Samanta
Chwile... Czasem ranią. A zwłaszcza, gdy nie masz kontaktu z nikim, którego kochasz, lub jest dla ciebie bardzo ważny. Nie wiesz co się w ogóle tam dzieje, bo nikt do ciebie nie dzwoni...
Od tygodnia nie miałam kontaktu z Reusem. Nie wiedziałam co się stało... nie wiedziałam niczego. Nie odbierał ode mnie telefonu. Smutek rozsadzał moje ciało, lecz wtedy była Lili, która zawsze potrafiła poprawić mi humor i on. Brunet o zielonych oczach, który właśnie wchodził do domu z tulipanem w ręku.
- Dzień dobry - rzekł uśmiechnięty cmokając mnie w policzek. Podał mi kwiatka i usiadł na krzesełku.
- Johann pamiętaj, że pomiędzy nami nic nie będzie - rzekłam odwrócona do niego plecami. Nalałam do wazonika wody i włożyłam do niego kwiatek.
- Przecież ja nic nie robię - rzekł na obronę - Nie martw się kwiatuszku, mi nie musisz dwa razy powtarzać. Całkowicie dostosowałem się do twojej decyzji - wytłumaczył.
- Wiesz, że nie lubię jak wydajesz na mnie swoje pieniądze - jęknęłam spoglądając na niego.
- Ale wiesz, że ja lubię ci kupować kwiatki i twoje jęki mnie nie przekonają, bo nadal będę to robił - rzekł z przekonaniem na co odpowiedziałam głośnym westchnięciem. Nienawidziłam, gdy ktoś wydawał na mnie jakiekolwiek pieniądze... Czułam się wtedy bardzo dziwnie.
- To zamiast wydawać pieniądze na nie, mógłbyś zerwać je z ogródka - nie miałam zamiaru przegrać tej walki, więc miałam nadzieję, że chociaż to zadziała...
- Przykro mi Sami... ale jest dopiero styczeń. Kwiatki o tej porze jeszcze nie rosną - zaśmiał się
- Trzy kropki - odparłam zrezygnowana co wywołało u niego rechot.
- Dobra, zrobię to dla ciebie i będę przynosił tylko jeden na tydzień pasuje? - zapytał.
- Już lepsze to niż przynoszenie ich co dwa dni - powiedziałam patrząc na jego rozpromienioną twarz.
- A teraz chodźmy do salonu bo nam herbata wystygnie - dodał ciągnąc mnie za rękę. Usiadłam tuż obok niego, sprawdzając czy włączyłam "elektroniczną nianię". Spojrzałam na szatyna z zastanowieniem. Zauważyłam, że on również mi się przypatruje.. - Co? - zapytał.
- Znamy się tydzień. Zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić a ja nadal nie wiem czym się zajmujesz - powiedziałam biorąc łyk ciepłego napoju.
- Latam - odparł krótko.
- Jesteś pilotem tak?
- Nie! nie absolutnie nie - rzekł roześmiany - Źle to ująłem. Jestem skoczkiem narciarskim - dodał.
- Naprawdę? - zdziwiłam się - Dlaczego ja zawsze muszę trafiać na sportowców w swoim życiu - jęknęłam po raz kolejny tego dnia.
- To przeznaczenie kwiatuszku - mrugnął do mnie okiem - Widocznie Bóg stwierdził, że jesteś idealną panią dla jakiegokolwiek sportowca - dodał uśmiechając się do mnie.
- Jak na razie to mam ich dość - powiedziałam smutno.
Odwróciłam wzrok w stronę okna by powstrzymać się od łez. Samo wspomnienie Erika, za którym strasznie tęskniłam mimo, że już nie był mój. Broniłam się przed nim, nie chciałam by wchodził z butami w moje życie... Choć tak naprawdę było inaczej. Dokładnie odwrotnie. Może i broniłam się przed wszystkim w Dortmundzie, ale tutaj nie muszę. Wiem co czuję, i do kogo należy moje serce. Chcę się z tego wyleczyć, ale nie potrafię. On już nie może być mój i nie będzie. Muszę się z tym pogodzić. Do tego rodzice, Timi i Tamas a przede wszystkim Marco. Nie odbierał, nie oddzwaniał, nie odpisywał. Co sprawiało, że czułam się przygnębiona. Tęsknota za Dortmundem była ogromna, ale nie potrafiłam wrócić.
Poczułam jak Johann przysuwa się do mnie i po chwili pozwala mi się wtulić w jego klatkę piersiową. Jego ręce szczelnie mnie obejmowały, a ja dałam upust swoim emocjom. Pierwszy raz od kiedy tutaj z małą jesteśmy.
- Marco - szepnęłam spoglądałam na ekran swojego telefonu.
- Odbierz, ja pójdę zobaczyć co z Lili - uśmiechnął się do mnie i szybkim tempem skierował się na górę.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś - pisnęłam z żalem - Bałam się - dodałam smutno.
- Przepraszam skarbie - powiedział - Musiałem wszystko przemyśleć i załatwić...
- Powiesz mi? - zapytałam
- Erik... on się pomalutku już domyśla Sam. Widzi, że coś ukrywam. Widzi jak się zachowuje, gdy zapyta o Lili. Ja nie umiem kłamać. Powtarzam ci to już po raz setny chyba. Sami ja tak nie umiem. Mam ochotę powiedzieć mu o wszystkim. On musi wiedzieć - rzekł
- Nie... błagam jeszcze nie teraz - powiedziałam cicho - Nie kłam... po prostu nie mów mu prawdy. Albo wymigaj się od odpowiedzi...
- Tak się przez cały czas nie da - mruknął.
- Ja już sama nie wiem co robić - powiedziałam cichutko stając przed oknem. Przymknęłam swoje oczy pragnąc zobaczyć jakieś rozwiązanie...
- Powiedz mu - westchnął - Albo ja mu powiem - dodał.
- Marco proszę cię, tylko mnie nie szantażuj - mruknęłam.
- Samanta to postaw się na moim miejscu. Ja już mam tego dosyć. Kocham was, ale tak nie potrafię. Myślisz, że robisz to dla dobra Lili, ale tak nie jest. Ona potrzebuje ojca...
- Powiem, ale jeszcze nie teraz.. - upierałam się. - Niepotrzebnie dzwoniłeś - rzekłam próbując by mój głos zabrzmiał normalnie.
- Samanto...
Zakończyłam pośpiesznie połączenie by kolejny raz wtulić się w ramiona Forfanga. Łzy swobodnie kapały po moich policzkach jednocześnie mocząc koszulkę skoczka.
- On ma rację. Powinnam mu powiedzieć - rzekłam - Jestem najgorszą mamą na świecie - chlipnęłam.
- Nie mów tak - powiedział cicho - Jesteś najlepszą mamą jaką kiedykolwiek znałem. Robisz wszystko by Lili była szczęśliwa - szepnął całując mnie czoło i po raz kolejny szczenie i mocno mnie obejmując...
Można milczeć, i milczeniem kogoś ranić...
___________________________________________________________________________
Dzieńdoberek <333
Przybywam z siedemnastką :))
Co sądzicie? :P Czekam na wasze opinie.
U was pojawię się prawdopodobnie jutro, choć może późnym wieczorem mi się uda :))
Do następnego ♥
Dzieńdoberek <333
Przybywam z siedemnastką :))
Co sądzicie? :P Czekam na wasze opinie.
U was pojawię się prawdopodobnie jutro, choć może późnym wieczorem mi się uda :))
Do następnego ♥
Hejka! :*
OdpowiedzUsuńZjawiam się. ;)
Bardzo mi się podoba! ♥
Forfang jest taki słodki.. Kwiatki co dwa dni? :D No ja nie wiem jak Sam może na to narzekać. xD
Co do zachowania Reusa - nie pochwalam. Powinien odbierać, jednakże zgadzam się. Jeśli ona nie zrobi kroku w kierunku Erika, powinien to zrobić Marco. No może nie powinien, bo powinna to zrobić Samanta, ale jednak Erik musi wiedzieć, a jak Sam mu tego nie powie, to kro inny? :/
No i na to wszystko jeszcze Johann... Wiem, że prędzej czy później skradnie serce naszej bohaterki. ;)
Czekam na kolejny! ♥
Buziaki! :*
Rozdział jak zawsze fenomenalny ja chce już kolejny :) zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńmatko, kochany Johann ;-; jasne, nic nie będzie... jasne. no chyba, że Erik wpadnie do Norge i...:"))
OdpowiedzUsuńczkeam na kolejny <3
Ech, Johann może jest uroczy, kochany i w ogóle, ale... ja tam nadal jakoś kibicuję, mimo wszystko, Erikowi. I tak zastanawia mnie, co na to Sam. Kto tak naprawdę, ale to NAPRAWDĘ, czuje w swoim sercu... Będzie ostry pościg o jej względy, tak czuję. :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim, Sam musi najpierw powiedzieć Erikowi prawdę. To nie może tkwić uwięzione w zimnym lochu! ;o
Czekammm. ;*