najgorszą mamą na świecie - chlipnęłam.
- Nie mów tak - powiedział cicho - Jesteś najlepszą mamą jaką kiedykolwiek znałem. Robisz wszystko by Lili była szczęśliwa - szepnął całując mnie czoło i po raz kolejny szczenie i mocno mnie obejmując...



Można milczeć, i milczeniem kogoś ranić...


___________________________________________________________________________

Dzieńdoberek <333
Przybywam z siedemnastką :))
Co sądzicie? :P Czekam na wasze opinie.
U was pojawię się prawdopodobnie jutro, choć może późnym wieczorem mi się uda :))
Do następnego ♥

piątek, 23 października 2015

Szesnaście.


Erik

Tak od dwóch dni jesteśmy zaręczeni. Stało się... choć bałem się powiedzieć o tym komukolwiek. Zwłaszcza rodzicom czy Jonasowi. Wiedziałem, że to nie będzie dla nich wiadomość, którą będą chcieli usłyszeć. Przetarłem swoje oczy budząc się do końca. Spojrzałem na miejsce obok mnie, które było puste. Przeciągnąłem się ostatni raz i wstałem. Skierowałem się w stronę salonu...
- Nastia? - zapytałem schodząc po schodach - Nasti jesteś?
Na stole w jadalni znalazłem niewielką karteczkę z jej charakterystycznym pismem. Wyjechałam na pokaz i sesję do Londynu. Wrócę za tydzień. Wściekłem się, przecież miała na czas ciąży zrezygnować z tych głupich pokazów. Miała się oszczędzać i wypoczywać... Dla dobra maleństwa. Jedyną rzeczą, która mnie w tamtym momencie ratowała to myśl, że już za dobre dwie godzinki jest trening i spokojnie będę mógł wyżyć się na piłce... Miałem po prostu dość. Serdecznie dość... Do tej dziewczyny nic nie docierało. A co najlepsze? Obiecała mi wczoraj, że na czas ciąży zrezygnuje... Będzie robiła wszystko by nasza dzidzia urodziła się zdrowa. A ja miałem jej w tym pomagać a z czasem stać się najlepszym ojcem. Bo zawsze chciałem nim być...
Równo o dwunastej wsiadłem do auta i wcześniej zapinając pas pognałem w stronę Signal Iduna Park. Wjeżdżając na parking zauważyłem Jonasa wraz z Marco opartych o jego samochód.
- Witam szanownych panów - uśmiechnąłem się - Panie mają pierwszeństwo - zaśmiałem się kierując dłoń w stronę Hofmanna, by później uścisnąć rękę Reusa.
- Idź bo jak ci...
- Dawaj - rzuciłem wyzywająco
- Odegram się w Fifie - odparł
- Ile razy to już słyszałem - powiedziałem obojętnie śmiejąc się cicho
- O patrzcie kto idzie! - pisnął Hofi biegnąc w stronę Eydlin naszej recepcjonistki. Usłyszałem tylko prychnięcie Reusa na które nie potrafiłem nie zareagować śmiechem.
- Co tam u Sam i Lili? - wypaliłem nagle.
- Zapewniała mnie, że u nich wszystko w porządku - powiedział spoglądając przed siebie - Dlaczego pytasz?
- Nie mogę? - odparłem pytaniem na pytanie - To jakieś zakazane? - dodałem spoglądając na niego.
- Nie - odparł cicho - No ale nie sądziłem, że tak często będziesz o nie pytał, skoro już nie uczestniczą w twoim życiu - kolejny raz ta reakcja... ona musiała do czegoś prowadzić. Zdenerwowany przymknął na moment swoje powieki, nerwowo przygryzając dolną wargę...
- Co to miało znaczyć? - zapytałem.
- Matko Erik... Miałeś wrócić, walczyć o Samantę jednak wybrałeś inaczej. Nie wiem do czego dążysz, ale sens mojego zdania chyba źle odczytałeś.. - rzekł poprawiając swoją torbę na ramieniu. Niech się cieszy, że docieraliśmy już do szatni, ale on sam wie, że teraz to już nie odpuszczę. Bo ja doskonale odczytałem jej sens, aż tak głupi to ja nie jestem panie Reus. A on się po prostu wkopał... Bo Marco Reus naprawdę nigdy nie potrafił kłamać i raczej umiał nie będzie...
Cały trening obserwowałem go cały czas. Dosłownie lustrowałem go wzrokiem a on z całych sił bronił się przede mną...
- Wiesz, że teraz nie odpuszczę i dowiem się tego, co próbowałeś przede mną ukryć?
- O co ci chodzi Durmi? - zapytał podirytowany - Nic przed tobą nie ukrywam.. Jesteśmy przyjaciółmi..
- Nie?! - spojrzałem na niego - To niby co to miało znaczyć? - dodałem lekko zdenerwowany.
- Źle odczytałeś sens mojego zdania stary - powtórzył.
- Nie jestem aż taki głupi Reus - warknąłem - Nie odpuszczę, wiesz o tym.. Więc będzie lepiej jak powiesz mi tutaj, teraz, w tej chwili - stanąłem przed nim taranując mu drogę. Wiedziałem, że w moich oczach widać ogniki zdenerwowania i dociekliwości, lecz na to, to on był akurat uodporniony.
- Nie mam ci nic do powiedzenia Erik - mruknął
- To co niby oznacza twoje zachowanie? - podirytowałem się - Gdy tylko wspomnę o Sam a przede wszystkim o Lili jesteś zdenerwowany, twoje wszystkie mięśnie się napinają a szczęka się zaciska. Myślisz, że tego nie widać. Jednak jesteś w błędzie. Marco powiedz mi prawdę - powiedziałem - Lili jest moją córką? - zapytałem.. kolejny raz mając tą nadzieję, że to okaże się prawdą.. Widziałem jak przełyka ślinę, jednak za chwilę jego całe ciało ogarnia złość, a ręce zaciskają się w pięści...
- Raz już ci to powiedziałem, ale widocznie do ciebie nie dotarło - warknął wściekły - Lili nie jest twoją córką! A teraz przepraszam muszę jechać do domu. Sandra się źle czuje - zapewnił wymijając moją sylwetkę.
Westchnąłem cicho wpatrując się w jego plecy. Ochłonąłem chwilę, starając uspokoić wszystkie nurtujące mnie pytania. Nadal wiedziałem, że Marco coś ukrywa. Jego przekonanie w głosie dało się wyczuć, lecz oczy mówiły zupełnie coś innego. Ukazywały całkowite przeciwieństwo do jego słów...
- Halo? - powiedziałem przykładając telefon do ucha.
- Hej Erik.
- O cześć Fabio - odparłem - Coś się stało?
- Nie! - odparł natychmiastowo - Tylko wyniki Nastii są już do odebrania. Mówiła coś o jakimś wyjeździe, więc może ty mógłbyś je odebrać? - zapytał.
- Pewnie - uśmiechnąłem się sam do siebie - Będę tak u ciebie za.. - przerwałem spoglądając na zegarek zdobiący moją lewą rękę - Za trzydzieści minut powinienem u ciebie być - dodałem.
- Dobra, czekam - odpowiedział kończąc połączenie.
Ruszyłem w stronę auta i wyciągnąłem kluczyki. Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i odpaliłem auto. Zahaczyłem tylko o jeden sklep i zacząłem kierować się w stronę kliniki ginekologicznej...



Wciąż jednak nie mogę sobie Ciebie odpuścić...


_______________________________________________________________________

Dzień dobry moje słoneczka ❤
Przybywam do was z kolejnym rozdziałem :)) mam nadzieję, że sie spodoba :)
U was pojawie się późnym wieczorem lub dopiero jutro :)
Do następnego ❤
Dziękuje, że jesteście❤

sobota, 17 października 2015

Piętnaście.


Samanta

Uśmiechnęłam się spoglądając na Lili spała sobie smacznie z lekkim uśmiechem na buźce. Mocno tuliła do siebie miśka od Erika. Radość przepełniała całe moje ciało. Poprawiłam delikatnie jej kocyk i dalej szłam przed siebie. Słoneczko cudownie świeciło na niebie a jego promyki ogrzewały wszystko dookoła. Śniegu prawie już nie było a temperatura była tak wysoka, że schowałam swoją kurtkę do szafy. Rozglądałam się dookoła chcąc jak najwięcej zapamiętać tych cudownych widoków. Dużo zieleni, góry... Idealne miejsce...
- Dzień dobry śpiochu - cmoknęłam Lili w policzek biorąc ją na ręce - Jesteś moim serduszkiem co? - zapytałam radośnie łaskocząc ją po brzuszku co wywołało u niej radony pisk. Zaśmiałam się cicho siadając na jednej z pobliskich ławeczek. Wyciągnęłam z torby butelkę i dałam małej jeść. Spoglądałam na nią czule zastanawiając się jak to będzie dalej... Bo czy faktycznie powinnam okłamywać Erika? przecież Lili musi mieć ojca... Ale nie chciałam by dawał mi cokolwiek. Nie chciałam by ponownie wchodził butami w moje życie. Teraz gdy będzie miał dziecko... Tak jestem uparta, dlatego nie chce mu o tym powiedzieć. A co zrobię gdy Lili zapyta o tatę? tego też nie wiedziałam. Nie chciałam na razie o tym myśleć...
- Idziemy dalej na spacerek? - spojrzałam na nią.
Ponownie wzięłam ją na ręce i ruszyłam przed siebie. Lilcia rozglądała się dookoła patrząc z zaciekawieniem na różne zwierzątka. Spojrzałam na nią przez chwilę potem przeniosłam wzrokiem za jej rączką, którą wyciągnęła przed siebie.
- Jest konik? - uśmiechnęłam się - Chodź podejdziemy do niego...
Spoglądałam jak mała przypatruje się z zaciekawieniem i uwagą siwkowi. Był przepiękny... Kremowa grzywa i ogon dodawały mu jeszcze większego uroku a w jego niebieskich oczkach szło się zakochać.
- Uwaga, ona gryzie - usłyszałam za sobą głos jakiegoś chłopaka. Odwróciłam się w jego stronę a on obdarował mnie słodkim uśmiechem. Brązowe włosy idealnie ułożone, jego ciemnozielone oczy, które z daleka wydawały się czarne jak węgiel... Przyglądał mi się uważnie, chyba wyglądałam na głupią...
- Wcale nie - odparłam odwzajemniając jego gest - Jest wspaniała - dodałam głaszcząc ją.
- Macie chyba jakiś magiczny dar - odparł zafascynowany podchodząc bliżej.. - Johann - rzekł podając mi dłoń. Przytrzymałam mocniej Lilcię i podałam mu swoją.
- Samanta - uśmiechnęłam się - A to jest Lili - dodałam.
- Cześć słodziaku - rzekł wpatrując się w nią - Co was tutaj sprowadza? - zapytał przenosząc wzrok ponownie na mnie.
- Przyjechałyśmy trochę odpocząć - rzekłam.
- To może dacie się zaprosić na małą kawę? Tutaj niedaleko jest niewielka kawiarenka...
- Nie chcę być nie miła, ale niestety musimy już wracać - odpowiedziałam.
- Nie ma sprawy - kolejny raz posłał mi uśmiech - Mam nadzieję, że do zobaczenia?
- Do zobaczenia - odparłam uśmiechnięta idąc w stronę domu. Ostatni raz obejrzałam się w jego stronę po czym posłałam mu kolejny uśmiech. Pomachał mi radośnie i odwrócił się w stronę klaczy, którą chciał pogłaskać niestety prawie go ugryzła. Zaśmiałam się cicho.. Może naprawdę mamy jakiś magiczny dar. Pokręciłam z rozbawieniem głową. Docierając do domu ponownie ujrzałam Johanna. Stał z bukietem kwiatków przed drzwiami. Spojrzał na zegarek widocznie na nas czekając.
- Co tutaj robisz? - zapytałam nagle a on podskoczył z przerażenia.
- Więc dobrze myślałem, że to ty - uśmiechnął się cicho - Mój tata sprzedał ci ten dom. A ja chciałem przyjść cię powitać - wyjaśnił uśmiechając się szeroko.
- Dziękuje są piękne - odparłam gdy podał mi bukiet - Nie musiałeś..
- A właśnie, że musiałem - rzekł radośnie - Pomogę ci - zaoferował wnosząc wózek po schodach.
- W takim razie zapraszam na herbatę - powiedziałam sprawdzając czy Lilcia się nie obudziła. Wjechałam nim do salonu i ostrożnie poprawiłam jej kocyk.
- Mam manię poprawiania jej kocyka - zaśmiałam się idąc w stronę kuchni. Johann po chwili dołączył do mnie. Wstawiłam wodę w czajniku i włożyłam herbatę do dwóch kubków. W czasie gdy woda się gotowała odwróciłam się w stronę chłopaka, który z uśmiechem dokładnie mi się przyglądał - Tak w ogóle nawet nie wiesz jak jestem wam wdzięczna za pomoc - dodałam.
- Pamiętaj, że gdyby coś zawsze możesz do mnie dzwonić - rzekł biorąc karteczkę stojącą na wysepce w kuchni i zapisał na niej ciąg liczb - Ja z chęcią pomogę..
- Miło z twojej strony - odpowiedziałam - A mi zarazem głupio bo wykorzystałam ciebie i twojego ojca a ty nadal proponujesz mi pomoc - spojrzałam w jego oczy..
- Tak się składa, że chciałem ci pomóc i chcę ci pomagać - uśmiechnął się. To przekonanie w jego oczach mówiło samo za siebie... Gdy woda się już zagotowała zalałam dwa kubki i zaniosłam mu siadając obok.
- Zaraz, zaraz - rzekłam a w moim wyobrażeniu żółta żarówka pojawiła się nad moją głową - Wczoraj również przyniosłeś mi kwiaty?
- Owszem - zatwierdził dumnie.
- To dlaczego na liściku podpisałeś się André?
- Tak faktycznie - powiedział - Johann André Forfang miło mi cię poznać Samanto - uśmiechnął się ponownie podając mi dłoń, którą uścisnęłam z rozbawieniem...



Chwila, która trwa może być jedną z najlepszych twoich chwil.


___________________________________________________________________________

Musiałam XD tak mnie jakoś naszło by połączyć te dwa światy <3
Chyba po raz pierwszy to robię, mam nadzieję, że mi wyjdzie XD
Witaj Johannie <3 :DD
A ja przepraszam, że jestem dopiero dzisiaj. Obowiązki, przemęczenie sprawiło, że tuż po meczu padłam. Zasnęłam i obudziłam się dopiero dziś rano. U was pojawię się późnym wieczorem :(
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :*
Do następnego ❤


piątek, 9 października 2015

Czternaście.


Erik

Jak to się mówi?. Święta, święta i po świętach... Nareszcie wszystko przemyślałem, wszystko muszę teraz poukładać. Uśmiechnięty wracałem do domu choć wiedziałem, że Nastia będzie dopiero późnym wieczorem. Przez całe dwa tygodnie nie rozmawialiśmy. Żadne z nas nie odezwało się do siebie ani słowem, a tak nie mogło być. Właśnie teraz w tym czasie wszystko musi się ułożyć. Dla dobra naszego maluszka. Chwyciłem jabłko leżące w koszyczku i usiadłem na blacie. Ugryzłem kawałek machając nogami i rozglądając się dookoła. Teraz nasze życie się odmieni, a ja będę spełnionym mężczyzną móc trzymać swoje dziecko na rękach. Tej dumy nie zapomnę nigdy. Ta radość, która rozsadza mnie od środka... Na samą myśl serce przyśpiesza swoje bicie...
Nastii nie ma... wpadniesz?
Wystukałem na klawiaturze w swoim telefonie i nie czekając nawet na odpowiedź zacząłem przygotowywać szklanki do soku. Nie minęło nawet dziesięć minut, a usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Mój przyjaciel momentalnie znalazł się w kuchni pomagając mi zanieść przekąski do salonu.
- Miło cię widzieć - powiedziałem podając Jonasowi pada.
- Erik wszystko dobrze? - zapytał unosząc jedną brew ku górze.
- Wszystko dobrze? - odparłem pytaniem na pytanie
- Zachowujesz się dziwnie stary - rzekł przypatrując mi się uważnie - Zresztą ty zawsze byłeś dziwny - stwierdził roześmiany i wybrał swoją drużynę.
- Swój do swego ciągnie - zaśmiałem się.
Hofi prychnął i roześmiał się jeszcze głośniej. Nie trzeba było czekać długo bym dołączył do niego...
- Skopie ci dzisiaj tyłek - rzekł.
- Mhm - mruknąłem - Ile razy to słyszałem? - uśmiechnąłem się spoglądając na niego. Po chwili momentalnie stałem się poważniejszy. - Czy nie może być tak zawsze? - zapytałem - Bez kłótni, z radością i śmiechem?
- Gdyby nie N...
- Proszę cię Hofi... ten jeden dzień nawet o niej nie wspominajmy - mruknąłem cicho - Choć raz niech będzie tak jak kiedyś.. tak jak przed chwilą - dodałem.
- Masz moje słowo stary... sam wolę gdy jest tak jak teraz... Nienawidzę się z tobą kłócić Durmi - rzekł - No bo kurde jesteśmy przyjaciółmi a przez ostatnie pół roku chyba w ogóle normalnie nie rozmawialiśmy. Czasami mi tego brakuje, ale gdy przychodzę do ciebie, a ty znów jesteś smutny bo ta jędza ci coś zrobiła... Nie potrafię patrzeć jak mój najlepszy przyjaciel cierpi...
- Tak wiem - odpowiedziałem - Kiedyś było lepiej... - westchnąłem wracając myślami do przeszłości - Wszystko było lepsze, ale przeszłości już nie ma. Trzeba iść tylko do przodu Jonas - przymknąłem na chwilkę swoje oczy by powstrzymać się od łez... Znów chciało mi się płakać choć obiecywałem sobie, że będę twardy. Tylko, że to wszystko mnie dołuje. Kłótnie z Nastią jak i Hofmannem. Obecność Samanty na dodatek z małą, przepiękną i wspaniałą Lili. Rzadkość spotkań z rodzicami i siostrą... Czasem miałem dość. Chciałem się podnieść i iść dalej, ale było mi strasznie ciężko...
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć Erik. Wiem ostatnio byłem cholernym dupkiem. Postaram się poprawić tylko, że to jest trudne...
- Co jest trudne? - zapytałem patrząc na niego.
- Widok jak cierpisz, jak Nastia rani cię na każdym kroku który postawi. Ty chcesz być twardy, chcesz być ideałem faceta. Tym którego można kochać. Tylko, że ona nie potrafi dostrzec tego ideału... - powiedział - Wiem, mieliśmy nie rozmawiać o niej... ale choć raz jest okazja. Żaden z nas nie krzyczy.. rozmawiamy normalnie jak przyjaciele.. - dodał - Możesz mi tylko powiedzieć kilka ostatnich rzeczy? - zapytał
- Pewnie - uniosłem jeden kącik ust ku górze. Starałem się uśmiechnąć jednak mi się nie udało.
- Powiedz mi tylko co Sami mówiła na to, gdy obdarowywałeś ją kwiatami?
- Że nie mam na nią wydawać tylu pieniędzy, choć to o pieniądze nie chodziło. Chciałem udowadniać jej jak bardzo ją kocham.. - odparłem zgodnie z prawdą.
- A Nastia co mówi?
- Że mogłem kupić ładniejsze.. choć czasem podziękuje.
- No dobra.. - mruknął - A co Samanta mówiła, gdy kupowałeś jej drogie prezenty?
- Nie kupowałem... Nie chciała ich - powiedziałem - Jedynym takim prezentem była ta słynna bransoletka za którą biegaliśmy po całym mieście bo chciałem by była wyjątkowa - wyjaśniłem.
- Pamiętam - uśmiechnął się - Wracając.. A Nastia? Jak reaguje na takie prezenty? - z jego ust po raz kolejny padło pytanie, nawet nie liczyłem które przez ten krótki czas.
- Cieszy się, jest szczęśliwa.
- To teraz zostawię cię samego bo muszę już lecieć. A ty panie Durm niech pan poskłada sobie fakty, o które pana przed chwilą zapytałem i pan na nie odpowiedział. Dzięki za mecz, widzimy się na treningu - uśmiechnął się i przybił mi piątkę. Gdy tylko usłyszałem trzaśnięcie drzwiami zacząłem gorączkowo myśleć o tym wszystkim. Wiedziałem o co mu chodziło, ale nie każda dziewczyna jest taka jak Samanta...
- Hej kochanie - powiedziałem biegnąc do drzwi, gdy drzwi wejściowe ponownie tego dnia się otworzyły. Obdarowałem ją soczystym buziakiem i o dziwo się nie odsunęła. Ona również chciała zapomnieć o naszej kłótni. Poprowadziłem ją do jadalni, gdzie czekała na nas romantyczna kolacja przy świecach.. Cień uśmiechu pojawił się na jej twarzy. Podsunąłem lekko jej koszulkę ku górze i cmoknąłem jej brzuch. Chcąc uświadomić jej, że pragnę tego brzdąca z całego serca. Przytuliłem ją po chwili mocno zanurzając głowę w jej włosy.
- Przepraszam za wszystko - szepnąłem tuż przy jej uchu. - Nie chcę się więcej kłócić Nasti, nie możemy ze względu na nasze dziecko. Ono nie może rozwijać się w takim stresie. - dodałem - Może zjemy? - zapytałem i uśmiechnąłem się do niej. Pokiwała mi twierdząco głową i usiada na krześle, które jej odsunąłem... Po posiłku w końcu wziąłem się za siebie i wyciągając niewielkie pudełeczko z kieszeni uklęknąłem na jedno kolano tuż przed nią i..
- Nastio czy zostaniesz moją żoną?
- Tak! - oparła radośnie całując mnie czule w usta. Uśmiechnąłem się szeroko nie przerywając pocałunku...



Nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć...


_________________________________________________________________________

No to się stało :D
Mam do was maleńką prośbę, jeśli ktoś czyta zostawi dla mnie komentarz?
Nawet kropkę.
Chcę wiedzieć, czy ktoś jeszcze czyta :)
Do następnego misie ❤
Ps. Nie musicie wyciągać waszych pistoletów, nożów, dzid, wideł XD
Mam swój bunkier, więc mnie nie znajdziecie XDD

piątek, 2 października 2015

Trzynaście.


Samanta

Tromsø. Jedyne miasto, które zrobiło na mnie wrażenie. Nie żaden Londyn czy Wiedeń ani Amsterdam. Urzekło mnie od początku. Czyste i świeże powietrze, mimo iż jest to największe miasto północnej Norwegii. Piękny krajobraz. A przede wszystkim widok który mamy z naszego okna. Niewielki domek, cały z drewna wpadł mi od razu w oko. Na górze dwa pokoje z łazienką na dole natomiast kuchnia oraz jadalnia z ogromnym salonem i łazienką dla gości... Klimat całemu pomieszczeniu dodawał średniej wielkości kominek...Specjalnie dla Lili wybrałam dom rzec można przy samym lesie. Z dala od hałasu, ryku silników... Zrobię dla niej wszystko by była uszczęśliwiona, choć wiedziałam, że zmiana otoczenia zrobiła na niej złe wrażenie...
- Witaj w nowym domu serduszko - powiedziałam całując ją w główkę - Pamiętaj, że mamusia chce dla ciebie jak najlepiej - dodałam tuląc ją do siebie.
Starałam się uśmiechnąć, ale nie udało mi się to. Lili lustrowała mnie dokładnie swoimi zielonymi oczkami. Jedyne z czego byłam z siebie dumna to, to że kiedyś gdy nudziło mi się strasznie, więc zapisałam się na kurs języka norweskiego a później z zapałem uczyłam się go bardziej. Przynajmniej będę się mogła dogadać...
- Choć żabko mama pokaże ci twój pokój - rzekłam wspinając się po schodach na górne piętro. Otworzyłam lekko drzwi a oczom ukazał mi się bardzo różowy pokoik. Łóżeczko stało w prawym rogu, a niewielka komoda przy oknie. W duchu dziękowałam mężczyźnie oraz jego synowi za to, że tak z samych siebie zażądali, że przemalują pokoje i urządzą mi mieszkanie kupując te rzeczy o które prosiłam, i za które przelałam im pieniądze. Nie sądziłam, że mieszkają tutaj tacy życzliwi i wspaniali ludzie...
- Urządzimy tutaj pokoik dla najpiękniejszej księżniczki na świecie co ty na to? - uśmiechnęłam się cmokając ją w policzek. - Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa myszko - mruknęłam cicho podchodząc do okna i wpatrując się w ogromne, a zarazem cudowne góry. Lili wpatrywała się jak zahipnotyzowana w biegające na pastwisku owieczki. Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy a mi zrobiło się troszkę lżej na sercu...Gdy Lilcia się przebudziła po południowej drzemce ubrałam ją cieplutko i włożyłam ją do wózka ruszając na poszukiwania jakiegoś sklepu. Kierując się na przód szybko wybrałam numer przyjaciela...
- Jak tam piękności? - zapytał
- Hej Marco - uśmiechnęłam się - Tutaj jest jeszcze piękniej niż przypuszczałam - dodałam rozglądając się na boki. - Lili zrobiła sobie już popołudniową drzemkę, którą zaraz chyba będzie kontynuować - zaśmiałam się spoglądając do wózka i poprawiając córeczce kocyk - No i idziemy teraz do sklepu...
- O której wylądowałyście?
- Koło dwunastej - odparłam.
- Sami jest piętnasta, dlaczego nie dałaś mi znać? wiesz jak się o was martwiłem - powiedział z rozpaczą - Teraz nie będę mógł się wami opiekować - posmutniał.
- Marco - powiedziałam poważnie, choć głos łamał mi się okropnie - Obiecuje ci, że przylecimy do was gdy tylko wszystko sobie poukładam. Kocham cię strasznie jak brata. Nawet nie wiesz jak ciężko mi bez ciebie żyć tutaj. Tak samej tylko z Lili, ale mam już swoje lata. Jestem odpowiedzialna, ostrożna i rozsądna. Dam sobie radę, nie musisz się martwić - wytłumaczyłam.
- Wiem... - westchnął - Ale jesteś moją maleńką siostrzyczką...dlaczego nie chcesz mi powiedzieć gdzie wyjechałyście? - mruknął cicho.
- Ty nie potrafisz kłamać a to byłoby za duże ryzyko gdyby on cię o nas zapytał... Przepraszam...muszę kończyć - szepnęłam.
- Ale Sam...
- Przepraszam Marco - przerwałam mu i rozłączyłam się.
Wiedziałam, że gdyby ta rozmowa potrwała by troszkę dłużej wygadałabym mu wszystko...
Okazało się, że sklep jest bardzo niedaleko, a rozpromieniona i miła kasierka sprawiła, że moje stwierdzenie się sprawdziło. Tutaj chyba naprawdę wszyscy ludzie są tacy wspaniali...
Wracając do domu natknęłam się na niewielki bukiecik z różnorodnych kwiatków oraz mały pakunek w którym znajdował się malutki misiaczek skierowany dla Lili. Kładąc ją do łóżeczka, nakarmioną i wykąpaną poprawiłam jej kocyk oraz misia, którego dostała od Erika. Nie umiałam go wyrzucić.. zwłaszcza że mała zasypiała przytulona do niego w krótką chwilę. Zeszłam na dół i zanurzając lekko rękę w kwiatkach wyciągnęłam z nich liścik.
Mamy z tatą nadzieję, że dom się podoba. Witamy w Norwegii! ~ André :)



Czasem pytania są proste, ale odpowiedzi skomplikowane...


_________________________________________________________________________

Witam misiaczki w końcu :*
Zaczynamy nowy rozdział w życiu Samanty i Lilci :)
Dziś taki nijaki, ale się rozkręce xd
Czekam na wasze opinie ❤
Do was wlecę jutro :)
Do następnego ❤