piątek, 25 września 2015

Dwanaście.


Erik

Widok Samanty w wigilię był dla mnie wybawieniem. Gdybym jednak nie odważył się pójść do niej wiem, że żałowałbym. Chciałem oddać jej tę bransoletkę. Była dla mnie ważna, a dla niej jeszcze bardziej. Maleńkie Lili dodawało jej urok. Z trudem mogłem wymazać z pamięci obraz Samanty, gdy z wielką radością mówiła do Lilci trzymanej przez Tamasa. Święta w domu nie były najlepszym rozwiązaniem, wiedziałem, że wspomnienia w tym dniu, w tym pokoju gdzie to wszystko się zaczęło mnie nie opuszczą. Westchnąłem cicho przeczesując swoje włosy. Wzrok nadal miałem skierowany w sufit. Zbliżała się dwudziesta a ja nadal się nie szykowałem. Błękitna koszula wisiała pięknie wyprasowana...
- Pomóc ci w czymś? - zapytałem wchodząc do kuchni. Spojrzałem na mamę, która nadal gotowała coś w garnkach. Część potraw czekała już na spożycie. Mama odwróciła się w moją stronę i lustrowała mnie wzrokiem.
- Ulubiona koszula Samanty - uśmiechnęła się delikatnie wycierając ręce w fartuszek i poprawiając mi krawat. - Nie musisz synku - wróciła do tematu.
- Mamo... - powiedziałem cicho.
- Przepraszam - odparła ze skruchą - Muszę ci tylko powiedzieć, że nigdy w życiu nie zaakceptuje tej wielkiej pani Nastii. Samanta była o wiele lepszą dziewczyną...
- Tak, wiem... - mruknąłem - W takim razie nakryję do stołu - dodałem biorąc talerze.
Gdy skończyłem poszedłem na taras i wypatrywałem pierwszej gwiazdki. A myśli całkowicie zaśmiecały mi głowę. Doskonale wiedziałem, że mama nie cierpi Nastii. Tata również, ale za wszelką cenę starał się to ukryć i ją zaakceptować lecz to mu nie wychodziło. Mama nie bała się powiedzieć mi prawdy. Nastia była dla niej nikim tak samo jak dla Jonasa. Kochali Samantę i wiedziałem, że to w najbliższym czasie się nie zmieni.
- Wesołych świąt syneczku, żeby ci się w życiu wszystko ułożyło tak, byś był szczęśliwy - powiedziała przytulając mnie mocno - I żebyś bywał u nas częściej. Brakuje nam ciebie - dodała łamiąc kawałek opłatka, którego trzymałem w dłoni.
- Dziękuje mamo i wzajemnie - odparłem.
Posłałem rodzicom uśmiech i zabrałem się konsumowanie posiłku. Jeździłem widelcem po całym talerzu nie mogąc nic przełknąć.
- Nie smakuje ci? - zapytał ojciec
- Zawsze mi smakuje, w końcu mama robiła - zaśmiałem się cicho - Jakoś tak.. nie wiem - odparłem uśmiechając się do niego.
Przełamałem się i zjadłem w końcu trochę. Po prezentach i radości ze strony rodziców jak i tego, że nie mogą przyjąć mojego prezentu, przekonałem ich jednak w końcu i ucieszyłem się, że spełniłem ich marzenie. Leżałem na łóżku w swoim pokoju i wpatrywałem się w ramkę stojącą na stoliku nocnym. Tyle wspomnień w tym jednym jakże wspaniałym dniu. A zarazem tyle bólu. Chęć wyrzucenia tego zdjęcia była kiedyś wielka, lecz teraz spoglądając na nie kolejny raz nie muszę myśleć o Nastii. Ostatni raz mogłem pomyśleć o dawnych czasach, o wspaniałych chwilach i randkach... Przewróciłem się na plecy spoglądając na sufit. Przymknąłem po chwili oczy i rozkoszowałem się ciszą, która panowała w moim pokoju. Aż do momentu, gdy nie zadzwonił mój telefon..
- Wesołych świąt!! - usłyszałem krzyk Hoffmanna
- Dziękuje stary - odparłem, a cień uśmiechu pojawił się na moich ustach - I wzajemnie - dodałem.
- Kolejne święta jesteś sam u rodziców? - zapytał mimo, że znał odpowiedź.
- Jonas, błagam cię tylko nie w święta...
- Przecież ja nic nie mówię - odparł - Opowiadaj jak tam? - zmienił momentalnie temat.
- Wszystko się sypie, sam już nie wiem co robić - mruknąłem - Byłem dzisiaj u Samanty.. - przerwałem na chwilę - Hofi ja nie wiem jakim cudem tam się znalazłem. Po raz kolejny...
- Coś ciągnie cię jak magnez do niej... - rzekł.
- Mam Nastię? - odparowałem - Tylko, że gdy widzę ją z Lili to mam ochotę wziąć ją na ręce przytulić i powiedzieć, że jest moją najważniejszą i najcudowniejszą córeczką pod słońcem. Mimo, że ona wcale nie jest moja... Ja muszę myśleć o Nastii, będziemy mieli dziecko, nie mogę jej teraz zostawić...
- Na twoim miejscu przyjacielu to na początek dowiedziałbym się czy Nastia mówi prawdę...
- Jonas - przerwałem mu - Ja wiem, że jej nienawidzisz, ale opanuj się trochę. To moja dziewczyna. Znam ją i wiem, że ona nigdy nie kłamie - dodałem stanowczo.
- W takim razie Durmi, całkowicie jej nie znasz.. - odpowiedział - Zastanów się jeszcze raz nad moimi słowami. Wesołych świąt i przekaż życzenia rodzicom - mruknął i zakończył połączenie.
Dlaczego wszystko musiało być tak cholernie trudne... Po raz kolejny zamknąłem swoje oczy nakrywając głowę poduszką. Dzięki Jonasowi kolejne myśli zadręczały moją głowę. Starałem się je wyrzucić. Westchnąłem cicho wracając myślami do przeszłości, która była dla mnie ukojeniem...



Nie jesteśmy świadomi jak wszystko szybko może się posypać


_________________________________________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz do was przychodzę...
ale po protu jestem załamana. Mecz Lech - Fiorentina bez kibiców.
Tyle planów legło w gruzach a zarazem tyle radości z powodu tego, że znów zobaczę Kubę...
No cholera no :CCC
Odbiegając od tematu to dziękuje wam z całego serduszka za to, że komentujecie.
Ostatnio jest mało komentarzy, ale zawsze pojawiają się moje cztery kochane osóbki ♥
Dziękuje <333
I do następnego piątku misie ♥

piątek, 18 września 2015

Jedenaście.


Samanta

To spojrzenie jakim Reus obdarował mnie tamtego wieczoru zapamiętam chyba na zawsze. Nigdy nie widziałam go tak przejętego i smutnego. Nie chciał mnie puścić. Tylko, że nic nie jest w stanie zmienić mojej decyzji. Tak postanowiłam i tak zrobię. Nikt, dosłownie nikt nie będzie wiedział, gdzie wyjedziemy. Nie mogę dłużej żyć w mieście w którym on żyje... Wiem jedno. Mój kontakt z Marco się nie urwie. Za bardzo cenię naszą przyjaźń. Za bardzo jest dla mnie ważny. Z uśmiechem tuliłam do siebie narzeczoną swojego brata. Nie chciałam za nic oderwać się od niej.
- Nathalie - szepnęłam jej do ucha - Jesteś jeszcze piękniejsza - uśmiechnęłam się trzymając ją za ręce. - Nawet nie wiesz jak się stęskniłam - dodałam kolejny raz się do niej przytulając.
- Ja też skarbie - cmoknęła mnie w skroń - Nawet nie wiesz jak. - powiedziała spoglądając na swojego mężczyznę - Nie powiem kochanie, pasuje ci takie maleństwo - mówiła rozmarzonym głosem.
- Jeszcze rok myszko - odparł z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Spojrzałam na chłopaka wyszczerzona od ucha do ucha przechylając głowę w bok. Wreszcie będzie całkowicie szczęśliwy.
- Wiedzie, że nadal jestem na was zła, że mieszkacie w hotelu - założyłam ręce na piersiach.
- Nie chcieliśmy ci robić problemu. - zmrużyłam oczy patrząc na narzeczoną brata gdy ta cmoknęła mnie w policzek.
- To co? My bierzemy się za potrawy, a wujek zajmuje się siostrzenicą? - zapytała
- Jestem za! - pisnął Tamas i poszedł z małą do salonu.
Razem z przyszłą bratową roześmiałyśmy się i zabrałyśmy za przygotowywanie dwunastu potraw. I kto pomyślałby, że święta nadejdą tak szybko. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Brat wyręczył mnie i poszedł otworzyć.
- Sam, to do ciebie - mruknął niezadowolony
- Myślałam, że to mama - odparłam - Nikogo innego się nie spodziewam - dodałam idąc obok brata i kierując się w stronę drzwi - Erik? po co tu znowu przyszedłeś?! - warknęłam wściekła
- Samanto proszę nie kłóćmy się. - powiedział spokojnie - Jest wigilia - dodał - Chciałem dać wam prezenty. Tobie i Lili - uśmiechnął się tym samym uśmiechem co kiedyś był zarezerwowany tylko dla mnie. Ten od którego miękły mi nogi dokładnie tak jak w teraz.. - Wesołych świąt - rzekł radośnie po czym wysunął dłonie w moją stronę na których znajdowały się dwa pakunki.
- Jeśli myślisz, że je przyjmę to grubo się mylisz - powiedziałam zła - Nie mam pojęcia po co przyszedłeś. Nie chcę od ciebie nic a nic. Jedynie to, żebyś zniknął z mojego życia.. - spoglądając na niego coraz trudniej było mi się opanować. Wiele bym dała by wtulić się w jego ramiona...
- Proszę - szepnął wpatrując się wprost w moje oczy - Proszę.. - powtórzył - Zniknę z twojego życia tylko proszę przyjmij je. Naprawdę mi zależy, żebyś je przyjęła.
- Nie - odparłam krótko - Przepraszam... - powiedziałam zamykając mu drzwi przed nosem. Stałam chwilę w miejscu starając się nie rozpłakać. Westchnęłam cicho wracając bez słowa do salonu.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam głos brata
- Tak - uśmiechnęłam się podchodząc do niego. - A kto tutaj siedzi u wujka? - zaśmiałam się łaskocząc Lilcię po brzuchu. Pisk z radości z jej strony sprawił, że roześmialiśmy się całą trójką.
Godzinkę przed umówioną godziną usłyszeliśmy kolejny dzwonek do drzwi teraz byłam w stu procentach pewna, że to mama. Już po chwili tuptanie Timiego słychać było od korytarza. Przybiegł do mnie szybciutko i przytulił mocno po czym skierował się w stronę Tamasa i Nathalie.
- Kochanie ktoś zostawił prezenty pod drzwiami - powiedziała mama - Gregor wziął je do środka. A tak w ogóle dobry wieczór - uśmiechnęła się całując mnie w głowę. Gregor zrobił to samo mocno mnie do siebie tuląc. Po chwili podał mi dwa starannie zapakowane w niebieski papier pakunki i owinięte czerwoną wstążką. Westchnęłam cicho biorąc je od niego i wkładając pod choinkę. Mogłam domyśleć się, że postawi na swoim. Znałam go przecież ponad pięć lat.
- Nicka nie będzie? - zapytał Gregor pomagając bratu nakryć do stołu.
- Niestety nie, dziadek trafił do szpitala w fatalnym stanie i mama postanowiła, że musi zostać. Obiecała, że w drugie święto przylecą na pewno - odparł.
Sama nie wiem, czy z naszą rodziną było coś nie tak... Mimo iż rodzice rozwiedli się i założyli sobie nowe rodziny to i tak byliśmy wszyscy zżyci. Święta zawsze spędzaliśmy razem... Za to byłam im wdzięczna bo mimo wszystko zawsze miałam obojga rodziców przy sobie...
Była już bardzo późna godzina, gdy wszyscy pojechali do siebie. Sprawdziłam co u Lili i poszłam do sypialni. W dłoniach cały czas trzymałam dwa pakunki od Erika. Nie mogłam ich otworzyć...
W końcu się przełamałam delikatnie rozdarłam papier ozdobny i otworzyłam pudełeczko. Znajdowała się tam moja stara bransoletka z serduszkiem a na nim wygrawerowane nasze imiona teraz znajdowało się tam jeszcze malutkie Lili. Ścisnęłam ją w dłoni a łzy pomalutku ciekły z moich oczu. Delikatnie zapięłam ją na nadgarstku. Byłam mu wdzięczna, że ją odzyskałam. Od tamtego czasu, gdy rzuciłam mu ją na stolik i odeszłam pragnęłam mieć ją z powrotem. Mimo, że będzie przypominać mi o nim to jednak jest dla mnie ogromnie ważna. Teraz miało dla mnie jeszcze większe znaczenie. Nasza miłość wtedy sprawiła, że narodziła się Lilcia. Ta miłość nadal znajduje się w tym serduszku...
Wzięłam do ręki pakunek skierowany do mojej żabki i poszłam do jej pokoiku. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi pięknymi zielonymi oczami. Delikatnie odpakowałam prezent i wyjęłam z niego pięknego brązowego misia, który na nóżce miał napisane Kocham cię...
Rozpłakałam się cicho kładąc koło Lilci pluszaka. Łzy swobodnie płynęły z moich oczu, nie chciałam ich zatrzymywać...



To nic kiedy płyną łzy... 


_______________________________________________________________

Jestem z kolejnym ;)
Dziękuje wam za każdy komentarz ❤
U was pojawię jutro lub w niedziele :*
Buziaki ❤ :***

piątek, 11 września 2015

Dziesięć.


Erik

Gdy wyszedłem z mieszkania Sam w mojej głowie mieszało się mnóstwo rzeczy. Przez cały czas, gdy dziewczyna była koło mnie nie myślałem o Nastii. Nawet nie chciałem o niej myśleć. Zapomniałem o niej rzec można najprościej. Tylko, że ja wtedy właśnie chciałem zapomnieć. Liczyła się tylko Samanta i malutka Lili. Choć przez chwilę... Przez dwie godziny krążyłem po mieście, zastanawiając się nad swoim życiem. Nie miałem pojęcia co robić. Bałem się spotkania z blondynką. Gdy stanąłem już pod naszym domem. Serce zaczęło mi walić ze strachu. Wspinając się po schodach wziąłem kilka głębokich oddechów. Wszedłem po cichu do mieszkania kierując się w stronę salonu.
- Byłeś u niej? - warknęła spoglądając na mnie. Podszedłem bliżej i kucnąłem przy niej kładąc dłonie na jej kolanach.
- Nastii - zacząłem cicho - Tak, byłem... ale tylko na chwilę. Chciałem zobaczyć malutką, porozmawiać z Samantą. Później przespałem się u Jonasa - skłamałem. - I.. Lili nie jest moją córką...
- Jasne - prychnęła - Jeszcze jakie kłamstwo ci powiedziała? Może, że cię nie kocha co? Weź się w końcu w garść Erik i przejrzyj na oczy.
- Nastio proszę cię - powiedziałem cicho opierając swoje czoło o jej. - Obiecaj mi, że nie będzie więcej kłótni, zazdrości. - spojrzałem jej w oczy - Gdybym cię nie kochał już dawno nie bylibyśmy razem. Niedługo nasz maluszek przyjdzie na świat, on jest owocem naszej miłości Sami.. - przerwałem gdy zorientowałem się co powiedziałem. Schowałem swoją twarz w dłoniach i nie wiedziałem co powiedzieć...
- Wracam za tydzień - warknęła - I będę się ogromnie cieszyć, że ciebie tutaj niema - krzyknęła i trzasnęła z całej siły drzwiami. Rujnowałem swoje życie po raz kolejny. Miała rację... za tydzień mnie nie będzie. Po co obiecywałem rodzicom, że przyjadę, ale były święta, a święta zawsze spędzaliśmy osobno u rodziców. Nastia u siebie a ja u siebie. Teraz chciałbym naprawić wszystko z Nastii. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że nasze maleństwo będzie żyło w takim stresie. Bo jeśli teraz nie będę potrafił dogadać się z blondynką to już nigdy. Westchnąłem cicho siadając na kanapie. Wyciągnąłem zdjęcie maleńkiej Lili z kieszeni. Musiałem je ukraść. Nawet nie wiem jak wam określić po co... Chciałem mieć je na pamiątkę? Patrząc na to zdjęcie chciałem by była moją córeczką.. Wtedy.. wtedy nie zawahałbym się. I walczył o kobietę, którą kochałem miłością najprawdziwszą. Bo dopiero teraz rozumiałem, kogo tak naprawę kocham. Tą osobą była Samanta. Nikt inny. W takim razie czym było uczucie, którym darzyłem Nastię... Nie wiem, ale musiało się zmienić. Nie jestem dupkiem i nie zostawię jej z dzieckiem a zwłaszcza, że pokochałem już tego bąbla, który rozwija się pod jej sercem.
- Hej Hofi - wymusiłem uśmiech przepuszczając przyjaciela w drzwiach - Soku? - zaproponowałem.
- Pewnie - odparł siadając na kanapie i włączając Fifę - Ja gram Borussią! - krzyknął szybciej niż ja.
- Dobra niech ci będzie - powiedziałem zabierając od niego pada - Biorę więc Chelsea - mruknąłem czekając na rozpoczęcie meczu.
- Drumi co jest? - zapytał - Nastia? - lustrując mnie dokładnie wzrokiem - Wiedziałem...
- Jonas.. - bąknąłem.
- Co Jonas?! No co Jonas?! - napuszył się - Moje zdanie o tej dziewczynie doskonale znasz! Tyle razy ci powtarzam, że ta dziewczyna nie jest warta dosłownie niczego. Jest z tobą tylko dlatego, że masz kasę. Nienawidzę jej i nie mogę znieść tego jak ona cię traktuje a zarazem podporządkowuje sobie jak psa! - krzyknął - Myślałem, że stać cię na coś lepszego! Miałeś wrócić i znów walczyć o Samantę bo ona przynajmniej kochała cię prawdziwie. Nie tak jak ta tleniona blondyna - warknął - I współczuje Sami, że nie potrafi przestać cię kochać. Bo gdyby nie to zapewne byłaby już szczęśliwa. - dodał wstając i kierując się w stronę drzwi - Cześć!
Tak, miał rację. Miało tak być. Miałem wrócić, walczyć o pannę Gradvil jak lew i nie odpuszczać. Założyć z nią rodzinę i być szczęśliwym. Chciałem by tak było... z Nastią wyszło tak szybko jak pstryknięcie palca. Obejrzałem się za nią i już po tygodniu byliśmy razem. Nawet jej nie znałem.. A teraz?... Teraz mimo, iż nadal ją kocham to nie mogło być miejsca dla niej w moim sercu. Musiała być tylko i wyłącznie Nastia.



Wiele oddałbym, by przestać za Nią tęsknić.


__________________________________________________________________

Rano nie wyszło, więc dodaje teraz :)
Czekam na wasze opinie ♥
Za błędy przepraszam :) i lecę do was <3
Do następnego misiaczki ♥

piątek, 4 września 2015

Dziewięć.


Samanta

Ten widok gdy Erik spoglądał z ogromną czułością na Lilcię sprawił, że nie potrafiłam się uspokoić. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. A gdy tylko mnie przytulił poczułam się jak wtedy. Tak, jak kilkanaście miesięcy temu. Gdy czułam to ciepło od jego ciała rozpływałam się. Wsłuchiwałam się w szybkie bicie jego serca, zbyt szybkie... Choć było to tylko kilka głupich sekund... Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. A serce.. serce znów zabiło mocniej i... i dla niego. Otarłam swoje łzy o po cichu poszłam do pokoju malutkiej. Spała sobie słodko, a gdy spojrzałam w bok zauważyłam Erika który spał na łóżku znajdującym się w rogu. Przykryłam go delikatnie kocem i wróciłam do siebie. Zakryłam się kołdrą po same uszy i starałam się zasnąć. Kręciłam się z boku na bok. Cały czas siedział mi w głowie ten jeden dzień. Dokładnie osiemnasty lipca dwa tysiące czternastego roku. Jesteś żałosną, niczego nie wartą dziewczyną Sam. Nawet nie mam pojęcia dlaczego się z tobą zadawałem. Mam cię dosyć! jesteś idiotką... 
Te słowa krążyły mi w głowie przez cały czas. Nie potrafiłam wyrzucić ich z głowy. Zwłaszcza, że ten sam chłopak spał właśnie w pokoju mojej córeczki. Jego też... Mimo wszystko wybaczyłam mu. Kochałam go i nie potrafiłam przestać. I pewnie nie przestanę...
Gdy obudziłam się rano ujrzałam godzinę jedenastą. Zdziwiłam się, że Lili nie płakała i była cichutko jak myszka. Szybko skierowałam się do jej pokoju, spała jak księżniczka. Zeszłam na dół w poszukiwaniu Erika, ale nie było go nigdzie z czego bardzo się cieszyłam.
Zająłem się Lili byś mogła się wyspać. Przepraszam za wszystko Sami i znikam tak jak mnie o to prosiłaś. A dla bardzo ważnej osoby w moim życiu zrobię wszystko. Żegnaj... 
Odłożyłam białą karteczkę z powrotem na stół i znów zaczęłam płakać. Kolejny raz wrócił i pozostawił po sobie tylko ból w sercu. Gdy tylko maleńka się obudziła ubrałam ją cieplutko i poszłyśmy na spacer. 
- Sami! - usłyszałam radosny głos Reusa za moimi plecami. - Hej piękna - dodał przytulając mnie na powitanie. - Dzień dobry księżniczko - powiedział głaszcząc Lilcię po główce.
- Cześć Marco - odparłam posyłając mu wielki uśmiech. - Co u ciebie słychać? - zapytałam - A wiesz co. Może wpadniesz do nas na kawę. pogadamy trochę? 
- Z wielką chęcią - odparł kierując się wraz z nami do domu. Z uśmiechami na twarzy dyskutowaliśmy o wszystkim a zarazem o niczym.
W tym czasie co Lili bawiła się z wujem ja poszłam wstawić nam wodę na herbatę. Włożyłam dwie torebeczki do kubków i zalałam gorącą cieczą. Położyłam je na tacy i wraz z ciastem zaniosłam wszystko do salonu. Posłałam Reusowi wielki uśmiech.
- Pasuje ci - powiedziałam.
- Tak? - rzekł rozpromieniony -Chciałbym mieć już małego Reusa - dodał szczerząc się.
- Powiedz jej o tym. - odparłam - Sandra kocha cię nad życie i wiem, że nie pragnie niczego innego niż tego by mieć z tobą takiego maleńkiego szkraba. Chce założyć z tobą rodzinę Marco. Więc, gdy tylko skończymy idziesz wprost do domu i mówisz jej o wszystkim zrozumiano?
- Tak jest - zaśmiał się. - A teraz.. Erik był u mnie. Pytał się o Lili. On się wszystkiego domyśla Sami. Nie możesz go dłużej okłamywać. Ja w sumie też nie. Skłamałem raz w życiu mówiąc mu, że mała nie jest jego. I nawet nie wiesz jakie mam wyrzuty sumienia. Ja nie umiem i nie potrafię kłamać Samanta...
- Nie musiałeś kłamać - mruknęłam - Mogłeś wyminąć ten temat. - dodałam.
- Znasz Erika i wiesz, że on nie odpuści - westchnął - Wiem, że jesteś uparta i będziesz trzymać, ale ty musisz mu powiedzieć - spojrzał ma mnie.
- Marco zrozum, że on ma  Nastię i dziecko w drodze. My nie jesteśmy mu potrzebne, a nam dobrze jest tak jak jest.
- Co takiego? Jak to Nastia jest w ciąży? - zapytał niedowierzająco
- Normalnie - mruknęłam - Sam mi to powiedział. Wczoraj...
Reus spojrzał na mnie tak jakby w ogóle nie rozumiał słów, które wypowiadałam. Opowiedziałam mu calutki wczorajszy wieczór, całą noc... lecz nie powiedziałam najważniejszego. Tego co dręczy mnie od kiedy on wrócił... Blondyn przytulił mnie mocno do siebie. Dziękowałam w duchu, że mam takiego wspaniałego przyjaciela, ale mimo wszystko muszę wziąć się w garść...
- Marco... - szepnęłam, a łzy napływały pomalutku do moich oczu. Blondyn lustrował mnie swoim wzrokiem wyczekując dalszej części mojej wypowiedzi. Słowa przez chwilę utknęły mi w gardle, ale musiałam się przełamać - Ja muszę wyjechać..



Przeszłość jest tatuażem, nikt jej nie zmaże.


_______________________________________________________________________

A więc jestem i ja XD
Zabieram się za wasze blogi :)
Do następnego miśki i dziękuje z całego serducha, że jesteście ♥