środa, 23 grudnia 2015

Dwadzieścia pięć.


Samanta

Radość, zdziwienie, tęsknota.. to one kierowały moim ciałem. Te słowa, które wypowiadał do Lili. Nie potrafiłam nie płakać. Wchodząc do swojej sypialni od razu podeszłam do okna i pozwoliłam łzom spokojnie spływać po moich policzlach . Zgrzyt podłogi na wejściu do pomieszczenia dał mi do zrozumienia, że Erik poszedł w moje ślady... Przełknęłam cicho ślinę. Cała pewność siebie wypłynęła ze mnie migiem, na szczęście jednak zlitowała się nade mną i po chwili znów przypłynęła.
- Sami - powiedział cicho - Sam...
- Skąd wiesz? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- Nie chcę byś była na tą osobę zła - rzekł.
- Nie będę - zapewniłam - W sumie powinnam jej podziękować...
- Gregor - powiedział spoglądając mi w oczy.
Kiwnęłam porozumiewawczo głową i odwróciłam się z powrotem w stronę okna. Przymknęłam swoje powieki chcąc zebrać wszystkie siły jakie w sobie posiadałam i jakie szykowałam na ten moment.
- Erik..
- Przepraszam... przepraszam za wszystko - mówił z ogromną pewnością w głosie - Byłem głupi, był idiotą - rzekł podchodząc do mnie bliżej - Dopiero, gdy dowiedziałem się, że Nastia nie była w ciąży zrozumiałem jak bardzo cię kocham. Byłaś, jesteś i będziesz tą samą słodką Samantą, która za dzieciaka skradła moje serce. Która była moim ideałem. W której zakochałem się jak szczeniak i kocham ją tak do dziś - nie przerywając podszedł do mnie bliżej - Żałuję każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa, które cię raniło. Żałuję chwili, gdy poznałem Nastię... ale przede wszystkim żałuje momentu w którym cię straciłem - dodał smutno - Wtedy, tego pamiętnego dnia. Gdy te wszystkie cholerne kłamstwa wypłynęły z moich ust... ty chciałaś powiedzieć mi o Lili? - zapytał a ja kiwnęłam mu twierdząco głową. Nie potrafiłam się w tamtym momencie odezwać. Pragnęłam nadal wpatrywać się wprost w jego oczy. Chciałam słyszeć jego głos. Potrzebowałam jego obecności... - Jestem największym dupkiem na tym świecie Sam. Ale niestety ten dupek jest cholernie w tobie zakochany i nawet gdyby chciał nie potrafi z ciebie zrezygnować - szepnął zagarniając mnie do swojej piersi. Stęskniona za jego dotykiem... jego bliskością i ciepłem jego ciała momentalnie wtuliłam się w niego. Jego ramiona szczelnie mnie obejmowały - Lili... Lili jest idealna wiesz - rzekł a z jego oczu pomalutku spływały łzy - Jak jej mamusia - dodał a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Uniosłam głowę i położyłam swoje dłonie na jego policzkach. Ścierałam z jego policzków wszystkie łzy. Oparłam swoje czoło o jego, jego łzy nadal moczyły moje dłonie... ale w tamtym momencie zrozumiałam, że naprawdę mu na nas zależy.
- Nadal cię kocham - szepnęłam cicho spoglądając w jego oczy, w których rozbłysła ta wspaniała iskierka. Iskierka, którą po prostu uwielbiałam - I raczej nie będę potrafiła przestać - dodałam cicho - Jesteś miłością mojego życia. Zawsze tak było i będzi... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwał mi łącząc nasze usta razem. Całował mnie czule i z miłością, a zarazem tak jakby chciał przeprosić za wszystkie krzywdy, które mi wyrządził. A jego wargi? jak zawsze ciepłe i miękkie. Takie jakie je zapamiętałam. W ogóle się nie zmieniły. Uśmiechnęłam się delikatnie nadal nie przerywając pieszczoty. Jemu również to się udzieliło.
- Wróć do mnie... pozwól mi być przy was do końca mojego życia - szepnął - Pragnę byśmy byli rodziną Sam. Ty, ja i Lili... owoc naszej miłości - dodał patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się delikatnie kiwając mu głową. Może i jednak to za łatwo.. może dla niektórych to głupie... ale tęsknota do niego była zbyt wielka bym nie potrafiła mu wybaczyć. Nie teraz, gdy zebrałam całe swoje życie w całość...
Wspięłam się na palcach i zarzucając ręce na jego szyję, mocno się w niego wtuliłam. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie...
- Co robisz? - zaśmiałam się cichutko, gdy tylko wziął mnie na ręce i skierował się w stronę pokoju Lili. Postawił mnie przed jej łóżeczkiem i wziął ją delikatnie na ręce.
- Teraz jestem najszczęśliwszym facetem na tym świecie wiesz? - rzekł dumnie a jego oczy błyszczały. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie. Pogłaskałam go po policzku na co przymknął swoje oczy rozkoszując się moim dotykiem - Kocham was..
- My też - zapewniłam zgodnie z prawdą.
Przytuliłam się do niego po raz kolejny a ten objął mnie jedną ręką i czule pocałował w czoło. Kolejna, ale tym razem samotna łza spłynęła po jego policzku. Szybko ją otarłam i musnęłam go w usta.
- Zbyt szybko mi wybaczyłaś - powiedział z lekkim rozbawieniem, choć jego oczy nadal były zaszklone przez łzy szczęścia.
- Nie potrafiłabym już dłużej bez ciebie żyć - oznajmiłam - Miałam przylecieć do Dortmundu w sobotę i powiedzieć ci wszystko. Miałam cichą nadzieję, że jeszcze nam się uda - dodałam ciszej.
- Teraz nie pozwolę wam już odejść - rzekł a uśmiech zawitał na mojej twarzy po raz kolejny.



Tak zakochać się można tylko raz...


__________________________________________________________________________

Ehehehe ♥ już nie potrafiłam no XD to zbyt długo trwało :DD
Dzisiaj jestem szybciej, z racji tego, że przyjadą do mnie goście jutro i nie dam rady niczego dodać :)
A więc moje serduszka najukochańsze dużo zdrówka wam życzę, szczęścia, radości. Abyście te święta spędziły w rodzinnym gronie. Prezentów tych wymarzonych. I wesołych świąt ❤

piątek, 18 grudnia 2015

Dwadzieścia cztery.


Erik

Zapakowana walizka czekała już w rogu. Od wczoraj z niecierpliwością czekam na dzisiejszy mecz a w szczególności to na jego zakończenie bym mógł w końcu pojechać na lotnisko i wylecieć do Tromsø. Próbowałem wiele sposobów by choć na chwilę mieć w głowie tylko i wyłącznie zbliżające się spotkanie lecz wizja odzyskania kobiety mojego życia była bardziej pożądana przez moją głowę. Spojrzałem w stronę Hofmanna, który siedząc na swoim łóżku uśmiechał się do mnie.
- Będzie wszystko dobrze - rzekł biorąc do ręki telefon.
- Mam nadzieję - powiedziałem cicho przełykając ślinę.
- Nie denerwuj się Durmi! - zaśmiał się lekko - Zobaczysz, że wrócisz tutaj z twoimi dwoma najważniejszymi kobietami - dodał.
- Najważniejszymi na świecie zapomniałeś dodać - uśmiechnąłem się lekko.
- Zbierajmy się - oznajmił spoglądając na zegarek zdobiący jego dłoń - Zaraz mamy zbiórkę.
- No tak...
Wstałem z miejsca i sprawdzając czy wziąłem wszystko ze sobą zarzuciłem plecak na ramiona po czym chwyciłem rączkę od walizki. Przyjaciel przepuścił mnie w drzwiach i zamknął je za nami. Poprawił jeszcze swoją torbę na ramieniu i dorównał mi kroku.
- A ty co wyprowadzasz się od nas? - zaśmiał się Marcel.
- Jedzie odzyskać swoją ukochaną kochanie - rzekł Hofi poruszając zabawnie brwiami.
- Że Nastię? - zapytał przestraszony wytrzeszczając swoje oczy.
- Że Samantę głąbie!
- Z Nastią nie chcę mieć nic wspólnego - odparłem - Nienawidzę jej - wzruszyłem ramionami.
Zachichotałem cicho gdy zauważyłem jak Jonas odwraca się w stronę lewego obrońcy i palcem wskazuje mu środek czoła a ten tylko w odpowiedzi cmoka w jego stronę ustami. Wiedziałem, że to będzie ostatnia szansa by odzyskać Sam. Trener dał mi ostatni raz wolne i powiedział, że bez nich mam nie wracać.. więc warto to wykorzystać. Wychodząc z autobusu o mało co nie zabiłem się o jakże wspaniały pasek od torby Jonasa, której nie mógł porządnie chwycić. Spiorunowałem go tylko wzrokiem i ruszyłem tuż obok niego do szatni. Skierowaliśmy się wszyscy na murawę, gdzie kibice powitali nas ogromnymi brawami. Uśmiech sam wkradł mi się na twarz widząc zapełniające się trybuny.
- Erik! - usłyszałem za plecami. Odwróciłem się momentalnie i posłałem ogromny uśmiech ojczymowi Sam.
- Cześć Gregor - powiedziałem radośnie podchodząc w jego stronę i podając mu rękę na powitanie.
- Ja.. ja nie powinienem ci tego mówić... zwłaszcza przed meczem.. ale... wiem... - jąkał się - Wiem, że Samancie będzie trudno i minie jeszcze sporo czasu zanim postanowi wyjawić ci prawdę... - dodał już pewniej - Erik..
- Co się stało? - zapytałem zaniepokojony patrząc na niego.
- Lili to twoja córka - oznajmił wypuszczając ze swoich płuc powietrze.
- Naprawdę? - pisnąłem radośnie. Nawet nie wiem jak.. on sam się wydostał... Czasem naprawdę piszczę jak dziewczyna.
- Tak - dodał pewnie - Samanta mnie za to zabije, ale ja tak dłużej nie potrafiłem. Musiałem ci powiedzieć - uśmiechnął się delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak pragnąłem by to okazało się prawdą - odparłem radośnie - Teraz mam jeszcze jeden powód by odzyskać Samantę - dodałem uśmiechając się w jego stronę - Jestem twoim dłużnikiem...
Moja kolejna motywacja do nadchodzącego meczu, choć teraz tym bardziej nie potrafiłem skupić się na spotkaniu. Modliłem się, by te dziewięćdziesiąt minut, plus przerwy i doliczony czas zleciały mi szybko. Nie mogłem już doczekać się aż będę w Norwegii i odzyskam swoje kobiety... Tak jak tego pragnąłem, tak też było. Nawet się nie obejrzałem a wygraliśmy dwa do zera,  ja siedziałem już w samolocie od dwóch godzin... W mojej głowie cały czas siedział plan... choć znając moje życie wszystko potoczy się zupełnie inaczej. Musiałem ją odzyskać innej opcji nie było. Zbyt mocno ją kocham... a teraz gdy jest jeszcze Lilcia. Chciałbym, abyśmy stworzyli naszą małą i wspaniałą rodzinkę we trójkę...
- Przepraszam - usłyszałem by po chwili ktoś delikatnie szturchnął mnie w ramię. Otworzyłem lekko swoje powieki a przed nimi zauważyłem stewardessę - Za pięć minut lądujemy - oznajmiła z uśmiechem.
- Dziękuje - odparłem jej tym samym i poprawiłem się w miejscu.
Gdy tylko nasz samolot dotknął płyty lotniska od razu chwyciłem za telefon i wystukałem krótkie 5-10 minut i jestem :) do Johanna. Odpowiedź nadeszła natychmiastowo Czekam :)... 
Rozglądałem się dookoła wychodząc z budynku. Wysoka postać od razu rzuciła mi się w oczy..
- Cześć - powiedziałem niepewnie podając mu dłoń.
- Witaj - odparł uśmiechając się do mnie - A więc... - westchnął cicho - Em...
- Trudno ci - mruknąłem cicho - Kochasz ją...
- Tak... bardzo... ale - odparł przeczesując swoje włosy dłonią - Jestem w stanie z niej zrezygnować tylko i wyłącznie z tego powodu, że ona nie jest w stanie odwzajemnić moich uczuć. Skradłeś jej serce chyba już do końca życia. A ja?... ja chcę tylko i wyłącznie jej szczęścia - dodał a cień uśmiechu znów pojawił się na jego twarzy.
- Nie wiem co mam ci odpowiedzieć - spojrzałem na niego.
- Oczekuje od ciebie tylko i wyłącznie tego abyś się nimi zaopiekował tak bardzo jak tylko potrafisz i nie skrzywdzisz jej już nigdy... Ona nie zasługuje na cierpienie.. - rzekł.
- Mogę ci to nawet obiecać!
- Zaraz będziemy - oznajmił spoglądając na mnie.
Kiwnąłem mu tylko głową i dokładnie obserwowałem okolicę. Naprawdę było tutaj przepięknie. Z chęcią przyjadę tutaj na wakacje. Świeże powietrze i piękne widoki gór...
- Mam nadzieję, że dalej sobie poradzisz - uśmiechnął się - Jeśli dowiem się, że..
- Spokojnie nie skrzywdzę jej - zapewniłem.
- Powodzenia - westchnął lecz po chwili na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Nie dziękuje - odparłem - Ale zarazem dziękuje za wszystko - dodałem - Twoim dłużnikiem również jestem - zaśmiałem się cicho.
- A.. Erik! - krzyknął, gdy tylko opuścił lekko szybę - Chyba lepiej będzie jak po prostu wejdziesz bez pukania...
Przytaknąłem głową na znak zrozumienia i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Obejrzałem się tylko za odjeżdżającym Johannem i wszedłem do środka. W całym mieszkaniu panowała grobowa cisza. Rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu Samanty, lecz nigdzie jej nie było. Idąc na górę zauważyłem otwarte drzwi do jej sypialni i ją... moją śpiącą królewnę... przymknąłem swoje powieki... Była przepiękna. Nie chcąc jej obudzić poszedłem dalej, gdzie z różowego pokoiku wydostawały się ciche gaworzenia Lilci.
- Dzień dobry księżniczko - uśmiechnąłem się szeroko co udzieliło się również jej. Te przepiękne dołeczki, które odziedziczyła po Sam... - Wiesz co ci powiem? - zapytałem biorąc ją na ręce - Właśnie spełniło się moje marzenie słoneczko - pogłaskałem ją po główce - Nawet nie wiesz jak pragnąłem byś była moją córeczką. A gdy dowiedziałem się, że nią jesteś o mało co nie rozpłynąłem się ze szczęścia - uśmiechnąłem się - Razem z mamusią jesteście najwspanialszym co mnie w życiu spotkało. Gdybym nie był aż tak głupi miałbym was już od dawna... na szczęście jest wiele wspaniałych ludzi, którzy pomogli mi odnaleźć moje kobiety - cmoknąłem ją w policzek - Kocham was najbardziej na świecie wiesz? - uśmiechnąłem się kolejny raz, tuląc ją do siebie. W pewnej chwili spojrzałem na jej rączkę, która wskazywała pewien kierunek. Podniosłem wzrok a przede mną ukazała się postać Samanty. Stała w drzwiach i próbowała zatamować łzy, które ciurkiem spływały po jej policzkach. Wpatrywałem się w nią tak długo, aż nie wybiegła z pokoju malutkiej. Odłożyłem ją na chwilę do łóżeczka i szybko skierowałem się w stronę jej sypialni...



Będę walczył, będę kochał, będę się o ciebie bił.


_______________________________________________________________________

Jestem, spóźniona bardzo za co możecie mnie gonić :C
Ehehe XD ja musiałam przerwać w takim momencie :D
Jeszcze trochę XD
Za błędy przepraszam :)
A więc do następnego ♥

piątek, 11 grudnia 2015

Dwadzieścia trzy.


Samanta

Siedziałam na tarasie wpatrując się w już prawie zielonkawe drzewka. Liście okryły już większą część gałęzi... Wiosna nadeszła szybciej niż ktoś się spodziewał. Przymknęłam na chwilę swoje oczy rozkoszując się przyjemnymi promykami słoneczka. Z niecierpliwością oczekiwałam na rozpoczęcie się konkursu w skokach narciarskich. Dzięki Johannowi ten sport zafascynował mnie strasznie. Obiecałam Forfiemu, że będę kibicować mu z całych swoich sił. Pierwszy jego występ w tym sezonie po kontuzji. Z uśmiechem wzięłam telefon i zwinnie wybrałam numer do przyjaciela.
- Dzień dobry Marco - powiedziałam a uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Hej - rzekł zdenerwowany.
- Siedzi obok ciebie prawda? - zapytałam zaciskając swoje zęby.
- Tak - odparł natychmiastowo.
- Przylecę w sobotę - zapewniłam
- Trzymam cię za słowo.
- Nie mów mu, że to ja - mruknęłam cicho.
- Nie powiem - posłuchał.
- Może nie będę przeszkadzać - powiedziałam - Do zobaczenia - rzekłam szybciutko i rozłączyłam się. On nie odpuści... znałam go zbyt dobrze. Westchnęłam cicho przeczesując swoje włosy. Usłyszawszy płacz maleńkiej pognałam migiem do jej pokoju. Wzięłam ją na ręce i uśmiechnęłam się lekko. Połaskotałam ją lekko po brzuszku co wywołało u niej pisk radości.
- Co kochanie? - uśmiechnęłam się spoglądając na nią - Jest tatuś tak? - zapytałam podchodząc do fotografii Durma, która znajdowała się na jednej z szafek w pokoju maleńkiej. Wiedziałam, że czuje tą więź... gdy tylko on zjawiał się obok... Lili była zupełnie w niego wpatrzona... A postawienie tu jego zdjęcia, które zdobiło moją szafkę nocną... Mogłam się domyślić, że to sprawa Forfanga - To co? idziemy kibicować wujowi, a później tacie?
Usadziłam ją sobie na kolanach. Włączyłam odpowiedni kanał, na którym właśnie zaczynał się konkurs. Bawiłam się z Lilcią dopóki do moich uszu nie doszedł głos komentatora. Uśmiechnęłam się szeroko i ścisnęłam mocno swoje kciuki.
- Patrz słoneczko, wujek Johann - powiedziałam obserwując dokładnie jego poczynania na skoczni. Pokiwałam z zadowoleniem głową, gdy chłopak poleciał aż sto trzydzieści pięć i pół metra. Uśmiech poszerzył się mi jeszcze bardziej gdy wskazał na swoją rękawiczkę gdzie widniało maleńkie Sam&Lili♥ by po chwili mógł wysłać buziaka w stronę kamery jak i pomachać. Byłam z niego strasznie dumna. Wracał po kontuzji z przytupem i wiedziałam, że jest szczęśliwy. Zwłaszcza, że przy jego nazwisku pojawiła się jedynka.
- Nasz szalony wujek Forfi nie? - zaśmiałam się cichutko gdy Lili zaczęła mamrotać coś po swojemu. Delikatnie bujałam ją na nodze choć z zainteresowaniem oglądała poruszające się postaci skoczków w telewizorze. Poprawiłam dłonią jej włoski i spojrzałam w stronę zdjęcia Durma. Przymknęłam swoje powieki... codziennie przekonywałam sama siebie, że wyjawienie mu prawdy jest najlepszym rozwiązaniem... z dnia na dzień byłam już coraz bardziej przekonana. A dziś.. dziś byłam już gotowa!
Sama nie mogłam uwierzyć w to co mówiłam, ale taka była prawda. Marco jak i Johann czy Gregor. Wszyscy trzej od początku mieli rację... Nie mogłam dużej ukrywać tego, że Lili to jego córka. Ona potrzebuje taty... i doskonale wiem, że on potrzebuje jej... Przytuliłam moje najwspanialsze słoneczko i cmoknęłam ją w policzek. Zaśmiałam się cichutko słysząc pisk radości z jej strony...
Drugie miejsce... byłam z Johanna strasznie dumna. Powrót smoka. Radość, która widniała na jego twarzy gdy odbierał nagrodę na podium. To była dla niego nagroda za ciężką pracę by powrócić do skoków po operacji. Ze zdziwieniem spojrzałam na swój telefon, gdzie na ekranie ukazało się zdjęcie mojej rodzicielki...
- Hej mamusiu - powiedziałam radośnie.
- Cześć maleńka - odpowiedziała - Co tam u was słychać? - zapytała.
- Wszystko cudownie!
- Na pewno? - upewniła się.
- Tak mamo, na sto procent - zapewniłam - Przylecimy w sobotę. Lilcia się stęskniła za babcią, dziadkiem i wujkiem - dodałam uśmiechnięta.
- To cudownie! nawet nie masz pojęcia jak się cieszę kochanie.
- Słyszę to - zaśmiałam się - Kocham cię mamo - dodałam.
- Ja ciebie też skarbie mój - odparła - Najbardziej na świecie słoneczko.
Chyba tęsknota, ona również była jednym z powodów tego, że postanowiłam wyjawić Durmowi prawdę. Brakowało mi mamy jak i Gregora czy Timiego. Tego małego szkraba najbardziej. Wiedziałam też to, że wyjawienie mu prawdy oznaczać będzie mój powrót. Będę musiała zostawić to miasto, tych wspaniałych ludzi a przede wszystkim Forfanga. Choć na milion procent będziemy się spotykać to myśl, że jednak będzie dzielić nas tyle kilometrów dołowała mnie jeszcze bardziej. Wiem jednak też to, że na pewno chcę by nasza przyjaźń przetrwała. Nie wytrzymałabym bez niego. Otrząsnęłam się szybciutko, gdy zauważyłam na zegarze godzinę osiemnastą trzydzieści. Migiem przełączyłam na kanał gdzie zaczynał się mecz pszczółek. Spojrzałam na Lilcię a cień uśmiechu wkradł się na moją twarz, gdy z zaciekawieniem wpatrywała się w ekran telewizora i wskazywała dłonią Erika, gdy kamera przez dłuższy czas skupiła się tylko na nim.
- Tatuś jest w pierwszym składzie widzisz - powiedziałam chwytając jej rączkę by nie wkładała paluszków do buźki - Może strzeli dla nas jakiegoś gola... co mówisz? - zachichotałam cichutko a ta uniosła swoje kąciki ust ku górze. Miałam ogromną nadzieję, że gdy już wyjawię mu wszystko będzie szczęśliwy... Bo chciałabym aby tak było... byśmy razem we trójkę stworzyli maleńką rodzinę... Kocham go cholernie mocno i raczej nigdy się to nie zmieni...



Nikt nie może zająć twojego miejsca...


_________________________________________________________________________

Hej! hej! miśki moje najukochańsze ♥
Zostawiam wam dwudziesty trzeci rozdział i czekam na wasze opinie <3
Nie mogę uwierzyć, że już tyle rozdziałów minęło... tak szybko :))
Nie nawijam wam już tutaj, tylko lecę dalej :)
Do następnego ♥

czwartek, 3 grudnia 2015

Dwadzieścia dwa.


Erik

Wieczorem, gdy słońce już prawie zaszło. Zbliżałem się pomału do jej mieszkania. Znany mi bardzo biały, jednorodzinny domek stał sobie po prawej stronie jezdni. Tęczowa skrzynka na listy i błękitna brama sprawiała, że był on wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Wspiąłem się zwinnie po schodach i szybko nacisnąłem na dzwonek. Gdybym się zastanawiał, mógłbym zrezygnować z tej rozmowy. A tego nie chciałem. Nerwowo zaciskałem swoje palce w kieszeni. To dziś muszę się przełamać, przeprosić i walczyć od początku... Zdziwiłem się, ponieważ nikt nie otwierał. Zadzwoniłem po raz drugi, później kolejny. Na końcu załamany nie spuszczałem w ogóle ręki z kontaktu. Ciągły dźwięk roznosił się echem po całym mieszkaniu...
- Pojechała na lotnisko. Leć, może jeszcze zdążysz - usłyszałem głos Mitchell.
- Dziękuje ci... znów. Jestem twoim dłużnikiem - powiedziałem biegnąc w stronę samochodu. Z piskiem opon ruszyłem w stronę lotniska. Miałem ogromną nadzieję, że jeszcze zdążę. Nie mogłem stracić jej ponownie. Nie teraz...
Jeden błysk i drugi. Trzeci też się zdarzył. Będą mandaty... lecz nie teraz o nich myślałem. Szukałem jej po całym lotnisku. Zdyszany skierowałem się do punktu informacyjnego... gdzie jeszcze nikogo nie było.. Po chwili jednak zjawiła się kobieta w średnim wieku..
- W czym mogę pomóc?
- Może mi pani powiedzieć kiedy będą najbliższe loty gdziekolwiek? - zapytałem.
- Samolot do Norwegii, Austrii i Polski właśnie przed chwilą wystartował. Do godziny ósmej nie ma już żadnych - wyczytała.
- Dziękuje.. - westchnąłem cicho kierując się w stronę wyjścia. Zrezygnowany usiadłem za kierownicą i wróciłem do domu. Dlaczego po raz kolejny pozwoliłem jej odejść. Usiadłem na łóżku w sypialni wcześniej wyciągając z szafy pudełeczko. Chwyciłem do ręki różowiutkie buciki... miałem zamiar podarować je Lili... skoro mi się nie przydadzą.. Delikatny uśmiech wkradł mi się na twarz... gdy tylko pomyślałem o tej małej i przepięknej kruszynce. Nie było piękniejszego bąbelka na świecie od niej. Te cudowne zielone oczka... Przetarłem swoją twarz dłońmi i westchnąłem cicho. Dlaczego po raz kolejny pozwoliłem jej odejść. Dlaczego jej nie zatrzymałem... Teraz sobie tego nie wybaczę.. zwłaszcza, gdy stracę ją na zawsze. Butelka wina, która stała w moim barku kusiła mnie niezmiernie, ale nie mogłem. Nie chcę tego wszystkiego opijać alkoholem... nie teraz, gdy muszę ją znaleźć... i jutro również zagrać mecz. Co miałem zrobić?... Rodzina Samanty coś przede mną ukrywa... i za żadne skarby nikt nie chce mi niczego wytłumaczyć. Reus i Sandra również... Bez niej... ja nie istnieję.
Zbiegłem szybko do salonu, gdzie znajdował się mój telefon. Głośny dźwięk dzwonka roznosił się po całym mieszkaniu. Nieznajomy numer...
- Halo?
- Erik tak? - zapytał męski głos.
- Przy telefonie - odparłem - W czym mogę pomóc?
- Mam do ciebie pewną sprawę. Nie mogę już na to wszystko spokojnie patrzeć.. - zaczął.
- W jakim sensie? - dopytywałem - O co panu chodzi? - mruknąłem.
- Po pierwsze jestem Johann... przyjaciel Samanty - oznajmił. A moje oczy przybrały postać pięciozłotówek - Jej cierpienie jest dla mnie ogromnym bólem. Nie potrafię patrzeć jak kobieta, którą kocham...
- Kobieta, którą kochasz? - przerwałem mu..
- Posłuchaj mnie. Tak kocham ją... cholernie mocno, ale bez wzajemności. Serce Samanty nadal należy do ciebie. A ja zrobię wszystko by była szczęśliwa.. dlatego do ciebie dzwonie - wyjaśnił - Erik.. powiedz mi tylko, czy nadal ci na niej zależy.. Jeśli tak, ja zniknę. Bo wiem, że z tobą będzie szczęśliwa...
- Cholernie mi na niej zależy - przyznałem a mój wzrok powędrował na nasze zdjęcie zdobiące moją szafkę nocną - Kocham ją nad życie - zapewniłem.
- W takim razie... - rzekł, przez chwilę zapanowała cisza. Zastanawiał się nad czymś.. - Wyślę ci jej adres. Przyjedź... odzyskaj je i dowiedz się prawdy. A ja będę szczęśliwy z jej szczęścia.
- Przylecę jak najszybciej się da - rzekłem pewnie - Będę ci wdzięczny do końca życia Johann - powiedziałem.
- Po prostu nie potrafiłem patrzeć jak Sam ciągle cierpi i boi się powiedzieć ci prawdy - oświadczył - A tak w ogóle to nie potrafię zrozumieć jak ty się niczego nie domyśliłeś - dodał.
- Ale czego? - zdziwiłem się
- Nie chcę byś usłyszał to ode mnie. Lepiej będzie jak Samanta ci wszystko wytłumaczy...
- No dobrze - westchnąłem - Ale będę mógł dopiero po jutrzejszym meczu. Trener nie da mi wolnego... - powiedziałem cicho - Gdybym mógł wyleciałbym już teraz - mruknąłem
- Spokojnie - oznajmił - Lepiej wszystko rozegrać pomalutku niż w chaosie - dodał
- W sumie masz rację - odpowiedziałem uśmiechając się lekko - Już zaczynam cię lubić. Więc nie dziwię się, że Samanta uczyniła to samo.
- Dzięki - zaśmiał się - Będę leciał... gdy przylecisz napisz do mnie na ten numer. Odbiorę cię i wszystko opowiem w drodze do jej domu pasuje?
- Pasuje - oznajmiłem - Dziękuje Johann...
Po zakończonej rozmowie odczekałem chwilkę. Wiadomość nadeszła natychmiastowo. Z drżącymi rękoma otworzyłem ikonkę by po chwili przeczytać jej zawartość...
Tromsø, Norwegia



Jesteś jedyną, którą kocham.


__________________________________________________________________________

Dzień dobry misie ❤
Dzisiaj witam was rankiem o 5:00. Nie będzie mnie do 3 w nocy więc stwierdziłam, że dodaje teraz bo nie chcę zostawić was bez niczego :)
Mamy buuum XDDD
Niestety Domi :( aż takiego bum nie będzie xdd
Tymczasem pozdrawiam z cudownego Drezna ❤ :*
Do następnego ❤

piątek, 27 listopada 2015

Dwadzieścia jeden.


Samanta

Jak zawsze stchórzyłam, ale gdy on tak nagle pojawił się za mną... przestraszyłam się. I.. nie tak chciałam mu przekazać tą wiadomość. Wróciłam szybko z powrotem do domu. Lili smacznie sobie spała, więc zdjęłam jej tylko kurteczkę. Nawet się nie obudziła. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam z kieszeni telefon.
Przyjedź.. teraz, już.. błagam 
Wystukałam migiem i z niecierpliwością oczekiwałam przybycia blondyna. Zaciskałam oczy, starając się nie rozpłakać. Siedziałam z głową schowaną w dłoniach. Gdy tylko usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi podniosłam się i biegiem ruszyłam w jego stronę. Wtuliłam się w jego ciało.. teraz już nie broniłam się przed łzami. 
- Co się stało skarbie? - zapytał cicho szczelnie mnie obejmując.
- Ja nie potrafię Marco - szepnęłam - Nie umiem - dodałam.
- Umiesz Samiś - powiedział z przekonaniem - Dawałaś radę w innych sytuacjach.
- Ale nie rozumiesz - odparłam - Dzisiaj jak byłam w sklepie... gdy stanął obok mnie... ja nie umiałam wykrztusić słów.. nie tych, które chciałam powiedzieć - wytłumaczyłam. 
- Zadzwonić do niego? - zaproponował.
- NIE! - odparłam stanowczo - Po prostu tego jeszcze nie zrobię.
- Nie ma takiej opcji Sam! - rzekł ostro - Zrobiłaś już jeden krok, teraz trzeba postawić drugi.. - powiedział.
- Poczekajmy tydzień - oświadczyłam - Błagam.. przylecę za tydzień. Wtedy zrobię to na pewno - zapewniłam. Ten jego wzrok. Widziałam, że nie był zadowolony. Widziałam, że jest zły.. ale taka prawda. Najprościej w świecie się bałam i nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Naprawdę nie byłam jeszcze na to gotowa... nie jestem na to gotowa od tamtego dnia... gdyby nie on.. wiedziałby to od początku.
- Jak chcesz - mruknął niezadowolony - Twój wybór. Moje zdanie znasz - dodał - O której mam was zawieźć na lotnisko? - zapytał.
- Damy sobie radę. Wezwę taksówkę. Ty zajmij się Sandrą - powiedziałam - Dziękuje za wszystko Marco. Obiecuje ci, że w przyszłym tygodniu dowie się prawdy - dodałam cmokając go w policzek i mocno wtulając się w jego ramiona.
- Do zobaczenia mała...
Szybko znalazłam się w sypialni i z powrotem zapakowałam rzeczy w walizki. Delikatnie przełożyłam Lilcię do nosidełka i przykryłam ją kocykiem.. momentalnie wtuliła się w miśka i spała w najlepsze. Pan z taksówki pomógł mi wszystko zapakować jak i rozpakować. O tej godzinie lotniska są prawie puste. Raz, dwa a siedziałam już w samolocie. Kolejne jedenaście godzin... szczęściem było to, że Lili dobrze znosi podróże samolotem. Przesypia połowę lotu.. zwłaszcza, że nadchodzi już godzina dziewiąta. Pora spania... Udałam się łazienki, zwinnie przebrałam ją w piżamkę i ze spokojem nakarmiłam. Oczka już jej się zamykały, więc chwilę ją pokołysałam. Gdy zasnęła wróciłam z powrotem na miejsce. Usiadłam ostrożnie i upewniłam się czy maleńka na pewno zasnęła. Przyglądałam się ciemnemu niebu. Wiele dałabym, by móc spojrzeć w gwiazdy i odpłynąć w myślach choć na chwilę. By choć na chwile nie zastanawiać się nad błędami, które popełniam. Choć na chwile...
W Tromsø byłyśmy rankiem. Samochód Johanna czekał już na nas. Z uśmiechem wyszedł z samochodu, mimo tak wczesnej godziny.
- I jak? - zapytał cmokając mnie w głowę na powitanie. Jego ramiona.. znów czule mnie objęły. Ostrożnie wziął ode mnie córeczkę i zapiął nosidełko na tylnym siedzeniu.
- Możemy porozmawiać o tym w domu?.
- Oczywiście - odparł natychmiastowo.
Siedziałam i nerwowo zaciskałam rękę w pięść. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony z tej sytuacji... Co chwilę spoglądałam na Lili jak radośnie wymachuje rączkami. Po chwili poczułam jak jego ręka ląduje na mojej i splata ją ze sobą. Spojrzał na mnie przez moment by ponownie wrócić wzrokiem na jezdnię.
- Wszystko gra? - zapytał z troską.
- Nie wiem Forfi - westchnęłam cicho opierając głowę o zagłówek siedzenia. Mój wzrok nadal spoczywał na dziewczynce. Jej zielone oczka błyszczały. Serce same biło mi mocniej...
- Wezmę ją - oznajmił. Jak powiedział tak zrobił. Zwinnym ruchem otworzyłam drzwi i skierowałam się do salonu. Wyjęłam córkę z fotelika i wzięłam ją na ręce. Z uśmiechem patrzyła na Forfanga. Ten od razu wziął ją ode mnie. Jego twarz zdobył ogromny uśmiech. Wstawiłam wodę na herbatę i usiadłam na jednym z krzesełek przy wysepce. Przyglądałam mu się uważnie. I wiedziałam to tak samo jak w przypadku Marco, czy Erika. Johann André Forfang na pewno będzie najlepszym tatą na świecie. Kąciki moich ust powędrowały ku górze, a z oczu pomalutku zaczęły spływać łzy. Gdy skoczek tylko to zauważył od razu przygarnął mnie do siebie. Obejmował mnie szczelnie ramieniem. Pozwolił mi wypłakać się w jego ramiona. Pozwolił mi na wszystko czego nie powinnam względem jego osoby. Zachichotałam cicho, gdy Lili zaczęła bawić się moimi włosami.
- Wyjaśnisz mi wszystko? - zapytał czule.
- Nie powiedziałam mu - mruknęłam - Nie potrafiłam...
- Nie możesz ciągle uciekać - powiedział
- Wiem - westchnęłam smutno.
Nie był zadowolony z tego powodu. Jego mina mówiła sama za siebie, ale mnie zrozumiał... Za to mu dziękowałam.
- Wszystko się ułoży - szepnął cmokając mnie w głowę.
- Obiecujesz? - zapytałam spoglądając mu w oczy.
- Obiecuje słońce... - zapewnił a jego usta znalazły się na moich. Całował mnie delikatnie, chcąc poznać a zarazem zapamiętać każdy centymetr moich warg.
- Nie powinnam - szepnęłam.
- Pozwól mi, tylko jeden raz - powiedział cicho - Nic więcej nie pragnę - dodał ponownie łącząc nasze usta - Bez tego nie potrafiłbym odpuścić.
Moje dłonie powędrowały na jego szyję. Przymknęłam oczy starając się dać mu choć trochę radości. By choć trochę załagodzić jego ból. Cichy jęk Lili, którą nadal trzymał na rękach przywrócił mnie na ziemię. Odsunęłam się od niego kładąc dłoń na jego policzku. Przymknął swoje oczy, by rozkoszować się moim dotykiem. Dlaczego mu na to pozwalałam?....
- Johann
- Teraz nie chcę cię stracić - szepnął, ponownie skradając z moich ust... słodkie pocałunki...



Uciekniesz przed wszystkimi, tylko nie przed samym sobą...


________________________________________________________________________

Buuum, buum XDD
Taka mała niespodzianka :))
Ale spokojnie! Jeszcze chwilkę :DD
I będzie większe buum XDD
Za błędy przepraszam :)
Do następnego ❤
Dziękuje, że jesteście ❤

piątek, 20 listopada 2015

Dwadzieścia.


Erik

Dni mijały... dni mijały... i co?... i nic. Nie było jej nigdzie. Nie mogłem jej znaleźć. Jej mama nadal trzymała buzię na kłódkę. Nie chciała za nic w świecie powiedzieć mi nic, co wie. Z każdą chwilą coraz bardziej traciłem nadzieję. Świat jest ogromny. A ona? ona mogła być wszędzie. Choćbym chciał... choćbym mógł... wątpię bym ją odnalazł. Gdyby ktoś się znalazł... ktoś kto wie...
- Znajdziemy je - rzekł Jonas - Pomogę ci we wszystkim. Damy radę - zapewnił - Bo jeśli szukasz, to znajdziesz - uśmiechnął się lekko.
- Dzięki Hofi - westchnąłem cicho biorąc od niego szklankę mineralnej wody, którą przyniósł mi z kuchni.
- Zabieram cię dzisiaj na imprezę - oznajmił.
- Nie ma mowy! - odparłem natychmiastowo.
- To nie było pytanie - rzekł - Nie mogę już na ciebie patrzeć. Musisz się wyluzować.. choć przez chwilę - dodał - A od jutra wznawiamy nasze poszukiwania na większych obrotach. Obiecuje - spojrzał na mnie.
- Tylko na godzinkę lub dwie - uległem - Nic nie piję, nie chcę żadnych lasek koło siebie i nie zostanę ani minuty dłużej, nawet nie próbuj mnie przekonywać!
- Przystaję na twoje warunki i wszystko załatwię - powiedział ucieszony - Tak za godzinę podejdzie po ciebie John. A potem spacerkiem w stronę klubu się przejdziecie - wytłumaczył - To zaledwie trzydzieści minut stąd. Innego wyjścia niż spacer nie masz, bo biorę twój samochód - wystawił mi język po czym zostawił mnie samego. Roześmiałem się cicho i poszedłem do łazienki by się odświeżyć. Szybko ogarnąłem się ze sprawą i po dobrych czterdziestu minutach byłem już gotowy. Usiadłem na kanapie i wziąłem telefon do ręki. Z uśmiechem przyglądałem się tapecie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zerwałem się szybko i poszedłem otworzyć.
- Dobry wieczór - zaśmiał się podając mi rękę - Sorki, że tak wcześnie. No ale wiesz.. siostra robi kolację przy świecach dla chłopaka i kazała mi spadać - dodał roześmiany.
- Szalona - roześmiałem się - Czyli mam rozumieć, że zostałeś wyrzucony z domu?.
- No w sumie tak - odparł z rozbawieniem - Na dzisiejszą noc mam zakaz powrotu więc... sam wiesz - zarechotał. Pokiwałem z rozbawieniem głową i założyłem bluzę. Zamknąłem drzwi i we dwójkę ruszyliśmy w stronę klubu - Nie przeszkodzi ci, gdy skoczę tylko do sklepu?
- Pewnie, że nie. Leć - odparłem znów wyciągając telefon z kieszeni. Jedno nieodebrane połączenie od Hofmanna, więc albo chciał się zapytać czy już idziemy, albo rozbił mi samochód. Lepiej niech to będzie pierwsza opcja. Inaczej nie przeżyje dnia dzisiejszego do końca.
Zaraz będziemy
Wystukałem i ponownie schowałem urządzenie do kieszeni. Pokręciłem przecząco głową, gdy ten poczęstował mnie papierosem. Nigdy nie paliłem i w przyszłości również nie będę tego robił....
- Ooo stary... patrz jaka seksowna mamuśka - spojrzałem w stronę w którą pokazywał. Przyjrzałem się dokładnie.. te piękne, długie włosy... uroczy różowy wózeczek... To nie mogła być...
- Zamknij się! - warknąłem.
- Erik... przecież żartowałem - powiedział szybko.
Nie reagowałem na niego w ogóle. Moje nogi same pognały w tamtym kierunku. Podchodząc do nich zauważyłem w wózku przepiękną, uśmiechniętą buźkę spoglądającą w moją stronę i miśka, którego kupiłem Lili na Boże Narodzenie... Po chwili wzrok Samanty skierował się na córkę, a później powędrował na mnie...
- Sami - szepnąłem - Wróciłaś... - powiedziałem wpatrując się w nią. Moja ręka powędrowała na jej policzek. Gdy poczuła mój dotyk, przymknęła na chwilę oczka...
- Nie wróciłam - odparła po chwili - Mu... muszę już iść - dodała poprawiając torebkę na ramieniu i kierując się przed siebie.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci wyjechać po raz kolejny to jesteś w błędzie - rzekłem chwytając ją za nadgarstek.
- Nie masz prawa decydować co zrobię... - warknęła - Już nie... - dodała cichutko szybko kierując się w swoją stronę. Stałem oszołomiony nie wiedząc co dalej zrobić. Wpatrywałem się w jej sylwetkę, która oddalała się coraz bardziej. A ja? ja byłem jak słup. Nie mogłem się ruszyć... Przykucnąłem i schowałem twarz w dłoniach. W mojej głowie krążyły same wyzwiska, skierowane właśnie do siebie. Znów pozwoliłem by odeszła... ale nie pozwolę jej wyjechać...
- Przepraszam... nie wiedziałem, że ją znasz - usłyszałem głos Johna.
- Tak... em.. przekażesz Jonasowi, że jednak nie przyjdę? - zapytałem, a gdy ten skinął głową kontynuowałem - Powiedz mu, że wytłumaczę mu wszystko jutro. Teraz muszę coś załatwić - dodałem i migiem ruszyłem w stronę mieszkania. Wpadłem do niego jak poparzony... przysiadłem jednak na łóżku w sypialni i zacząłem zastanawiać się co mam zrobić. Teraz nie mogę ich stracić. Nie mogę pozwolić im odejść po raz kolejny...



Nie powinienem był pozwolić Ci odejść...


____________________________________________________________________________

Witam moje skarby w ten okropny dzień ♥
Poczekajcie jeszcze chwileczkę z waszymi pistoletami, dzidami nożami czy jakimkolwiek narzędziem to chcecie mnie zabić XD
Jeszcze troszkę <333
U was pojawię się koło niedzieli prawdopodobnie :) lecę na nocny maraton Igrzysk śmierci ♥
Mam nadzieję, że nie zasnę XDD
A tak ogólnie to chciałabym was zaprosić na moje nowe opowiadanie, które będzie o Darku ;)
Jako, iż jest to prezent dla mojego Budzika, któremu stuknie siedemnastka XD ♥ (nie bij :D :*) startuje on od jutra :)
Mam nadzieję, że wpadniecie i zostaniecie ze mną <3
http://poswojemarzenia.blogspot.com/

Do następnego słodziaki ♥♥

piątek, 13 listopada 2015

Dziewiętnaście.


Samanta

Siedząc w salonie czekałam z niecierpliwością na Johanna. Miałam nadzieję, że przyjedzie do nas jak najszybciej. Właśnie w tym momencie nie chciałam być sama. Potrzebowałam ramion, w które mogłabym się wtulić. Po takiej wiadomości... ja nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Skuliłam się na kanapie i schowałam twarz w dłoniach... chciałabym zapomnieć..
- Samiś, co się stało? - zapytał przejęty, wpadając do domu jak rakieta. Migiem znalazł się obok mnie i mocno do siebie przytulił.
- On nas szuka Johann - odparłam cicho.
- Co w tym złego? - zapytał łagodnie głaszcząc mnie po policzku. Jego oczy dokładnie mnie lustrowały... widziałam jak na mnie patrzy. Nie.. nie... tylko nie on!
- Potrzebuje jeszcze trochę czasu - szepnęłam skubiąc rękaw bluzy - Ja nie jestem jeszcze gotowa - dodałam.
- On powinien wiedzieć.. jest jej ojcem.
- Ale.. ja muszę się do tego przygotować - mruknęłam - Potrzebuje jeszcze trochę czasu - powtórzyłam.
- Posłuchaj mnie słoneczko - powiedział, unosząc delikatnie moją głowę bym na niego spojrzała - Wiem, że jest to bardzo trudne. Rozumiem cię doskonale, ale popatrz na to z innej strony. Gdy powiesz mu teraz, będziesz miała to z głowy. Lili potrzebuje taty.. - dodał unosząc lekko kącik ust ku górze - Okłamywanie go, jak i maleńkiej jest błędem. Wiem, że chcesz dla niej jak najlepiej słoneczko, ale nawet jeśli miałbym cię stracić, nawet gdybyś zniknęła stąd... to wyjaśnienie mu prawdy jest najlepszym rozwiązaniem - rzekł z przekonaniem.
- Johann - szepnęłam...
- Spokojnie - uśmiechnął się delikatnie - Zrozumiałem to za pierwszym razem. Choć cholernie z tym walczę - dodał - Tylko przyjaźń - zapewnił wyciągając maleńki palec.
- Tylko przyjaźń - odpowiedziałam splatając go ze swoim. Pocałował mnie czule w głowę i przytulił po raz kolejny - Przepraszam.
- Przecież nie masz za co słoneczko - szepnął w moje włosy - To ja pozwoliłem sobie na coś, czego nie powinienem. Teraz, muszę się odkochać - dodał - Obiecałem ci, i nie dotrzymałem słowa. Więc to ja przepraszam - powiedział cicho ponownie całując mnie w głowę.
Wiem, że jeśli dawałam mu jakieś znaki to robiłam źle. Pilnowałam się jak mogłam, lecz czasami mi to nie wychodziło i zawsze robiłam coś, czego później żałowałam. Choć w tym momencie akurat tego potrzebowałam. Pozwoliłam sobie być w jego ramionach przez cały czas, pozwoliłam mu szeptać pocieszające słowa, pozwoliłam mu całować mnie co jakiś czas w skroń. Choć nie powinnam. Dawałam mu koleją nadzieję mimo, że walczył i nie chciał jej mieć. Dlaczego musiałam ranić kogoś, kogo najprawdziwiej w świecie nie chciałam zranić. A zarazem nie potrafiłam dać mu tego, czego ode mnie pragnął. Nie umiałabym wypowiedzieć tych dwóch najważniejszych słów w sensie takim jakim by oczekiwał. Owszem kochałam go, ale jak mojego brata. Jak przyjaciel, przyjaciela. Nie umiałabym dać mu takiej miłości, tej którą on darzył mnie... Johann stał się dla mnie straszliwie mocno ważny... nie umiałam sobie wyobrazić tego, jak mocno musi cierpieć. Moje serce krzyczało, rozrywało się wtedy na małe kawałeczki... Tylko, że ja.. ja nie potrafiłam przestać kochać... Durma.
- To Marco - powiedziałam cicho, lecz gdy lekko się podniosłam zauważyłam, że zasnął. Ostrożnie wyswobodziłam się z jego uścisku i pognałam na górę do sypialni - Hej - mruknęłam cicho.
- Wiesz po co dzwonie mała? - zapytał
- Rozmawiałam na ten temat z Forfim... zaczęłam - Już sama nie wiem co robić - mruknęłam - Boje się mu powiedzieć, a zarazem czuje się okropnie okłamując go i Lili - dodałam.
- Przyleć Sam... przyleć i powiedz mu wszystko - rzekł - Zerwał z Nastią, zrozumiał wszystko i chce cię odzyskać - oznajmił.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nastia tak naprawdę nie była w ciąży. Okłamała go, by nie dowiedział się prawdy. By nie zostawił jej dla was... - wyjaśnił - Sam.. to już czas.
- Dobrze, przylecę - uległam.
- Czekamy na ciebie - rzekł - Wraz z małym Reusem w drodze - dodał roześmiany.
- Oj już się go nie mogę doczekać - zaśmiałam się.
Po kilku minutach rozmowy z blondynem w końcu zakończyłam połączenie. Gdy tylko schowałam telefon usłyszałam ciche zuch dziewczynka i poczułam silne ramiona Forfanga obejmujące mnie w pasie. Przymknęłam swoje powieki rozkoszując się ciepłem, które biło od jego ciała, by po chwili znów przyglądać się krajobrazowi widniejącemu za moim oknem. On nic nie mówiąc, stał i cały czas mnie obejmował. Kolejny raz robiłam źle... kolejny raz pozwalałam mu na coś więcej.. i znów wiedziałam, że będzie go to bolało...



Poszarpana od środka przez własne emocje i uczucia...


__________________________________________________________________________

Jestem, jestem :)
Wybaczcie, że tak późno, ale wytłumaczenie mam jedno:
Piłkarze Kolejorza zawitali do mojego miasta ❤❤
Nadal jestem w szoku ❤❤
Widzieć Thomallę, Robaka i Ceesaya i mieć możliwość zrobienia sobie z nimi zdjęcia i dostania autografu - spełniłam kolejne marzenia ❤
Choć dla innych to głupie, lecz bardziej ucieszyłam się z obecności Adasia ❤❤
Gdy spiker wypowiedział nazwiska zawodników, którzy przyjechali a po chwili dodał: i reprezentant młodzieżówki oraz rezerw Lecha...
Ja już wiedziałam, że to Adaś a serce przyśpieszyło swoje bicie ❤
A gdy mnie jeszcze rozpoznał to po prostu umarłam xdd *.* ❤
Dobra, więcej was tutaj nie zanudzam xd
Przepraszam, za moje emocje, błędy i osoby, które za Lechem nie przepadają :))
Do następnego ❤

piątek, 6 listopada 2015

Osiemnaście.


Erik

Jechałem spokojnie przemieniając co jakiś czas biegi. Średniej wielkości pudełeczko leżało na miejscu pasażera a na samą myśl o nim ogromny uśmiech wkradał się na moją twarz. Mam nadzieję, że Fabio wybaczy moje godzinne spóźnienie, ale nie mogłem się zdecydować co kupić więc stałem w sklepie czterdzieści minut. W końcu po godzinie zawitałem w klinice i od razu skierowałem się w stronę gabinetu znajomego.
- Przepraszam cię bardzo - powiedziałem ze skruchą - Włączyła się we mnie chęć zakupowa, więc musiałem jechać, żeby mi nie zamknęli sklepu- uśmiechnąłem się.
- Rozumiem, spokojnie Erik - zaśmiał się - Tak mam chwilę wolną, więc możemy spokojnie załatwić sprawy - dodał.
- Pewnie - odparłem
- Tutaj masz receptę, a tutaj wyniki badań Nastii. Wszystko dokładnie jest tam opisane. Ona w sumie wie, w jakich porach zażywać te leki - mówił a ja dokładnie słuchałem wszystkiego - Teraz nie może się przemęczać, zresztą ona również to wie.
- Tak, tak. Staram się jej pilnować jak tylko potrafię. Choć zawsze mi to nie wychodzi. Znów wyjechała na jakiś pokaz i zdjęcia mimo, że obiecała mi przerwę - westchnąłem.
- Współczuje wam - powiedział cicho - Ty jeszcze tak to spokojnie przyjąłeś. Nastia mi wszystko powiedziała. Ciesze się, że ją wspierasz - spojrzał do mnie i posłał mi cień uśmiechu.
- Zaraz... zaraz.. Co takiego?
- Współczuje wam z całego serca - powiedział smutno.
- Co? niby dlaczego?
- Nastia nie może mieć dzieci - rzekł.
- Jak to?! - warknąłem - Okłamała mnie... wmówiła mi, że będziemy mieli razem dziecko. Nie mogę w to uwierzyć. Zrobiła wszystko by zatrzymać mnie przy sobie, bo mam kasę. Ona nawet mnie nie kocha... - wrzasnąłem - W końcu to zrozumiałem - powiedziałem zły - Przepraszam...
- Nie masz za co. Jonas mi wszystko powiedział. Nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli, że ona cię okłamuje, więc zadzwoniłem do ciebie by wszystko ci wyjaśnić. To ja powinienem przepraszać...
- Nie Fabio. Gdyby nie ty i Jonas nadal żyłbym w kłamstwie. Byłbym wykorzystany a co do tego straciłbym najważniejszą kobietę w swoim życiu już na zawsze - wytłumaczyłem.
- Samantę? - zapytał, choć sam wiedział, że ma rację.
- Tak, tylko i wyłącznie Sam. Kocham ją nad życie - powiedziałem - Muszę lecieć... Do zobaczenia - dodałem szybko i skierowałem się do samochodu. Wsiadłem do środka i dopiero tam wszystko zaczęło do mnie porządnie docierać. Przetarłem dłońmi swoje oczy i spojrzałem w bok. Chwyciłem pudełko do ręki i wyciągnąłem z niego średniej wielkości białego pluszowego misia. Przypatrywałem się mu uważnie a łzy pomalutku zaczęły kapać po moich policzkach. Nie mogłem uwierzyć... Hofi od początku miał rację. Nie tylko on. Moi rodzice, siostra... Westchnąłem cicho, uderzając pięścią o kierownicę. Dźwięk klaksonu rozniósł się po szpitalnym parkingu. Ruszyłem prosto do domu. Wchodząc do środka trzasnąłem z całych sił drzwiami i skierowałem się do sypialni. Usiadłem na łóżku i kolejny raz wpatrywałem się w pluszaka... Szybko otarłem swoje łzy, gdy tylko usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Zdziwiony zszedłem na dół, gdzie zastała mnie sylwetka mojej narzeczonej.
- Wróciłam wcześniej... - oznajmiła - pójdę się położyć, źle się czuje. Maleństwo daje o sobie znać. - westchnęła. Prychnąłem głośno, co wywołało u niej wielkie zdziwienie.
- Może lepiej powiedz mi, że tego dziecka nie ma co?
- Erik, co ty wygadujesz? - oburzyła się - Przecież...
- Fabio mi powiedział. Nie możesz mieć dzieci - warknąłem - Po co to wszystko?! po co ta szopka?! - podniosłem głos.
- Po co?! - prychnęła - Po to, żebym miała cię dla siebie. Gdyby nie to, poleciał byś do tej zdziry raz dwa... Zostawiłbyś mnie na lodzie dla niej!.
- Nie miałabyś tyle kasy co?! - warknąłem - Mykaj na górę się pakować i wynocha z mojego życia! - krzyknąłem.
- Daj spokój...
- Pierścionek sobie weź, będzie mi przypominał mi o tobie. A tego nie chcę. Klucze zostaw na szafce. Byłaś największą pomyłką mojego życia!. Wynoś się stąd - wrzasnąłem - Nie chcę cię znać - dodałem już spokojniej wychodząc na podwórko. Oddychałem głęboko by się lekko uspokoić. Słyszałem krzątaninę na górze, więc wiedziałem, że się pakuje. Za to akurat byłem jej wdzięczny. Nie chciałem jej już więcej widzieć na oczy. Jak ja mogłem tak postąpić. Zranić Samantę, najważniejszą kobietę w moim życiu. Kobietę, która kochała mnie nie ze względu na pieniądze czy sławę. Kochała mnie jako człowieka. Chłopaka, który szaleńczo się w niej zakochał i kocha do dziś. Kochała moje wady i zalety. Kochała mnie całego...
Przeczesałem swoje włosy. A gdy po raz kolejny tego dnia usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i odjeżdżający samochód. Wróciłem ponownie do sypialni i wyciągnąłem spod łóżka kolejne pudełeczko. Otworzyłem jego wieczko i chwyciłem w dłoń dwa maleńkie, różowiutkie buciki. Uśmiechnąłem się delikatnie. Kupiłem je z myślą, że będę miał córeczkę. Zawsze o niej marzyłem. Przełknąłem ślinę i nie zastanawiając się długo, wskoczyłem do samochodu i szybko skierowałem się w stronę domu panny Gradvil. Dzwoniłem raz, dzwoniłem dwa, dzwoniłem trzy, pukałem raz, waliłem też raz i nic... Nikogo nie było.
- Hej Erik - usłyszałem głos Mitchell
- Witaj, nie wiesz przypadkiem gdzie Sam? - zapytałem zdenerwowany.
- Samanta prawdopodobnie się stąd wyprowadziła... - powiedziała, a mnie totalnie zamurowało.
- Jak? gdzie? kiedy?...
- Nie mam pojęcia. Myślę, że jej mama będzie wiedzieć - wzruszyła ramionami - Chyba.
- Dziękuję - odparłem i migiem skierowałem się do domu jej rodzicielki. Jeśli to prawda, to tego nie przeżyję..
Wspiąłem się po schodach pukając energicznie do drzwi. Chwilę później stanęła w nich jej mama.
- Erik.. - powiedziała cicho..
- Musi pani mi powiedzieć, gdzie ona jest... popełniłem błąd. Kocham ją nad życie i nie wyobrażam sobie go bez niej - powiedziałem z ogromną pewnością w głosie.
- Ale... ale ja nie wiem - szepnęła - Nikomu nie powiedziała. Jedyne co to rozmawiamy przez telefon... Nie chciała by ktokolwiek wiedział. Bo ktoś mógłby powiedzieć to Tobie...
- O co chodzi... pani Anno?
- Ja nie mogę ci powiedzieć chłopcze - powiedziała przez płacz - Ona by tego nie chciała... a ja.. ja chcę tylko jej szczęścia...
- Ja obiecuje, że dam jej tyle szczęścia ile potrzebuje. Ja muszę ją odzyskać...
- Przepraszam... - szepnęła zamykając mi drzwi...



Bez Ciebie wszystko traci swój rytm
 i bez Ciebie czuje, że nie chcę tak żyć.


__________________________________________________________________________

Przybywam do was :)
Przepraszam, za to coś.. :(
Wściekłość z wczorajszego meczu nadal mnie trzyma :(
Nic innego nie idzie powiedzieć jak tylko to... SĘDZIA KALOSZ!
Zero sprawiedliwości...
Z takim arbitrem spotkania nie da się wygrać...
No ale chociaż znów widziałam Bubusia❤ xD
Do następnego :**

piątek, 30 października 2015

Siedemnaście.


Samanta

Chwile... Czasem ranią. A zwłaszcza, gdy nie masz kontaktu z nikim, którego kochasz, lub jest dla ciebie bardzo ważny. Nie wiesz co się w ogóle tam dzieje, bo nikt do ciebie nie dzwoni...
Od tygodnia nie miałam kontaktu z Reusem. Nie wiedziałam co się stało... nie wiedziałam niczego. Nie odbierał ode mnie telefonu. Smutek rozsadzał moje ciało, lecz wtedy była Lili, która zawsze potrafiła poprawić mi humor i on. Brunet o zielonych oczach, który właśnie wchodził do domu z tulipanem w ręku.
- Dzień dobry - rzekł uśmiechnięty cmokając mnie w policzek. Podał mi kwiatka i usiadł na krzesełku.
- Johann pamiętaj, że pomiędzy nami nic nie będzie - rzekłam odwrócona do niego plecami. Nalałam do wazonika wody i włożyłam do niego kwiatek.
- Przecież ja nic nie robię - rzekł na obronę - Nie martw się kwiatuszku, mi nie musisz dwa razy powtarzać. Całkowicie dostosowałem się do twojej decyzji - wytłumaczył.
- Wiesz, że nie lubię jak wydajesz na mnie swoje pieniądze - jęknęłam spoglądając na niego.
- Ale wiesz, że ja lubię ci kupować kwiatki i twoje jęki mnie nie przekonają, bo nadal będę to robił - rzekł z przekonaniem na co odpowiedziałam głośnym westchnięciem. Nienawidziłam, gdy ktoś wydawał na mnie jakiekolwiek pieniądze... Czułam się wtedy bardzo dziwnie.
- To zamiast wydawać pieniądze na nie, mógłbyś zerwać je z ogródka - nie miałam zamiaru przegrać tej walki, więc miałam nadzieję, że chociaż to zadziała...
- Przykro mi Sami... ale jest dopiero styczeń. Kwiatki o tej porze jeszcze nie rosną - zaśmiał się
- Trzy kropki - odparłam zrezygnowana co wywołało u niego rechot.
- Dobra, zrobię to dla ciebie i będę przynosił tylko jeden na tydzień pasuje? - zapytał.
- Już lepsze to niż przynoszenie ich co dwa dni - powiedziałam patrząc na jego rozpromienioną twarz.
- A teraz chodźmy do salonu bo nam herbata wystygnie - dodał ciągnąc mnie za rękę. Usiadłam tuż obok niego, sprawdzając czy włączyłam "elektroniczną nianię". Spojrzałam na szatyna z zastanowieniem. Zauważyłam, że on również mi się przypatruje.. - Co? - zapytał.
- Znamy się tydzień. Zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić a ja nadal nie wiem czym się zajmujesz - powiedziałam biorąc łyk ciepłego napoju.
- Latam - odparł krótko.
- Jesteś pilotem tak?
- Nie! nie absolutnie nie - rzekł roześmiany - Źle to ująłem. Jestem skoczkiem narciarskim - dodał.
- Naprawdę? - zdziwiłam się - Dlaczego ja zawsze muszę trafiać na sportowców w swoim życiu - jęknęłam po raz kolejny tego dnia.
- To przeznaczenie kwiatuszku - mrugnął do mnie okiem - Widocznie Bóg stwierdził, że jesteś idealną panią dla jakiegokolwiek sportowca - dodał uśmiechając się do mnie.
- Jak na razie to mam ich dość - powiedziałam smutno.
Odwróciłam wzrok w stronę okna by powstrzymać się od łez. Samo wspomnienie Erika, za którym strasznie tęskniłam mimo, że już nie był mój. Broniłam się przed nim, nie chciałam by wchodził z butami w moje życie... Choć tak naprawdę było inaczej. Dokładnie odwrotnie. Może i broniłam się przed wszystkim w Dortmundzie, ale tutaj nie muszę. Wiem co czuję, i do kogo należy moje serce. Chcę się z tego wyleczyć, ale nie potrafię. On już nie może być mój i nie będzie. Muszę się z tym pogodzić. Do tego rodzice, Timi i Tamas a przede wszystkim Marco. Nie odbierał, nie oddzwaniał, nie odpisywał. Co sprawiało, że czułam się przygnębiona. Tęsknota za Dortmundem była ogromna, ale nie potrafiłam wrócić.
Poczułam jak Johann przysuwa się do mnie i po chwili pozwala mi się wtulić w jego klatkę piersiową. Jego ręce szczelnie mnie obejmowały, a ja dałam upust swoim emocjom. Pierwszy raz od kiedy tutaj z małą jesteśmy.
- Marco - szepnęłam spoglądałam na ekran swojego telefonu.
- Odbierz, ja pójdę zobaczyć co z Lili - uśmiechnął się do mnie i szybkim tempem skierował się na górę.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś - pisnęłam z żalem - Bałam się - dodałam smutno.
- Przepraszam skarbie - powiedział - Musiałem wszystko przemyśleć i załatwić...
- Powiesz mi? - zapytałam
- Erik... on się pomalutku już domyśla Sam. Widzi, że coś ukrywam. Widzi jak się zachowuje, gdy zapyta o Lili. Ja nie umiem kłamać. Powtarzam ci to już po raz setny chyba. Sami ja tak nie umiem. Mam ochotę powiedzieć mu o wszystkim. On musi wiedzieć - rzekł
- Nie... błagam jeszcze nie teraz - powiedziałam cicho - Nie kłam... po prostu nie mów mu prawdy. Albo wymigaj się od odpowiedzi...
- Tak się przez cały czas nie da - mruknął.
- Ja już sama nie wiem co robić - powiedziałam cichutko stając przed oknem. Przymknęłam swoje oczy pragnąc zobaczyć jakieś rozwiązanie...
- Powiedz mu - westchnął - Albo ja mu powiem - dodał.
- Marco proszę cię, tylko mnie nie szantażuj - mruknęłam.
- Samanta to postaw się na moim miejscu. Ja już mam tego dosyć. Kocham was, ale tak nie potrafię. Myślisz, że robisz to dla dobra Lili, ale tak nie jest. Ona potrzebuje ojca...
- Powiem, ale jeszcze nie teraz.. - upierałam się. - Niepotrzebnie dzwoniłeś - rzekłam próbując by mój głos zabrzmiał normalnie.
- Samanto...
Zakończyłam pośpiesznie połączenie by kolejny raz wtulić się w ramiona Forfanga. Łzy swobodnie kapały po moich policzkach jednocześnie mocząc koszulkę skoczka.
- On ma rację. Powinnam mu powiedzieć - rzekłam - Jestem najgorszą mamą na świecie - chlipnęłam.
- Nie mów tak - powiedział cicho - Jesteś najlepszą mamą jaką kiedykolwiek znałem. Robisz wszystko by Lili była szczęśliwa - szepnął całując mnie czoło i po raz kolejny szczenie i mocno mnie obejmując...



Można milczeć, i milczeniem kogoś ranić...


___________________________________________________________________________

Dzieńdoberek <333
Przybywam z siedemnastką :))
Co sądzicie? :P Czekam na wasze opinie.
U was pojawię się prawdopodobnie jutro, choć może późnym wieczorem mi się uda :))
Do następnego ♥

piątek, 23 października 2015

Szesnaście.


Erik

Tak od dwóch dni jesteśmy zaręczeni. Stało się... choć bałem się powiedzieć o tym komukolwiek. Zwłaszcza rodzicom czy Jonasowi. Wiedziałem, że to nie będzie dla nich wiadomość, którą będą chcieli usłyszeć. Przetarłem swoje oczy budząc się do końca. Spojrzałem na miejsce obok mnie, które było puste. Przeciągnąłem się ostatni raz i wstałem. Skierowałem się w stronę salonu...
- Nastia? - zapytałem schodząc po schodach - Nasti jesteś?
Na stole w jadalni znalazłem niewielką karteczkę z jej charakterystycznym pismem. Wyjechałam na pokaz i sesję do Londynu. Wrócę za tydzień. Wściekłem się, przecież miała na czas ciąży zrezygnować z tych głupich pokazów. Miała się oszczędzać i wypoczywać... Dla dobra maleństwa. Jedyną rzeczą, która mnie w tamtym momencie ratowała to myśl, że już za dobre dwie godzinki jest trening i spokojnie będę mógł wyżyć się na piłce... Miałem po prostu dość. Serdecznie dość... Do tej dziewczyny nic nie docierało. A co najlepsze? Obiecała mi wczoraj, że na czas ciąży zrezygnuje... Będzie robiła wszystko by nasza dzidzia urodziła się zdrowa. A ja miałem jej w tym pomagać a z czasem stać się najlepszym ojcem. Bo zawsze chciałem nim być...
Równo o dwunastej wsiadłem do auta i wcześniej zapinając pas pognałem w stronę Signal Iduna Park. Wjeżdżając na parking zauważyłem Jonasa wraz z Marco opartych o jego samochód.
- Witam szanownych panów - uśmiechnąłem się - Panie mają pierwszeństwo - zaśmiałem się kierując dłoń w stronę Hofmanna, by później uścisnąć rękę Reusa.
- Idź bo jak ci...
- Dawaj - rzuciłem wyzywająco
- Odegram się w Fifie - odparł
- Ile razy to już słyszałem - powiedziałem obojętnie śmiejąc się cicho
- O patrzcie kto idzie! - pisnął Hofi biegnąc w stronę Eydlin naszej recepcjonistki. Usłyszałem tylko prychnięcie Reusa na które nie potrafiłem nie zareagować śmiechem.
- Co tam u Sam i Lili? - wypaliłem nagle.
- Zapewniała mnie, że u nich wszystko w porządku - powiedział spoglądając przed siebie - Dlaczego pytasz?
- Nie mogę? - odparłem pytaniem na pytanie - To jakieś zakazane? - dodałem spoglądając na niego.
- Nie - odparł cicho - No ale nie sądziłem, że tak często będziesz o nie pytał, skoro już nie uczestniczą w twoim życiu - kolejny raz ta reakcja... ona musiała do czegoś prowadzić. Zdenerwowany przymknął na moment swoje powieki, nerwowo przygryzając dolną wargę...
- Co to miało znaczyć? - zapytałem.
- Matko Erik... Miałeś wrócić, walczyć o Samantę jednak wybrałeś inaczej. Nie wiem do czego dążysz, ale sens mojego zdania chyba źle odczytałeś.. - rzekł poprawiając swoją torbę na ramieniu. Niech się cieszy, że docieraliśmy już do szatni, ale on sam wie, że teraz to już nie odpuszczę. Bo ja doskonale odczytałem jej sens, aż tak głupi to ja nie jestem panie Reus. A on się po prostu wkopał... Bo Marco Reus naprawdę nigdy nie potrafił kłamać i raczej umiał nie będzie...
Cały trening obserwowałem go cały czas. Dosłownie lustrowałem go wzrokiem a on z całych sił bronił się przede mną...
- Wiesz, że teraz nie odpuszczę i dowiem się tego, co próbowałeś przede mną ukryć?
- O co ci chodzi Durmi? - zapytał podirytowany - Nic przed tobą nie ukrywam.. Jesteśmy przyjaciółmi..
- Nie?! - spojrzałem na niego - To niby co to miało znaczyć? - dodałem lekko zdenerwowany.
- Źle odczytałeś sens mojego zdania stary - powtórzył.
- Nie jestem aż taki głupi Reus - warknąłem - Nie odpuszczę, wiesz o tym.. Więc będzie lepiej jak powiesz mi tutaj, teraz, w tej chwili - stanąłem przed nim taranując mu drogę. Wiedziałem, że w moich oczach widać ogniki zdenerwowania i dociekliwości, lecz na to, to on był akurat uodporniony.
- Nie mam ci nic do powiedzenia Erik - mruknął
- To co niby oznacza twoje zachowanie? - podirytowałem się - Gdy tylko wspomnę o Sam a przede wszystkim o Lili jesteś zdenerwowany, twoje wszystkie mięśnie się napinają a szczęka się zaciska. Myślisz, że tego nie widać. Jednak jesteś w błędzie. Marco powiedz mi prawdę - powiedziałem - Lili jest moją córką? - zapytałem.. kolejny raz mając tą nadzieję, że to okaże się prawdą.. Widziałem jak przełyka ślinę, jednak za chwilę jego całe ciało ogarnia złość, a ręce zaciskają się w pięści...
- Raz już ci to powiedziałem, ale widocznie do ciebie nie dotarło - warknął wściekły - Lili nie jest twoją córką! A teraz przepraszam muszę jechać do domu. Sandra się źle czuje - zapewnił wymijając moją sylwetkę.
Westchnąłem cicho wpatrując się w jego plecy. Ochłonąłem chwilę, starając uspokoić wszystkie nurtujące mnie pytania. Nadal wiedziałem, że Marco coś ukrywa. Jego przekonanie w głosie dało się wyczuć, lecz oczy mówiły zupełnie coś innego. Ukazywały całkowite przeciwieństwo do jego słów...
- Halo? - powiedziałem przykładając telefon do ucha.
- Hej Erik.
- O cześć Fabio - odparłem - Coś się stało?
- Nie! - odparł natychmiastowo - Tylko wyniki Nastii są już do odebrania. Mówiła coś o jakimś wyjeździe, więc może ty mógłbyś je odebrać? - zapytał.
- Pewnie - uśmiechnąłem się sam do siebie - Będę tak u ciebie za.. - przerwałem spoglądając na zegarek zdobiący moją lewą rękę - Za trzydzieści minut powinienem u ciebie być - dodałem.
- Dobra, czekam - odpowiedział kończąc połączenie.
Ruszyłem w stronę auta i wyciągnąłem kluczyki. Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i odpaliłem auto. Zahaczyłem tylko o jeden sklep i zacząłem kierować się w stronę kliniki ginekologicznej...



Wciąż jednak nie mogę sobie Ciebie odpuścić...


_______________________________________________________________________

Dzień dobry moje słoneczka ❤
Przybywam do was z kolejnym rozdziałem :)) mam nadzieję, że sie spodoba :)
U was pojawie się późnym wieczorem lub dopiero jutro :)
Do następnego ❤
Dziękuje, że jesteście❤

sobota, 17 października 2015

Piętnaście.


Samanta

Uśmiechnęłam się spoglądając na Lili spała sobie smacznie z lekkim uśmiechem na buźce. Mocno tuliła do siebie miśka od Erika. Radość przepełniała całe moje ciało. Poprawiłam delikatnie jej kocyk i dalej szłam przed siebie. Słoneczko cudownie świeciło na niebie a jego promyki ogrzewały wszystko dookoła. Śniegu prawie już nie było a temperatura była tak wysoka, że schowałam swoją kurtkę do szafy. Rozglądałam się dookoła chcąc jak najwięcej zapamiętać tych cudownych widoków. Dużo zieleni, góry... Idealne miejsce...
- Dzień dobry śpiochu - cmoknęłam Lili w policzek biorąc ją na ręce - Jesteś moim serduszkiem co? - zapytałam radośnie łaskocząc ją po brzuszku co wywołało u niej radony pisk. Zaśmiałam się cicho siadając na jednej z pobliskich ławeczek. Wyciągnęłam z torby butelkę i dałam małej jeść. Spoglądałam na nią czule zastanawiając się jak to będzie dalej... Bo czy faktycznie powinnam okłamywać Erika? przecież Lili musi mieć ojca... Ale nie chciałam by dawał mi cokolwiek. Nie chciałam by ponownie wchodził butami w moje życie. Teraz gdy będzie miał dziecko... Tak jestem uparta, dlatego nie chce mu o tym powiedzieć. A co zrobię gdy Lili zapyta o tatę? tego też nie wiedziałam. Nie chciałam na razie o tym myśleć...
- Idziemy dalej na spacerek? - spojrzałam na nią.
Ponownie wzięłam ją na ręce i ruszyłam przed siebie. Lilcia rozglądała się dookoła patrząc z zaciekawieniem na różne zwierzątka. Spojrzałam na nią przez chwilę potem przeniosłam wzrokiem za jej rączką, którą wyciągnęła przed siebie.
- Jest konik? - uśmiechnęłam się - Chodź podejdziemy do niego...
Spoglądałam jak mała przypatruje się z zaciekawieniem i uwagą siwkowi. Był przepiękny... Kremowa grzywa i ogon dodawały mu jeszcze większego uroku a w jego niebieskich oczkach szło się zakochać.
- Uwaga, ona gryzie - usłyszałam za sobą głos jakiegoś chłopaka. Odwróciłam się w jego stronę a on obdarował mnie słodkim uśmiechem. Brązowe włosy idealnie ułożone, jego ciemnozielone oczy, które z daleka wydawały się czarne jak węgiel... Przyglądał mi się uważnie, chyba wyglądałam na głupią...
- Wcale nie - odparłam odwzajemniając jego gest - Jest wspaniała - dodałam głaszcząc ją.
- Macie chyba jakiś magiczny dar - odparł zafascynowany podchodząc bliżej.. - Johann - rzekł podając mi dłoń. Przytrzymałam mocniej Lilcię i podałam mu swoją.
- Samanta - uśmiechnęłam się - A to jest Lili - dodałam.
- Cześć słodziaku - rzekł wpatrując się w nią - Co was tutaj sprowadza? - zapytał przenosząc wzrok ponownie na mnie.
- Przyjechałyśmy trochę odpocząć - rzekłam.
- To może dacie się zaprosić na małą kawę? Tutaj niedaleko jest niewielka kawiarenka...
- Nie chcę być nie miła, ale niestety musimy już wracać - odpowiedziałam.
- Nie ma sprawy - kolejny raz posłał mi uśmiech - Mam nadzieję, że do zobaczenia?
- Do zobaczenia - odparłam uśmiechnięta idąc w stronę domu. Ostatni raz obejrzałam się w jego stronę po czym posłałam mu kolejny uśmiech. Pomachał mi radośnie i odwrócił się w stronę klaczy, którą chciał pogłaskać niestety prawie go ugryzła. Zaśmiałam się cicho.. Może naprawdę mamy jakiś magiczny dar. Pokręciłam z rozbawieniem głową. Docierając do domu ponownie ujrzałam Johanna. Stał z bukietem kwiatków przed drzwiami. Spojrzał na zegarek widocznie na nas czekając.
- Co tutaj robisz? - zapytałam nagle a on podskoczył z przerażenia.
- Więc dobrze myślałem, że to ty - uśmiechnął się cicho - Mój tata sprzedał ci ten dom. A ja chciałem przyjść cię powitać - wyjaśnił uśmiechając się szeroko.
- Dziękuje są piękne - odparłam gdy podał mi bukiet - Nie musiałeś..
- A właśnie, że musiałem - rzekł radośnie - Pomogę ci - zaoferował wnosząc wózek po schodach.
- W takim razie zapraszam na herbatę - powiedziałam sprawdzając czy Lilcia się nie obudziła. Wjechałam nim do salonu i ostrożnie poprawiłam jej kocyk.
- Mam manię poprawiania jej kocyka - zaśmiałam się idąc w stronę kuchni. Johann po chwili dołączył do mnie. Wstawiłam wodę w czajniku i włożyłam herbatę do dwóch kubków. W czasie gdy woda się gotowała odwróciłam się w stronę chłopaka, który z uśmiechem dokładnie mi się przyglądał - Tak w ogóle nawet nie wiesz jak jestem wam wdzięczna za pomoc - dodałam.
- Pamiętaj, że gdyby coś zawsze możesz do mnie dzwonić - rzekł biorąc karteczkę stojącą na wysepce w kuchni i zapisał na niej ciąg liczb - Ja z chęcią pomogę..
- Miło z twojej strony - odpowiedziałam - A mi zarazem głupio bo wykorzystałam ciebie i twojego ojca a ty nadal proponujesz mi pomoc - spojrzałam w jego oczy..
- Tak się składa, że chciałem ci pomóc i chcę ci pomagać - uśmiechnął się. To przekonanie w jego oczach mówiło samo za siebie... Gdy woda się już zagotowała zalałam dwa kubki i zaniosłam mu siadając obok.
- Zaraz, zaraz - rzekłam a w moim wyobrażeniu żółta żarówka pojawiła się nad moją głową - Wczoraj również przyniosłeś mi kwiaty?
- Owszem - zatwierdził dumnie.
- To dlaczego na liściku podpisałeś się André?
- Tak faktycznie - powiedział - Johann André Forfang miło mi cię poznać Samanto - uśmiechnął się ponownie podając mi dłoń, którą uścisnęłam z rozbawieniem...



Chwila, która trwa może być jedną z najlepszych twoich chwil.


___________________________________________________________________________

Musiałam XD tak mnie jakoś naszło by połączyć te dwa światy <3
Chyba po raz pierwszy to robię, mam nadzieję, że mi wyjdzie XD
Witaj Johannie <3 :DD
A ja przepraszam, że jestem dopiero dzisiaj. Obowiązki, przemęczenie sprawiło, że tuż po meczu padłam. Zasnęłam i obudziłam się dopiero dziś rano. U was pojawię się późnym wieczorem :(
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :*
Do następnego ❤


piątek, 9 października 2015

Czternaście.


Erik

Jak to się mówi?. Święta, święta i po świętach... Nareszcie wszystko przemyślałem, wszystko muszę teraz poukładać. Uśmiechnięty wracałem do domu choć wiedziałem, że Nastia będzie dopiero późnym wieczorem. Przez całe dwa tygodnie nie rozmawialiśmy. Żadne z nas nie odezwało się do siebie ani słowem, a tak nie mogło być. Właśnie teraz w tym czasie wszystko musi się ułożyć. Dla dobra naszego maluszka. Chwyciłem jabłko leżące w koszyczku i usiadłem na blacie. Ugryzłem kawałek machając nogami i rozglądając się dookoła. Teraz nasze życie się odmieni, a ja będę spełnionym mężczyzną móc trzymać swoje dziecko na rękach. Tej dumy nie zapomnę nigdy. Ta radość, która rozsadza mnie od środka... Na samą myśl serce przyśpiesza swoje bicie...
Nastii nie ma... wpadniesz?
Wystukałem na klawiaturze w swoim telefonie i nie czekając nawet na odpowiedź zacząłem przygotowywać szklanki do soku. Nie minęło nawet dziesięć minut, a usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Mój przyjaciel momentalnie znalazł się w kuchni pomagając mi zanieść przekąski do salonu.
- Miło cię widzieć - powiedziałem podając Jonasowi pada.
- Erik wszystko dobrze? - zapytał unosząc jedną brew ku górze.
- Wszystko dobrze? - odparłem pytaniem na pytanie
- Zachowujesz się dziwnie stary - rzekł przypatrując mi się uważnie - Zresztą ty zawsze byłeś dziwny - stwierdził roześmiany i wybrał swoją drużynę.
- Swój do swego ciągnie - zaśmiałem się.
Hofi prychnął i roześmiał się jeszcze głośniej. Nie trzeba było czekać długo bym dołączył do niego...
- Skopie ci dzisiaj tyłek - rzekł.
- Mhm - mruknąłem - Ile razy to słyszałem? - uśmiechnąłem się spoglądając na niego. Po chwili momentalnie stałem się poważniejszy. - Czy nie może być tak zawsze? - zapytałem - Bez kłótni, z radością i śmiechem?
- Gdyby nie N...
- Proszę cię Hofi... ten jeden dzień nawet o niej nie wspominajmy - mruknąłem cicho - Choć raz niech będzie tak jak kiedyś.. tak jak przed chwilą - dodałem.
- Masz moje słowo stary... sam wolę gdy jest tak jak teraz... Nienawidzę się z tobą kłócić Durmi - rzekł - No bo kurde jesteśmy przyjaciółmi a przez ostatnie pół roku chyba w ogóle normalnie nie rozmawialiśmy. Czasami mi tego brakuje, ale gdy przychodzę do ciebie, a ty znów jesteś smutny bo ta jędza ci coś zrobiła... Nie potrafię patrzeć jak mój najlepszy przyjaciel cierpi...
- Tak wiem - odpowiedziałem - Kiedyś było lepiej... - westchnąłem wracając myślami do przeszłości - Wszystko było lepsze, ale przeszłości już nie ma. Trzeba iść tylko do przodu Jonas - przymknąłem na chwilkę swoje oczy by powstrzymać się od łez... Znów chciało mi się płakać choć obiecywałem sobie, że będę twardy. Tylko, że to wszystko mnie dołuje. Kłótnie z Nastią jak i Hofmannem. Obecność Samanty na dodatek z małą, przepiękną i wspaniałą Lili. Rzadkość spotkań z rodzicami i siostrą... Czasem miałem dość. Chciałem się podnieść i iść dalej, ale było mi strasznie ciężko...
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć Erik. Wiem ostatnio byłem cholernym dupkiem. Postaram się poprawić tylko, że to jest trudne...
- Co jest trudne? - zapytałem patrząc na niego.
- Widok jak cierpisz, jak Nastia rani cię na każdym kroku który postawi. Ty chcesz być twardy, chcesz być ideałem faceta. Tym którego można kochać. Tylko, że ona nie potrafi dostrzec tego ideału... - powiedział - Wiem, mieliśmy nie rozmawiać o niej... ale choć raz jest okazja. Żaden z nas nie krzyczy.. rozmawiamy normalnie jak przyjaciele.. - dodał - Możesz mi tylko powiedzieć kilka ostatnich rzeczy? - zapytał
- Pewnie - uniosłem jeden kącik ust ku górze. Starałem się uśmiechnąć jednak mi się nie udało.
- Powiedz mi tylko co Sami mówiła na to, gdy obdarowywałeś ją kwiatami?
- Że nie mam na nią wydawać tylu pieniędzy, choć to o pieniądze nie chodziło. Chciałem udowadniać jej jak bardzo ją kocham.. - odparłem zgodnie z prawdą.
- A Nastia co mówi?
- Że mogłem kupić ładniejsze.. choć czasem podziękuje.
- No dobra.. - mruknął - A co Samanta mówiła, gdy kupowałeś jej drogie prezenty?
- Nie kupowałem... Nie chciała ich - powiedziałem - Jedynym takim prezentem była ta słynna bransoletka za którą biegaliśmy po całym mieście bo chciałem by była wyjątkowa - wyjaśniłem.
- Pamiętam - uśmiechnął się - Wracając.. A Nastia? Jak reaguje na takie prezenty? - z jego ust po raz kolejny padło pytanie, nawet nie liczyłem które przez ten krótki czas.
- Cieszy się, jest szczęśliwa.
- To teraz zostawię cię samego bo muszę już lecieć. A ty panie Durm niech pan poskłada sobie fakty, o które pana przed chwilą zapytałem i pan na nie odpowiedział. Dzięki za mecz, widzimy się na treningu - uśmiechnął się i przybił mi piątkę. Gdy tylko usłyszałem trzaśnięcie drzwiami zacząłem gorączkowo myśleć o tym wszystkim. Wiedziałem o co mu chodziło, ale nie każda dziewczyna jest taka jak Samanta...
- Hej kochanie - powiedziałem biegnąc do drzwi, gdy drzwi wejściowe ponownie tego dnia się otworzyły. Obdarowałem ją soczystym buziakiem i o dziwo się nie odsunęła. Ona również chciała zapomnieć o naszej kłótni. Poprowadziłem ją do jadalni, gdzie czekała na nas romantyczna kolacja przy świecach.. Cień uśmiechu pojawił się na jej twarzy. Podsunąłem lekko jej koszulkę ku górze i cmoknąłem jej brzuch. Chcąc uświadomić jej, że pragnę tego brzdąca z całego serca. Przytuliłem ją po chwili mocno zanurzając głowę w jej włosy.
- Przepraszam za wszystko - szepnąłem tuż przy jej uchu. - Nie chcę się więcej kłócić Nasti, nie możemy ze względu na nasze dziecko. Ono nie może rozwijać się w takim stresie. - dodałem - Może zjemy? - zapytałem i uśmiechnąłem się do niej. Pokiwała mi twierdząco głową i usiada na krześle, które jej odsunąłem... Po posiłku w końcu wziąłem się za siebie i wyciągając niewielkie pudełeczko z kieszeni uklęknąłem na jedno kolano tuż przed nią i..
- Nastio czy zostaniesz moją żoną?
- Tak! - oparła radośnie całując mnie czule w usta. Uśmiechnąłem się szeroko nie przerywając pocałunku...



Nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć...


_________________________________________________________________________

No to się stało :D
Mam do was maleńką prośbę, jeśli ktoś czyta zostawi dla mnie komentarz?
Nawet kropkę.
Chcę wiedzieć, czy ktoś jeszcze czyta :)
Do następnego misie ❤
Ps. Nie musicie wyciągać waszych pistoletów, nożów, dzid, wideł XD
Mam swój bunkier, więc mnie nie znajdziecie XDD

piątek, 2 października 2015

Trzynaście.


Samanta

Tromsø. Jedyne miasto, które zrobiło na mnie wrażenie. Nie żaden Londyn czy Wiedeń ani Amsterdam. Urzekło mnie od początku. Czyste i świeże powietrze, mimo iż jest to największe miasto północnej Norwegii. Piękny krajobraz. A przede wszystkim widok który mamy z naszego okna. Niewielki domek, cały z drewna wpadł mi od razu w oko. Na górze dwa pokoje z łazienką na dole natomiast kuchnia oraz jadalnia z ogromnym salonem i łazienką dla gości... Klimat całemu pomieszczeniu dodawał średniej wielkości kominek...Specjalnie dla Lili wybrałam dom rzec można przy samym lesie. Z dala od hałasu, ryku silników... Zrobię dla niej wszystko by była uszczęśliwiona, choć wiedziałam, że zmiana otoczenia zrobiła na niej złe wrażenie...
- Witaj w nowym domu serduszko - powiedziałam całując ją w główkę - Pamiętaj, że mamusia chce dla ciebie jak najlepiej - dodałam tuląc ją do siebie.
Starałam się uśmiechnąć, ale nie udało mi się to. Lili lustrowała mnie dokładnie swoimi zielonymi oczkami. Jedyne z czego byłam z siebie dumna to, to że kiedyś gdy nudziło mi się strasznie, więc zapisałam się na kurs języka norweskiego a później z zapałem uczyłam się go bardziej. Przynajmniej będę się mogła dogadać...
- Choć żabko mama pokaże ci twój pokój - rzekłam wspinając się po schodach na górne piętro. Otworzyłam lekko drzwi a oczom ukazał mi się bardzo różowy pokoik. Łóżeczko stało w prawym rogu, a niewielka komoda przy oknie. W duchu dziękowałam mężczyźnie oraz jego synowi za to, że tak z samych siebie zażądali, że przemalują pokoje i urządzą mi mieszkanie kupując te rzeczy o które prosiłam, i za które przelałam im pieniądze. Nie sądziłam, że mieszkają tutaj tacy życzliwi i wspaniali ludzie...
- Urządzimy tutaj pokoik dla najpiękniejszej księżniczki na świecie co ty na to? - uśmiechnęłam się cmokając ją w policzek. - Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa myszko - mruknęłam cicho podchodząc do okna i wpatrując się w ogromne, a zarazem cudowne góry. Lili wpatrywała się jak zahipnotyzowana w biegające na pastwisku owieczki. Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy a mi zrobiło się troszkę lżej na sercu...Gdy Lilcia się przebudziła po południowej drzemce ubrałam ją cieplutko i włożyłam ją do wózka ruszając na poszukiwania jakiegoś sklepu. Kierując się na przód szybko wybrałam numer przyjaciela...
- Jak tam piękności? - zapytał
- Hej Marco - uśmiechnęłam się - Tutaj jest jeszcze piękniej niż przypuszczałam - dodałam rozglądając się na boki. - Lili zrobiła sobie już popołudniową drzemkę, którą zaraz chyba będzie kontynuować - zaśmiałam się spoglądając do wózka i poprawiając córeczce kocyk - No i idziemy teraz do sklepu...
- O której wylądowałyście?
- Koło dwunastej - odparłam.
- Sami jest piętnasta, dlaczego nie dałaś mi znać? wiesz jak się o was martwiłem - powiedział z rozpaczą - Teraz nie będę mógł się wami opiekować - posmutniał.
- Marco - powiedziałam poważnie, choć głos łamał mi się okropnie - Obiecuje ci, że przylecimy do was gdy tylko wszystko sobie poukładam. Kocham cię strasznie jak brata. Nawet nie wiesz jak ciężko mi bez ciebie żyć tutaj. Tak samej tylko z Lili, ale mam już swoje lata. Jestem odpowiedzialna, ostrożna i rozsądna. Dam sobie radę, nie musisz się martwić - wytłumaczyłam.
- Wiem... - westchnął - Ale jesteś moją maleńką siostrzyczką...dlaczego nie chcesz mi powiedzieć gdzie wyjechałyście? - mruknął cicho.
- Ty nie potrafisz kłamać a to byłoby za duże ryzyko gdyby on cię o nas zapytał... Przepraszam...muszę kończyć - szepnęłam.
- Ale Sam...
- Przepraszam Marco - przerwałam mu i rozłączyłam się.
Wiedziałam, że gdyby ta rozmowa potrwała by troszkę dłużej wygadałabym mu wszystko...
Okazało się, że sklep jest bardzo niedaleko, a rozpromieniona i miła kasierka sprawiła, że moje stwierdzenie się sprawdziło. Tutaj chyba naprawdę wszyscy ludzie są tacy wspaniali...
Wracając do domu natknęłam się na niewielki bukiecik z różnorodnych kwiatków oraz mały pakunek w którym znajdował się malutki misiaczek skierowany dla Lili. Kładąc ją do łóżeczka, nakarmioną i wykąpaną poprawiłam jej kocyk oraz misia, którego dostała od Erika. Nie umiałam go wyrzucić.. zwłaszcza że mała zasypiała przytulona do niego w krótką chwilę. Zeszłam na dół i zanurzając lekko rękę w kwiatkach wyciągnęłam z nich liścik.
Mamy z tatą nadzieję, że dom się podoba. Witamy w Norwegii! ~ André :)



Czasem pytania są proste, ale odpowiedzi skomplikowane...


_________________________________________________________________________

Witam misiaczki w końcu :*
Zaczynamy nowy rozdział w życiu Samanty i Lilci :)
Dziś taki nijaki, ale się rozkręce xd
Czekam na wasze opinie ❤
Do was wlecę jutro :)
Do następnego ❤

piątek, 25 września 2015

Dwanaście.


Erik

Widok Samanty w wigilię był dla mnie wybawieniem. Gdybym jednak nie odważył się pójść do niej wiem, że żałowałbym. Chciałem oddać jej tę bransoletkę. Była dla mnie ważna, a dla niej jeszcze bardziej. Maleńkie Lili dodawało jej urok. Z trudem mogłem wymazać z pamięci obraz Samanty, gdy z wielką radością mówiła do Lilci trzymanej przez Tamasa. Święta w domu nie były najlepszym rozwiązaniem, wiedziałem, że wspomnienia w tym dniu, w tym pokoju gdzie to wszystko się zaczęło mnie nie opuszczą. Westchnąłem cicho przeczesując swoje włosy. Wzrok nadal miałem skierowany w sufit. Zbliżała się dwudziesta a ja nadal się nie szykowałem. Błękitna koszula wisiała pięknie wyprasowana...
- Pomóc ci w czymś? - zapytałem wchodząc do kuchni. Spojrzałem na mamę, która nadal gotowała coś w garnkach. Część potraw czekała już na spożycie. Mama odwróciła się w moją stronę i lustrowała mnie wzrokiem.
- Ulubiona koszula Samanty - uśmiechnęła się delikatnie wycierając ręce w fartuszek i poprawiając mi krawat. - Nie musisz synku - wróciła do tematu.
- Mamo... - powiedziałem cicho.
- Przepraszam - odparła ze skruchą - Muszę ci tylko powiedzieć, że nigdy w życiu nie zaakceptuje tej wielkiej pani Nastii. Samanta była o wiele lepszą dziewczyną...
- Tak, wiem... - mruknąłem - W takim razie nakryję do stołu - dodałem biorąc talerze.
Gdy skończyłem poszedłem na taras i wypatrywałem pierwszej gwiazdki. A myśli całkowicie zaśmiecały mi głowę. Doskonale wiedziałem, że mama nie cierpi Nastii. Tata również, ale za wszelką cenę starał się to ukryć i ją zaakceptować lecz to mu nie wychodziło. Mama nie bała się powiedzieć mi prawdy. Nastia była dla niej nikim tak samo jak dla Jonasa. Kochali Samantę i wiedziałem, że to w najbliższym czasie się nie zmieni.
- Wesołych świąt syneczku, żeby ci się w życiu wszystko ułożyło tak, byś był szczęśliwy - powiedziała przytulając mnie mocno - I żebyś bywał u nas częściej. Brakuje nam ciebie - dodała łamiąc kawałek opłatka, którego trzymałem w dłoni.
- Dziękuje mamo i wzajemnie - odparłem.
Posłałem rodzicom uśmiech i zabrałem się konsumowanie posiłku. Jeździłem widelcem po całym talerzu nie mogąc nic przełknąć.
- Nie smakuje ci? - zapytał ojciec
- Zawsze mi smakuje, w końcu mama robiła - zaśmiałem się cicho - Jakoś tak.. nie wiem - odparłem uśmiechając się do niego.
Przełamałem się i zjadłem w końcu trochę. Po prezentach i radości ze strony rodziców jak i tego, że nie mogą przyjąć mojego prezentu, przekonałem ich jednak w końcu i ucieszyłem się, że spełniłem ich marzenie. Leżałem na łóżku w swoim pokoju i wpatrywałem się w ramkę stojącą na stoliku nocnym. Tyle wspomnień w tym jednym jakże wspaniałym dniu. A zarazem tyle bólu. Chęć wyrzucenia tego zdjęcia była kiedyś wielka, lecz teraz spoglądając na nie kolejny raz nie muszę myśleć o Nastii. Ostatni raz mogłem pomyśleć o dawnych czasach, o wspaniałych chwilach i randkach... Przewróciłem się na plecy spoglądając na sufit. Przymknąłem po chwili oczy i rozkoszowałem się ciszą, która panowała w moim pokoju. Aż do momentu, gdy nie zadzwonił mój telefon..
- Wesołych świąt!! - usłyszałem krzyk Hoffmanna
- Dziękuje stary - odparłem, a cień uśmiechu pojawił się na moich ustach - I wzajemnie - dodałem.
- Kolejne święta jesteś sam u rodziców? - zapytał mimo, że znał odpowiedź.
- Jonas, błagam cię tylko nie w święta...
- Przecież ja nic nie mówię - odparł - Opowiadaj jak tam? - zmienił momentalnie temat.
- Wszystko się sypie, sam już nie wiem co robić - mruknąłem - Byłem dzisiaj u Samanty.. - przerwałem na chwilę - Hofi ja nie wiem jakim cudem tam się znalazłem. Po raz kolejny...
- Coś ciągnie cię jak magnez do niej... - rzekł.
- Mam Nastię? - odparowałem - Tylko, że gdy widzę ją z Lili to mam ochotę wziąć ją na ręce przytulić i powiedzieć, że jest moją najważniejszą i najcudowniejszą córeczką pod słońcem. Mimo, że ona wcale nie jest moja... Ja muszę myśleć o Nastii, będziemy mieli dziecko, nie mogę jej teraz zostawić...
- Na twoim miejscu przyjacielu to na początek dowiedziałbym się czy Nastia mówi prawdę...
- Jonas - przerwałem mu - Ja wiem, że jej nienawidzisz, ale opanuj się trochę. To moja dziewczyna. Znam ją i wiem, że ona nigdy nie kłamie - dodałem stanowczo.
- W takim razie Durmi, całkowicie jej nie znasz.. - odpowiedział - Zastanów się jeszcze raz nad moimi słowami. Wesołych świąt i przekaż życzenia rodzicom - mruknął i zakończył połączenie.
Dlaczego wszystko musiało być tak cholernie trudne... Po raz kolejny zamknąłem swoje oczy nakrywając głowę poduszką. Dzięki Jonasowi kolejne myśli zadręczały moją głowę. Starałem się je wyrzucić. Westchnąłem cicho wracając myślami do przeszłości, która była dla mnie ukojeniem...



Nie jesteśmy świadomi jak wszystko szybko może się posypać


_________________________________________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz do was przychodzę...
ale po protu jestem załamana. Mecz Lech - Fiorentina bez kibiców.
Tyle planów legło w gruzach a zarazem tyle radości z powodu tego, że znów zobaczę Kubę...
No cholera no :CCC
Odbiegając od tematu to dziękuje wam z całego serduszka za to, że komentujecie.
Ostatnio jest mało komentarzy, ale zawsze pojawiają się moje cztery kochane osóbki ♥
Dziękuje <333
I do następnego piątku misie ♥

piątek, 18 września 2015

Jedenaście.


Samanta

To spojrzenie jakim Reus obdarował mnie tamtego wieczoru zapamiętam chyba na zawsze. Nigdy nie widziałam go tak przejętego i smutnego. Nie chciał mnie puścić. Tylko, że nic nie jest w stanie zmienić mojej decyzji. Tak postanowiłam i tak zrobię. Nikt, dosłownie nikt nie będzie wiedział, gdzie wyjedziemy. Nie mogę dłużej żyć w mieście w którym on żyje... Wiem jedno. Mój kontakt z Marco się nie urwie. Za bardzo cenię naszą przyjaźń. Za bardzo jest dla mnie ważny. Z uśmiechem tuliłam do siebie narzeczoną swojego brata. Nie chciałam za nic oderwać się od niej.
- Nathalie - szepnęłam jej do ucha - Jesteś jeszcze piękniejsza - uśmiechnęłam się trzymając ją za ręce. - Nawet nie wiesz jak się stęskniłam - dodałam kolejny raz się do niej przytulając.
- Ja też skarbie - cmoknęła mnie w skroń - Nawet nie wiesz jak. - powiedziała spoglądając na swojego mężczyznę - Nie powiem kochanie, pasuje ci takie maleństwo - mówiła rozmarzonym głosem.
- Jeszcze rok myszko - odparł z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Spojrzałam na chłopaka wyszczerzona od ucha do ucha przechylając głowę w bok. Wreszcie będzie całkowicie szczęśliwy.
- Wiedzie, że nadal jestem na was zła, że mieszkacie w hotelu - założyłam ręce na piersiach.
- Nie chcieliśmy ci robić problemu. - zmrużyłam oczy patrząc na narzeczoną brata gdy ta cmoknęła mnie w policzek.
- To co? My bierzemy się za potrawy, a wujek zajmuje się siostrzenicą? - zapytała
- Jestem za! - pisnął Tamas i poszedł z małą do salonu.
Razem z przyszłą bratową roześmiałyśmy się i zabrałyśmy za przygotowywanie dwunastu potraw. I kto pomyślałby, że święta nadejdą tak szybko. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Brat wyręczył mnie i poszedł otworzyć.
- Sam, to do ciebie - mruknął niezadowolony
- Myślałam, że to mama - odparłam - Nikogo innego się nie spodziewam - dodałam idąc obok brata i kierując się w stronę drzwi - Erik? po co tu znowu przyszedłeś?! - warknęłam wściekła
- Samanto proszę nie kłóćmy się. - powiedział spokojnie - Jest wigilia - dodał - Chciałem dać wam prezenty. Tobie i Lili - uśmiechnął się tym samym uśmiechem co kiedyś był zarezerwowany tylko dla mnie. Ten od którego miękły mi nogi dokładnie tak jak w teraz.. - Wesołych świąt - rzekł radośnie po czym wysunął dłonie w moją stronę na których znajdowały się dwa pakunki.
- Jeśli myślisz, że je przyjmę to grubo się mylisz - powiedziałam zła - Nie mam pojęcia po co przyszedłeś. Nie chcę od ciebie nic a nic. Jedynie to, żebyś zniknął z mojego życia.. - spoglądając na niego coraz trudniej było mi się opanować. Wiele bym dała by wtulić się w jego ramiona...
- Proszę - szepnął wpatrując się wprost w moje oczy - Proszę.. - powtórzył - Zniknę z twojego życia tylko proszę przyjmij je. Naprawdę mi zależy, żebyś je przyjęła.
- Nie - odparłam krótko - Przepraszam... - powiedziałam zamykając mu drzwi przed nosem. Stałam chwilę w miejscu starając się nie rozpłakać. Westchnęłam cicho wracając bez słowa do salonu.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam głos brata
- Tak - uśmiechnęłam się podchodząc do niego. - A kto tutaj siedzi u wujka? - zaśmiałam się łaskocząc Lilcię po brzuchu. Pisk z radości z jej strony sprawił, że roześmialiśmy się całą trójką.
Godzinkę przed umówioną godziną usłyszeliśmy kolejny dzwonek do drzwi teraz byłam w stu procentach pewna, że to mama. Już po chwili tuptanie Timiego słychać było od korytarza. Przybiegł do mnie szybciutko i przytulił mocno po czym skierował się w stronę Tamasa i Nathalie.
- Kochanie ktoś zostawił prezenty pod drzwiami - powiedziała mama - Gregor wziął je do środka. A tak w ogóle dobry wieczór - uśmiechnęła się całując mnie w głowę. Gregor zrobił to samo mocno mnie do siebie tuląc. Po chwili podał mi dwa starannie zapakowane w niebieski papier pakunki i owinięte czerwoną wstążką. Westchnęłam cicho biorąc je od niego i wkładając pod choinkę. Mogłam domyśleć się, że postawi na swoim. Znałam go przecież ponad pięć lat.
- Nicka nie będzie? - zapytał Gregor pomagając bratu nakryć do stołu.
- Niestety nie, dziadek trafił do szpitala w fatalnym stanie i mama postanowiła, że musi zostać. Obiecała, że w drugie święto przylecą na pewno - odparł.
Sama nie wiem, czy z naszą rodziną było coś nie tak... Mimo iż rodzice rozwiedli się i założyli sobie nowe rodziny to i tak byliśmy wszyscy zżyci. Święta zawsze spędzaliśmy razem... Za to byłam im wdzięczna bo mimo wszystko zawsze miałam obojga rodziców przy sobie...
Była już bardzo późna godzina, gdy wszyscy pojechali do siebie. Sprawdziłam co u Lili i poszłam do sypialni. W dłoniach cały czas trzymałam dwa pakunki od Erika. Nie mogłam ich otworzyć...
W końcu się przełamałam delikatnie rozdarłam papier ozdobny i otworzyłam pudełeczko. Znajdowała się tam moja stara bransoletka z serduszkiem a na nim wygrawerowane nasze imiona teraz znajdowało się tam jeszcze malutkie Lili. Ścisnęłam ją w dłoni a łzy pomalutku ciekły z moich oczu. Delikatnie zapięłam ją na nadgarstku. Byłam mu wdzięczna, że ją odzyskałam. Od tamtego czasu, gdy rzuciłam mu ją na stolik i odeszłam pragnęłam mieć ją z powrotem. Mimo, że będzie przypominać mi o nim to jednak jest dla mnie ogromnie ważna. Teraz miało dla mnie jeszcze większe znaczenie. Nasza miłość wtedy sprawiła, że narodziła się Lilcia. Ta miłość nadal znajduje się w tym serduszku...
Wzięłam do ręki pakunek skierowany do mojej żabki i poszłam do jej pokoiku. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi pięknymi zielonymi oczami. Delikatnie odpakowałam prezent i wyjęłam z niego pięknego brązowego misia, który na nóżce miał napisane Kocham cię...
Rozpłakałam się cicho kładąc koło Lilci pluszaka. Łzy swobodnie płynęły z moich oczu, nie chciałam ich zatrzymywać...



To nic kiedy płyną łzy... 


_______________________________________________________________

Jestem z kolejnym ;)
Dziękuje wam za każdy komentarz ❤
U was pojawię jutro lub w niedziele :*
Buziaki ❤ :***

piątek, 11 września 2015

Dziesięć.


Erik

Gdy wyszedłem z mieszkania Sam w mojej głowie mieszało się mnóstwo rzeczy. Przez cały czas, gdy dziewczyna była koło mnie nie myślałem o Nastii. Nawet nie chciałem o niej myśleć. Zapomniałem o niej rzec można najprościej. Tylko, że ja wtedy właśnie chciałem zapomnieć. Liczyła się tylko Samanta i malutka Lili. Choć przez chwilę... Przez dwie godziny krążyłem po mieście, zastanawiając się nad swoim życiem. Nie miałem pojęcia co robić. Bałem się spotkania z blondynką. Gdy stanąłem już pod naszym domem. Serce zaczęło mi walić ze strachu. Wspinając się po schodach wziąłem kilka głębokich oddechów. Wszedłem po cichu do mieszkania kierując się w stronę salonu.
- Byłeś u niej? - warknęła spoglądając na mnie. Podszedłem bliżej i kucnąłem przy niej kładąc dłonie na jej kolanach.
- Nastii - zacząłem cicho - Tak, byłem... ale tylko na chwilę. Chciałem zobaczyć malutką, porozmawiać z Samantą. Później przespałem się u Jonasa - skłamałem. - I.. Lili nie jest moją córką...
- Jasne - prychnęła - Jeszcze jakie kłamstwo ci powiedziała? Może, że cię nie kocha co? Weź się w końcu w garść Erik i przejrzyj na oczy.
- Nastio proszę cię - powiedziałem cicho opierając swoje czoło o jej. - Obiecaj mi, że nie będzie więcej kłótni, zazdrości. - spojrzałem jej w oczy - Gdybym cię nie kochał już dawno nie bylibyśmy razem. Niedługo nasz maluszek przyjdzie na świat, on jest owocem naszej miłości Sami.. - przerwałem gdy zorientowałem się co powiedziałem. Schowałem swoją twarz w dłoniach i nie wiedziałem co powiedzieć...
- Wracam za tydzień - warknęła - I będę się ogromnie cieszyć, że ciebie tutaj niema - krzyknęła i trzasnęła z całej siły drzwiami. Rujnowałem swoje życie po raz kolejny. Miała rację... za tydzień mnie nie będzie. Po co obiecywałem rodzicom, że przyjadę, ale były święta, a święta zawsze spędzaliśmy osobno u rodziców. Nastia u siebie a ja u siebie. Teraz chciałbym naprawić wszystko z Nastii. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że nasze maleństwo będzie żyło w takim stresie. Bo jeśli teraz nie będę potrafił dogadać się z blondynką to już nigdy. Westchnąłem cicho siadając na kanapie. Wyciągnąłem zdjęcie maleńkiej Lili z kieszeni. Musiałem je ukraść. Nawet nie wiem jak wam określić po co... Chciałem mieć je na pamiątkę? Patrząc na to zdjęcie chciałem by była moją córeczką.. Wtedy.. wtedy nie zawahałbym się. I walczył o kobietę, którą kochałem miłością najprawdziwszą. Bo dopiero teraz rozumiałem, kogo tak naprawę kocham. Tą osobą była Samanta. Nikt inny. W takim razie czym było uczucie, którym darzyłem Nastię... Nie wiem, ale musiało się zmienić. Nie jestem dupkiem i nie zostawię jej z dzieckiem a zwłaszcza, że pokochałem już tego bąbla, który rozwija się pod jej sercem.
- Hej Hofi - wymusiłem uśmiech przepuszczając przyjaciela w drzwiach - Soku? - zaproponowałem.
- Pewnie - odparł siadając na kanapie i włączając Fifę - Ja gram Borussią! - krzyknął szybciej niż ja.
- Dobra niech ci będzie - powiedziałem zabierając od niego pada - Biorę więc Chelsea - mruknąłem czekając na rozpoczęcie meczu.
- Drumi co jest? - zapytał - Nastia? - lustrując mnie dokładnie wzrokiem - Wiedziałem...
- Jonas.. - bąknąłem.
- Co Jonas?! No co Jonas?! - napuszył się - Moje zdanie o tej dziewczynie doskonale znasz! Tyle razy ci powtarzam, że ta dziewczyna nie jest warta dosłownie niczego. Jest z tobą tylko dlatego, że masz kasę. Nienawidzę jej i nie mogę znieść tego jak ona cię traktuje a zarazem podporządkowuje sobie jak psa! - krzyknął - Myślałem, że stać cię na coś lepszego! Miałeś wrócić i znów walczyć o Samantę bo ona przynajmniej kochała cię prawdziwie. Nie tak jak ta tleniona blondyna - warknął - I współczuje Sami, że nie potrafi przestać cię kochać. Bo gdyby nie to zapewne byłaby już szczęśliwa. - dodał wstając i kierując się w stronę drzwi - Cześć!
Tak, miał rację. Miało tak być. Miałem wrócić, walczyć o pannę Gradvil jak lew i nie odpuszczać. Założyć z nią rodzinę i być szczęśliwym. Chciałem by tak było... z Nastią wyszło tak szybko jak pstryknięcie palca. Obejrzałem się za nią i już po tygodniu byliśmy razem. Nawet jej nie znałem.. A teraz?... Teraz mimo, iż nadal ją kocham to nie mogło być miejsca dla niej w moim sercu. Musiała być tylko i wyłącznie Nastia.



Wiele oddałbym, by przestać za Nią tęsknić.


__________________________________________________________________

Rano nie wyszło, więc dodaje teraz :)
Czekam na wasze opinie ♥
Za błędy przepraszam :) i lecę do was <3
Do następnego misiaczki ♥