środa, 23 grudnia 2015

Dwadzieścia pięć.


Samanta

Radość, zdziwienie, tęsknota.. to one kierowały moim ciałem. Te słowa, które wypowiadał do Lili. Nie potrafiłam nie płakać. Wchodząc do swojej sypialni od razu podeszłam do okna i pozwoliłam łzom spokojnie spływać po moich policzlach . Zgrzyt podłogi na wejściu do pomieszczenia dał mi do zrozumienia, że Erik poszedł w moje ślady... Przełknęłam cicho ślinę. Cała pewność siebie wypłynęła ze mnie migiem, na szczęście jednak zlitowała się nade mną i po chwili znów przypłynęła.
- Sami - powiedział cicho - Sam...
- Skąd wiesz? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- Nie chcę byś była na tą osobę zła - rzekł.
- Nie będę - zapewniłam - W sumie powinnam jej podziękować...
- Gregor - powiedział spoglądając mi w oczy.
Kiwnęłam porozumiewawczo głową i odwróciłam się z powrotem w stronę okna. Przymknęłam swoje powieki chcąc zebrać wszystkie siły jakie w sobie posiadałam i jakie szykowałam na ten moment.
- Erik..
- Przepraszam... przepraszam za wszystko - mówił z ogromną pewnością w głosie - Byłem głupi, był idiotą - rzekł podchodząc do mnie bliżej - Dopiero, gdy dowiedziałem się, że Nastia nie była w ciąży zrozumiałem jak bardzo cię kocham. Byłaś, jesteś i będziesz tą samą słodką Samantą, która za dzieciaka skradła moje serce. Która była moim ideałem. W której zakochałem się jak szczeniak i kocham ją tak do dziś - nie przerywając podszedł do mnie bliżej - Żałuję każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa, które cię raniło. Żałuję chwili, gdy poznałem Nastię... ale przede wszystkim żałuje momentu w którym cię straciłem - dodał smutno - Wtedy, tego pamiętnego dnia. Gdy te wszystkie cholerne kłamstwa wypłynęły z moich ust... ty chciałaś powiedzieć mi o Lili? - zapytał a ja kiwnęłam mu twierdząco głową. Nie potrafiłam się w tamtym momencie odezwać. Pragnęłam nadal wpatrywać się wprost w jego oczy. Chciałam słyszeć jego głos. Potrzebowałam jego obecności... - Jestem największym dupkiem na tym świecie Sam. Ale niestety ten dupek jest cholernie w tobie zakochany i nawet gdyby chciał nie potrafi z ciebie zrezygnować - szepnął zagarniając mnie do swojej piersi. Stęskniona za jego dotykiem... jego bliskością i ciepłem jego ciała momentalnie wtuliłam się w niego. Jego ramiona szczelnie mnie obejmowały - Lili... Lili jest idealna wiesz - rzekł a z jego oczu pomalutku spływały łzy - Jak jej mamusia - dodał a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Uniosłam głowę i położyłam swoje dłonie na jego policzkach. Ścierałam z jego policzków wszystkie łzy. Oparłam swoje czoło o jego, jego łzy nadal moczyły moje dłonie... ale w tamtym momencie zrozumiałam, że naprawdę mu na nas zależy.
- Nadal cię kocham - szepnęłam cicho spoglądając w jego oczy, w których rozbłysła ta wspaniała iskierka. Iskierka, którą po prostu uwielbiałam - I raczej nie będę potrafiła przestać - dodałam cicho - Jesteś miłością mojego życia. Zawsze tak było i będzi... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwał mi łącząc nasze usta razem. Całował mnie czule i z miłością, a zarazem tak jakby chciał przeprosić za wszystkie krzywdy, które mi wyrządził. A jego wargi? jak zawsze ciepłe i miękkie. Takie jakie je zapamiętałam. W ogóle się nie zmieniły. Uśmiechnęłam się delikatnie nadal nie przerywając pieszczoty. Jemu również to się udzieliło.
- Wróć do mnie... pozwól mi być przy was do końca mojego życia - szepnął - Pragnę byśmy byli rodziną Sam. Ty, ja i Lili... owoc naszej miłości - dodał patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się delikatnie kiwając mu głową. Może i jednak to za łatwo.. może dla niektórych to głupie... ale tęsknota do niego była zbyt wielka bym nie potrafiła mu wybaczyć. Nie teraz, gdy zebrałam całe swoje życie w całość...
Wspięłam się na palcach i zarzucając ręce na jego szyję, mocno się w niego wtuliłam. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie...
- Co robisz? - zaśmiałam się cichutko, gdy tylko wziął mnie na ręce i skierował się w stronę pokoju Lili. Postawił mnie przed jej łóżeczkiem i wziął ją delikatnie na ręce.
- Teraz jestem najszczęśliwszym facetem na tym świecie wiesz? - rzekł dumnie a jego oczy błyszczały. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie. Pogłaskałam go po policzku na co przymknął swoje oczy rozkoszując się moim dotykiem - Kocham was..
- My też - zapewniłam zgodnie z prawdą.
Przytuliłam się do niego po raz kolejny a ten objął mnie jedną ręką i czule pocałował w czoło. Kolejna, ale tym razem samotna łza spłynęła po jego policzku. Szybko ją otarłam i musnęłam go w usta.
- Zbyt szybko mi wybaczyłaś - powiedział z lekkim rozbawieniem, choć jego oczy nadal były zaszklone przez łzy szczęścia.
- Nie potrafiłabym już dłużej bez ciebie żyć - oznajmiłam - Miałam przylecieć do Dortmundu w sobotę i powiedzieć ci wszystko. Miałam cichą nadzieję, że jeszcze nam się uda - dodałam ciszej.
- Teraz nie pozwolę wam już odejść - rzekł a uśmiech zawitał na mojej twarzy po raz kolejny.



Tak zakochać się można tylko raz...


__________________________________________________________________________

Ehehehe ♥ już nie potrafiłam no XD to zbyt długo trwało :DD
Dzisiaj jestem szybciej, z racji tego, że przyjadą do mnie goście jutro i nie dam rady niczego dodać :)
A więc moje serduszka najukochańsze dużo zdrówka wam życzę, szczęścia, radości. Abyście te święta spędziły w rodzinnym gronie. Prezentów tych wymarzonych. I wesołych świąt ❤

piątek, 18 grudnia 2015

Dwadzieścia cztery.


Erik

Zapakowana walizka czekała już w rogu. Od wczoraj z niecierpliwością czekam na dzisiejszy mecz a w szczególności to na jego zakończenie bym mógł w końcu pojechać na lotnisko i wylecieć do Tromsø. Próbowałem wiele sposobów by choć na chwilę mieć w głowie tylko i wyłącznie zbliżające się spotkanie lecz wizja odzyskania kobiety mojego życia była bardziej pożądana przez moją głowę. Spojrzałem w stronę Hofmanna, który siedząc na swoim łóżku uśmiechał się do mnie.
- Będzie wszystko dobrze - rzekł biorąc do ręki telefon.
- Mam nadzieję - powiedziałem cicho przełykając ślinę.
- Nie denerwuj się Durmi! - zaśmiał się lekko - Zobaczysz, że wrócisz tutaj z twoimi dwoma najważniejszymi kobietami - dodał.
- Najważniejszymi na świecie zapomniałeś dodać - uśmiechnąłem się lekko.
- Zbierajmy się - oznajmił spoglądając na zegarek zdobiący jego dłoń - Zaraz mamy zbiórkę.
- No tak...
Wstałem z miejsca i sprawdzając czy wziąłem wszystko ze sobą zarzuciłem plecak na ramiona po czym chwyciłem rączkę od walizki. Przyjaciel przepuścił mnie w drzwiach i zamknął je za nami. Poprawił jeszcze swoją torbę na ramieniu i dorównał mi kroku.
- A ty co wyprowadzasz się od nas? - zaśmiał się Marcel.
- Jedzie odzyskać swoją ukochaną kochanie - rzekł Hofi poruszając zabawnie brwiami.
- Że Nastię? - zapytał przestraszony wytrzeszczając swoje oczy.
- Że Samantę głąbie!
- Z Nastią nie chcę mieć nic wspólnego - odparłem - Nienawidzę jej - wzruszyłem ramionami.
Zachichotałem cicho gdy zauważyłem jak Jonas odwraca się w stronę lewego obrońcy i palcem wskazuje mu środek czoła a ten tylko w odpowiedzi cmoka w jego stronę ustami. Wiedziałem, że to będzie ostatnia szansa by odzyskać Sam. Trener dał mi ostatni raz wolne i powiedział, że bez nich mam nie wracać.. więc warto to wykorzystać. Wychodząc z autobusu o mało co nie zabiłem się o jakże wspaniały pasek od torby Jonasa, której nie mógł porządnie chwycić. Spiorunowałem go tylko wzrokiem i ruszyłem tuż obok niego do szatni. Skierowaliśmy się wszyscy na murawę, gdzie kibice powitali nas ogromnymi brawami. Uśmiech sam wkradł mi się na twarz widząc zapełniające się trybuny.
- Erik! - usłyszałem za plecami. Odwróciłem się momentalnie i posłałem ogromny uśmiech ojczymowi Sam.
- Cześć Gregor - powiedziałem radośnie podchodząc w jego stronę i podając mu rękę na powitanie.
- Ja.. ja nie powinienem ci tego mówić... zwłaszcza przed meczem.. ale... wiem... - jąkał się - Wiem, że Samancie będzie trudno i minie jeszcze sporo czasu zanim postanowi wyjawić ci prawdę... - dodał już pewniej - Erik..
- Co się stało? - zapytałem zaniepokojony patrząc na niego.
- Lili to twoja córka - oznajmił wypuszczając ze swoich płuc powietrze.
- Naprawdę? - pisnąłem radośnie. Nawet nie wiem jak.. on sam się wydostał... Czasem naprawdę piszczę jak dziewczyna.
- Tak - dodał pewnie - Samanta mnie za to zabije, ale ja tak dłużej nie potrafiłem. Musiałem ci powiedzieć - uśmiechnął się delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak pragnąłem by to okazało się prawdą - odparłem radośnie - Teraz mam jeszcze jeden powód by odzyskać Samantę - dodałem uśmiechając się w jego stronę - Jestem twoim dłużnikiem...
Moja kolejna motywacja do nadchodzącego meczu, choć teraz tym bardziej nie potrafiłem skupić się na spotkaniu. Modliłem się, by te dziewięćdziesiąt minut, plus przerwy i doliczony czas zleciały mi szybko. Nie mogłem już doczekać się aż będę w Norwegii i odzyskam swoje kobiety... Tak jak tego pragnąłem, tak też było. Nawet się nie obejrzałem a wygraliśmy dwa do zera,  ja siedziałem już w samolocie od dwóch godzin... W mojej głowie cały czas siedział plan... choć znając moje życie wszystko potoczy się zupełnie inaczej. Musiałem ją odzyskać innej opcji nie było. Zbyt mocno ją kocham... a teraz gdy jest jeszcze Lilcia. Chciałbym, abyśmy stworzyli naszą małą i wspaniałą rodzinkę we trójkę...
- Przepraszam - usłyszałem by po chwili ktoś delikatnie szturchnął mnie w ramię. Otworzyłem lekko swoje powieki a przed nimi zauważyłem stewardessę - Za pięć minut lądujemy - oznajmiła z uśmiechem.
- Dziękuje - odparłem jej tym samym i poprawiłem się w miejscu.
Gdy tylko nasz samolot dotknął płyty lotniska od razu chwyciłem za telefon i wystukałem krótkie 5-10 minut i jestem :) do Johanna. Odpowiedź nadeszła natychmiastowo Czekam :)... 
Rozglądałem się dookoła wychodząc z budynku. Wysoka postać od razu rzuciła mi się w oczy..
- Cześć - powiedziałem niepewnie podając mu dłoń.
- Witaj - odparł uśmiechając się do mnie - A więc... - westchnął cicho - Em...
- Trudno ci - mruknąłem cicho - Kochasz ją...
- Tak... bardzo... ale - odparł przeczesując swoje włosy dłonią - Jestem w stanie z niej zrezygnować tylko i wyłącznie z tego powodu, że ona nie jest w stanie odwzajemnić moich uczuć. Skradłeś jej serce chyba już do końca życia. A ja?... ja chcę tylko i wyłącznie jej szczęścia - dodał a cień uśmiechu znów pojawił się na jego twarzy.
- Nie wiem co mam ci odpowiedzieć - spojrzałem na niego.
- Oczekuje od ciebie tylko i wyłącznie tego abyś się nimi zaopiekował tak bardzo jak tylko potrafisz i nie skrzywdzisz jej już nigdy... Ona nie zasługuje na cierpienie.. - rzekł.
- Mogę ci to nawet obiecać!
- Zaraz będziemy - oznajmił spoglądając na mnie.
Kiwnąłem mu tylko głową i dokładnie obserwowałem okolicę. Naprawdę było tutaj przepięknie. Z chęcią przyjadę tutaj na wakacje. Świeże powietrze i piękne widoki gór...
- Mam nadzieję, że dalej sobie poradzisz - uśmiechnął się - Jeśli dowiem się, że..
- Spokojnie nie skrzywdzę jej - zapewniłem.
- Powodzenia - westchnął lecz po chwili na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Nie dziękuje - odparłem - Ale zarazem dziękuje za wszystko - dodałem - Twoim dłużnikiem również jestem - zaśmiałem się cicho.
- A.. Erik! - krzyknął, gdy tylko opuścił lekko szybę - Chyba lepiej będzie jak po prostu wejdziesz bez pukania...
Przytaknąłem głową na znak zrozumienia i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Obejrzałem się tylko za odjeżdżającym Johannem i wszedłem do środka. W całym mieszkaniu panowała grobowa cisza. Rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu Samanty, lecz nigdzie jej nie było. Idąc na górę zauważyłem otwarte drzwi do jej sypialni i ją... moją śpiącą królewnę... przymknąłem swoje powieki... Była przepiękna. Nie chcąc jej obudzić poszedłem dalej, gdzie z różowego pokoiku wydostawały się ciche gaworzenia Lilci.
- Dzień dobry księżniczko - uśmiechnąłem się szeroko co udzieliło się również jej. Te przepiękne dołeczki, które odziedziczyła po Sam... - Wiesz co ci powiem? - zapytałem biorąc ją na ręce - Właśnie spełniło się moje marzenie słoneczko - pogłaskałem ją po główce - Nawet nie wiesz jak pragnąłem byś była moją córeczką. A gdy dowiedziałem się, że nią jesteś o mało co nie rozpłynąłem się ze szczęścia - uśmiechnąłem się - Razem z mamusią jesteście najwspanialszym co mnie w życiu spotkało. Gdybym nie był aż tak głupi miałbym was już od dawna... na szczęście jest wiele wspaniałych ludzi, którzy pomogli mi odnaleźć moje kobiety - cmoknąłem ją w policzek - Kocham was najbardziej na świecie wiesz? - uśmiechnąłem się kolejny raz, tuląc ją do siebie. W pewnej chwili spojrzałem na jej rączkę, która wskazywała pewien kierunek. Podniosłem wzrok a przede mną ukazała się postać Samanty. Stała w drzwiach i próbowała zatamować łzy, które ciurkiem spływały po jej policzkach. Wpatrywałem się w nią tak długo, aż nie wybiegła z pokoju malutkiej. Odłożyłem ją na chwilę do łóżeczka i szybko skierowałem się w stronę jej sypialni...



Będę walczył, będę kochał, będę się o ciebie bił.


_______________________________________________________________________

Jestem, spóźniona bardzo za co możecie mnie gonić :C
Ehehe XD ja musiałam przerwać w takim momencie :D
Jeszcze trochę XD
Za błędy przepraszam :)
A więc do następnego ♥

piątek, 11 grudnia 2015

Dwadzieścia trzy.


Samanta

Siedziałam na tarasie wpatrując się w już prawie zielonkawe drzewka. Liście okryły już większą część gałęzi... Wiosna nadeszła szybciej niż ktoś się spodziewał. Przymknęłam na chwilę swoje oczy rozkoszując się przyjemnymi promykami słoneczka. Z niecierpliwością oczekiwałam na rozpoczęcie się konkursu w skokach narciarskich. Dzięki Johannowi ten sport zafascynował mnie strasznie. Obiecałam Forfiemu, że będę kibicować mu z całych swoich sił. Pierwszy jego występ w tym sezonie po kontuzji. Z uśmiechem wzięłam telefon i zwinnie wybrałam numer do przyjaciela.
- Dzień dobry Marco - powiedziałam a uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Hej - rzekł zdenerwowany.
- Siedzi obok ciebie prawda? - zapytałam zaciskając swoje zęby.
- Tak - odparł natychmiastowo.
- Przylecę w sobotę - zapewniłam
- Trzymam cię za słowo.
- Nie mów mu, że to ja - mruknęłam cicho.
- Nie powiem - posłuchał.
- Może nie będę przeszkadzać - powiedziałam - Do zobaczenia - rzekłam szybciutko i rozłączyłam się. On nie odpuści... znałam go zbyt dobrze. Westchnęłam cicho przeczesując swoje włosy. Usłyszawszy płacz maleńkiej pognałam migiem do jej pokoju. Wzięłam ją na ręce i uśmiechnęłam się lekko. Połaskotałam ją lekko po brzuszku co wywołało u niej pisk radości.
- Co kochanie? - uśmiechnęłam się spoglądając na nią - Jest tatuś tak? - zapytałam podchodząc do fotografii Durma, która znajdowała się na jednej z szafek w pokoju maleńkiej. Wiedziałam, że czuje tą więź... gdy tylko on zjawiał się obok... Lili była zupełnie w niego wpatrzona... A postawienie tu jego zdjęcia, które zdobiło moją szafkę nocną... Mogłam się domyślić, że to sprawa Forfanga - To co? idziemy kibicować wujowi, a później tacie?
Usadziłam ją sobie na kolanach. Włączyłam odpowiedni kanał, na którym właśnie zaczynał się konkurs. Bawiłam się z Lilcią dopóki do moich uszu nie doszedł głos komentatora. Uśmiechnęłam się szeroko i ścisnęłam mocno swoje kciuki.
- Patrz słoneczko, wujek Johann - powiedziałam obserwując dokładnie jego poczynania na skoczni. Pokiwałam z zadowoleniem głową, gdy chłopak poleciał aż sto trzydzieści pięć i pół metra. Uśmiech poszerzył się mi jeszcze bardziej gdy wskazał na swoją rękawiczkę gdzie widniało maleńkie Sam&Lili♥ by po chwili mógł wysłać buziaka w stronę kamery jak i pomachać. Byłam z niego strasznie dumna. Wracał po kontuzji z przytupem i wiedziałam, że jest szczęśliwy. Zwłaszcza, że przy jego nazwisku pojawiła się jedynka.
- Nasz szalony wujek Forfi nie? - zaśmiałam się cichutko gdy Lili zaczęła mamrotać coś po swojemu. Delikatnie bujałam ją na nodze choć z zainteresowaniem oglądała poruszające się postaci skoczków w telewizorze. Poprawiłam dłonią jej włoski i spojrzałam w stronę zdjęcia Durma. Przymknęłam swoje powieki... codziennie przekonywałam sama siebie, że wyjawienie mu prawdy jest najlepszym rozwiązaniem... z dnia na dzień byłam już coraz bardziej przekonana. A dziś.. dziś byłam już gotowa!
Sama nie mogłam uwierzyć w to co mówiłam, ale taka była prawda. Marco jak i Johann czy Gregor. Wszyscy trzej od początku mieli rację... Nie mogłam dużej ukrywać tego, że Lili to jego córka. Ona potrzebuje taty... i doskonale wiem, że on potrzebuje jej... Przytuliłam moje najwspanialsze słoneczko i cmoknęłam ją w policzek. Zaśmiałam się cichutko słysząc pisk radości z jej strony...
Drugie miejsce... byłam z Johanna strasznie dumna. Powrót smoka. Radość, która widniała na jego twarzy gdy odbierał nagrodę na podium. To była dla niego nagroda za ciężką pracę by powrócić do skoków po operacji. Ze zdziwieniem spojrzałam na swój telefon, gdzie na ekranie ukazało się zdjęcie mojej rodzicielki...
- Hej mamusiu - powiedziałam radośnie.
- Cześć maleńka - odpowiedziała - Co tam u was słychać? - zapytała.
- Wszystko cudownie!
- Na pewno? - upewniła się.
- Tak mamo, na sto procent - zapewniłam - Przylecimy w sobotę. Lilcia się stęskniła za babcią, dziadkiem i wujkiem - dodałam uśmiechnięta.
- To cudownie! nawet nie masz pojęcia jak się cieszę kochanie.
- Słyszę to - zaśmiałam się - Kocham cię mamo - dodałam.
- Ja ciebie też skarbie mój - odparła - Najbardziej na świecie słoneczko.
Chyba tęsknota, ona również była jednym z powodów tego, że postanowiłam wyjawić Durmowi prawdę. Brakowało mi mamy jak i Gregora czy Timiego. Tego małego szkraba najbardziej. Wiedziałam też to, że wyjawienie mu prawdy oznaczać będzie mój powrót. Będę musiała zostawić to miasto, tych wspaniałych ludzi a przede wszystkim Forfanga. Choć na milion procent będziemy się spotykać to myśl, że jednak będzie dzielić nas tyle kilometrów dołowała mnie jeszcze bardziej. Wiem jednak też to, że na pewno chcę by nasza przyjaźń przetrwała. Nie wytrzymałabym bez niego. Otrząsnęłam się szybciutko, gdy zauważyłam na zegarze godzinę osiemnastą trzydzieści. Migiem przełączyłam na kanał gdzie zaczynał się mecz pszczółek. Spojrzałam na Lilcię a cień uśmiechu wkradł się na moją twarz, gdy z zaciekawieniem wpatrywała się w ekran telewizora i wskazywała dłonią Erika, gdy kamera przez dłuższy czas skupiła się tylko na nim.
- Tatuś jest w pierwszym składzie widzisz - powiedziałam chwytając jej rączkę by nie wkładała paluszków do buźki - Może strzeli dla nas jakiegoś gola... co mówisz? - zachichotałam cichutko a ta uniosła swoje kąciki ust ku górze. Miałam ogromną nadzieję, że gdy już wyjawię mu wszystko będzie szczęśliwy... Bo chciałabym aby tak było... byśmy razem we trójkę stworzyli maleńką rodzinę... Kocham go cholernie mocno i raczej nigdy się to nie zmieni...



Nikt nie może zająć twojego miejsca...


_________________________________________________________________________

Hej! hej! miśki moje najukochańsze ♥
Zostawiam wam dwudziesty trzeci rozdział i czekam na wasze opinie <3
Nie mogę uwierzyć, że już tyle rozdziałów minęło... tak szybko :))
Nie nawijam wam już tutaj, tylko lecę dalej :)
Do następnego ♥

czwartek, 3 grudnia 2015

Dwadzieścia dwa.


Erik

Wieczorem, gdy słońce już prawie zaszło. Zbliżałem się pomału do jej mieszkania. Znany mi bardzo biały, jednorodzinny domek stał sobie po prawej stronie jezdni. Tęczowa skrzynka na listy i błękitna brama sprawiała, że był on wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Wspiąłem się zwinnie po schodach i szybko nacisnąłem na dzwonek. Gdybym się zastanawiał, mógłbym zrezygnować z tej rozmowy. A tego nie chciałem. Nerwowo zaciskałem swoje palce w kieszeni. To dziś muszę się przełamać, przeprosić i walczyć od początku... Zdziwiłem się, ponieważ nikt nie otwierał. Zadzwoniłem po raz drugi, później kolejny. Na końcu załamany nie spuszczałem w ogóle ręki z kontaktu. Ciągły dźwięk roznosił się echem po całym mieszkaniu...
- Pojechała na lotnisko. Leć, może jeszcze zdążysz - usłyszałem głos Mitchell.
- Dziękuje ci... znów. Jestem twoim dłużnikiem - powiedziałem biegnąc w stronę samochodu. Z piskiem opon ruszyłem w stronę lotniska. Miałem ogromną nadzieję, że jeszcze zdążę. Nie mogłem stracić jej ponownie. Nie teraz...
Jeden błysk i drugi. Trzeci też się zdarzył. Będą mandaty... lecz nie teraz o nich myślałem. Szukałem jej po całym lotnisku. Zdyszany skierowałem się do punktu informacyjnego... gdzie jeszcze nikogo nie było.. Po chwili jednak zjawiła się kobieta w średnim wieku..
- W czym mogę pomóc?
- Może mi pani powiedzieć kiedy będą najbliższe loty gdziekolwiek? - zapytałem.
- Samolot do Norwegii, Austrii i Polski właśnie przed chwilą wystartował. Do godziny ósmej nie ma już żadnych - wyczytała.
- Dziękuje.. - westchnąłem cicho kierując się w stronę wyjścia. Zrezygnowany usiadłem za kierownicą i wróciłem do domu. Dlaczego po raz kolejny pozwoliłem jej odejść. Usiadłem na łóżku w sypialni wcześniej wyciągając z szafy pudełeczko. Chwyciłem do ręki różowiutkie buciki... miałem zamiar podarować je Lili... skoro mi się nie przydadzą.. Delikatny uśmiech wkradł mi się na twarz... gdy tylko pomyślałem o tej małej i przepięknej kruszynce. Nie było piękniejszego bąbelka na świecie od niej. Te cudowne zielone oczka... Przetarłem swoją twarz dłońmi i westchnąłem cicho. Dlaczego po raz kolejny pozwoliłem jej odejść. Dlaczego jej nie zatrzymałem... Teraz sobie tego nie wybaczę.. zwłaszcza, gdy stracę ją na zawsze. Butelka wina, która stała w moim barku kusiła mnie niezmiernie, ale nie mogłem. Nie chcę tego wszystkiego opijać alkoholem... nie teraz, gdy muszę ją znaleźć... i jutro również zagrać mecz. Co miałem zrobić?... Rodzina Samanty coś przede mną ukrywa... i za żadne skarby nikt nie chce mi niczego wytłumaczyć. Reus i Sandra również... Bez niej... ja nie istnieję.
Zbiegłem szybko do salonu, gdzie znajdował się mój telefon. Głośny dźwięk dzwonka roznosił się po całym mieszkaniu. Nieznajomy numer...
- Halo?
- Erik tak? - zapytał męski głos.
- Przy telefonie - odparłem - W czym mogę pomóc?
- Mam do ciebie pewną sprawę. Nie mogę już na to wszystko spokojnie patrzeć.. - zaczął.
- W jakim sensie? - dopytywałem - O co panu chodzi? - mruknąłem.
- Po pierwsze jestem Johann... przyjaciel Samanty - oznajmił. A moje oczy przybrały postać pięciozłotówek - Jej cierpienie jest dla mnie ogromnym bólem. Nie potrafię patrzeć jak kobieta, którą kocham...
- Kobieta, którą kochasz? - przerwałem mu..
- Posłuchaj mnie. Tak kocham ją... cholernie mocno, ale bez wzajemności. Serce Samanty nadal należy do ciebie. A ja zrobię wszystko by była szczęśliwa.. dlatego do ciebie dzwonie - wyjaśnił - Erik.. powiedz mi tylko, czy nadal ci na niej zależy.. Jeśli tak, ja zniknę. Bo wiem, że z tobą będzie szczęśliwa...
- Cholernie mi na niej zależy - przyznałem a mój wzrok powędrował na nasze zdjęcie zdobiące moją szafkę nocną - Kocham ją nad życie - zapewniłem.
- W takim razie... - rzekł, przez chwilę zapanowała cisza. Zastanawiał się nad czymś.. - Wyślę ci jej adres. Przyjedź... odzyskaj je i dowiedz się prawdy. A ja będę szczęśliwy z jej szczęścia.
- Przylecę jak najszybciej się da - rzekłem pewnie - Będę ci wdzięczny do końca życia Johann - powiedziałem.
- Po prostu nie potrafiłem patrzeć jak Sam ciągle cierpi i boi się powiedzieć ci prawdy - oświadczył - A tak w ogóle to nie potrafię zrozumieć jak ty się niczego nie domyśliłeś - dodał.
- Ale czego? - zdziwiłem się
- Nie chcę byś usłyszał to ode mnie. Lepiej będzie jak Samanta ci wszystko wytłumaczy...
- No dobrze - westchnąłem - Ale będę mógł dopiero po jutrzejszym meczu. Trener nie da mi wolnego... - powiedziałem cicho - Gdybym mógł wyleciałbym już teraz - mruknąłem
- Spokojnie - oznajmił - Lepiej wszystko rozegrać pomalutku niż w chaosie - dodał
- W sumie masz rację - odpowiedziałem uśmiechając się lekko - Już zaczynam cię lubić. Więc nie dziwię się, że Samanta uczyniła to samo.
- Dzięki - zaśmiał się - Będę leciał... gdy przylecisz napisz do mnie na ten numer. Odbiorę cię i wszystko opowiem w drodze do jej domu pasuje?
- Pasuje - oznajmiłem - Dziękuje Johann...
Po zakończonej rozmowie odczekałem chwilkę. Wiadomość nadeszła natychmiastowo. Z drżącymi rękoma otworzyłem ikonkę by po chwili przeczytać jej zawartość...
Tromsø, Norwegia



Jesteś jedyną, którą kocham.


__________________________________________________________________________

Dzień dobry misie ❤
Dzisiaj witam was rankiem o 5:00. Nie będzie mnie do 3 w nocy więc stwierdziłam, że dodaje teraz bo nie chcę zostawić was bez niczego :)
Mamy buuum XDDD
Niestety Domi :( aż takiego bum nie będzie xdd
Tymczasem pozdrawiam z cudownego Drezna ❤ :*
Do następnego ❤