piątek, 27 listopada 2015

Dwadzieścia jeden.


Samanta

Jak zawsze stchórzyłam, ale gdy on tak nagle pojawił się za mną... przestraszyłam się. I.. nie tak chciałam mu przekazać tą wiadomość. Wróciłam szybko z powrotem do domu. Lili smacznie sobie spała, więc zdjęłam jej tylko kurteczkę. Nawet się nie obudziła. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam z kieszeni telefon.
Przyjedź.. teraz, już.. błagam 
Wystukałam migiem i z niecierpliwością oczekiwałam przybycia blondyna. Zaciskałam oczy, starając się nie rozpłakać. Siedziałam z głową schowaną w dłoniach. Gdy tylko usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi podniosłam się i biegiem ruszyłam w jego stronę. Wtuliłam się w jego ciało.. teraz już nie broniłam się przed łzami. 
- Co się stało skarbie? - zapytał cicho szczelnie mnie obejmując.
- Ja nie potrafię Marco - szepnęłam - Nie umiem - dodałam.
- Umiesz Samiś - powiedział z przekonaniem - Dawałaś radę w innych sytuacjach.
- Ale nie rozumiesz - odparłam - Dzisiaj jak byłam w sklepie... gdy stanął obok mnie... ja nie umiałam wykrztusić słów.. nie tych, które chciałam powiedzieć - wytłumaczyłam. 
- Zadzwonić do niego? - zaproponował.
- NIE! - odparłam stanowczo - Po prostu tego jeszcze nie zrobię.
- Nie ma takiej opcji Sam! - rzekł ostro - Zrobiłaś już jeden krok, teraz trzeba postawić drugi.. - powiedział.
- Poczekajmy tydzień - oświadczyłam - Błagam.. przylecę za tydzień. Wtedy zrobię to na pewno - zapewniłam. Ten jego wzrok. Widziałam, że nie był zadowolony. Widziałam, że jest zły.. ale taka prawda. Najprościej w świecie się bałam i nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Naprawdę nie byłam jeszcze na to gotowa... nie jestem na to gotowa od tamtego dnia... gdyby nie on.. wiedziałby to od początku.
- Jak chcesz - mruknął niezadowolony - Twój wybór. Moje zdanie znasz - dodał - O której mam was zawieźć na lotnisko? - zapytał.
- Damy sobie radę. Wezwę taksówkę. Ty zajmij się Sandrą - powiedziałam - Dziękuje za wszystko Marco. Obiecuje ci, że w przyszłym tygodniu dowie się prawdy - dodałam cmokając go w policzek i mocno wtulając się w jego ramiona.
- Do zobaczenia mała...
Szybko znalazłam się w sypialni i z powrotem zapakowałam rzeczy w walizki. Delikatnie przełożyłam Lilcię do nosidełka i przykryłam ją kocykiem.. momentalnie wtuliła się w miśka i spała w najlepsze. Pan z taksówki pomógł mi wszystko zapakować jak i rozpakować. O tej godzinie lotniska są prawie puste. Raz, dwa a siedziałam już w samolocie. Kolejne jedenaście godzin... szczęściem było to, że Lili dobrze znosi podróże samolotem. Przesypia połowę lotu.. zwłaszcza, że nadchodzi już godzina dziewiąta. Pora spania... Udałam się łazienki, zwinnie przebrałam ją w piżamkę i ze spokojem nakarmiłam. Oczka już jej się zamykały, więc chwilę ją pokołysałam. Gdy zasnęła wróciłam z powrotem na miejsce. Usiadłam ostrożnie i upewniłam się czy maleńka na pewno zasnęła. Przyglądałam się ciemnemu niebu. Wiele dałabym, by móc spojrzeć w gwiazdy i odpłynąć w myślach choć na chwilę. By choć na chwile nie zastanawiać się nad błędami, które popełniam. Choć na chwile...
W Tromsø byłyśmy rankiem. Samochód Johanna czekał już na nas. Z uśmiechem wyszedł z samochodu, mimo tak wczesnej godziny.
- I jak? - zapytał cmokając mnie w głowę na powitanie. Jego ramiona.. znów czule mnie objęły. Ostrożnie wziął ode mnie córeczkę i zapiął nosidełko na tylnym siedzeniu.
- Możemy porozmawiać o tym w domu?.
- Oczywiście - odparł natychmiastowo.
Siedziałam i nerwowo zaciskałam rękę w pięść. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony z tej sytuacji... Co chwilę spoglądałam na Lili jak radośnie wymachuje rączkami. Po chwili poczułam jak jego ręka ląduje na mojej i splata ją ze sobą. Spojrzał na mnie przez moment by ponownie wrócić wzrokiem na jezdnię.
- Wszystko gra? - zapytał z troską.
- Nie wiem Forfi - westchnęłam cicho opierając głowę o zagłówek siedzenia. Mój wzrok nadal spoczywał na dziewczynce. Jej zielone oczka błyszczały. Serce same biło mi mocniej...
- Wezmę ją - oznajmił. Jak powiedział tak zrobił. Zwinnym ruchem otworzyłam drzwi i skierowałam się do salonu. Wyjęłam córkę z fotelika i wzięłam ją na ręce. Z uśmiechem patrzyła na Forfanga. Ten od razu wziął ją ode mnie. Jego twarz zdobył ogromny uśmiech. Wstawiłam wodę na herbatę i usiadłam na jednym z krzesełek przy wysepce. Przyglądałam mu się uważnie. I wiedziałam to tak samo jak w przypadku Marco, czy Erika. Johann André Forfang na pewno będzie najlepszym tatą na świecie. Kąciki moich ust powędrowały ku górze, a z oczu pomalutku zaczęły spływać łzy. Gdy skoczek tylko to zauważył od razu przygarnął mnie do siebie. Obejmował mnie szczelnie ramieniem. Pozwolił mi wypłakać się w jego ramiona. Pozwolił mi na wszystko czego nie powinnam względem jego osoby. Zachichotałam cicho, gdy Lili zaczęła bawić się moimi włosami.
- Wyjaśnisz mi wszystko? - zapytał czule.
- Nie powiedziałam mu - mruknęłam - Nie potrafiłam...
- Nie możesz ciągle uciekać - powiedział
- Wiem - westchnęłam smutno.
Nie był zadowolony z tego powodu. Jego mina mówiła sama za siebie, ale mnie zrozumiał... Za to mu dziękowałam.
- Wszystko się ułoży - szepnął cmokając mnie w głowę.
- Obiecujesz? - zapytałam spoglądając mu w oczy.
- Obiecuje słońce... - zapewnił a jego usta znalazły się na moich. Całował mnie delikatnie, chcąc poznać a zarazem zapamiętać każdy centymetr moich warg.
- Nie powinnam - szepnęłam.
- Pozwól mi, tylko jeden raz - powiedział cicho - Nic więcej nie pragnę - dodał ponownie łącząc nasze usta - Bez tego nie potrafiłbym odpuścić.
Moje dłonie powędrowały na jego szyję. Przymknęłam oczy starając się dać mu choć trochę radości. By choć trochę załagodzić jego ból. Cichy jęk Lili, którą nadal trzymał na rękach przywrócił mnie na ziemię. Odsunęłam się od niego kładąc dłoń na jego policzku. Przymknął swoje oczy, by rozkoszować się moim dotykiem. Dlaczego mu na to pozwalałam?....
- Johann
- Teraz nie chcę cię stracić - szepnął, ponownie skradając z moich ust... słodkie pocałunki...



Uciekniesz przed wszystkimi, tylko nie przed samym sobą...


________________________________________________________________________

Buuum, buum XDD
Taka mała niespodzianka :))
Ale spokojnie! Jeszcze chwilkę :DD
I będzie większe buum XDD
Za błędy przepraszam :)
Do następnego ❤
Dziękuje, że jesteście ❤

piątek, 20 listopada 2015

Dwadzieścia.


Erik

Dni mijały... dni mijały... i co?... i nic. Nie było jej nigdzie. Nie mogłem jej znaleźć. Jej mama nadal trzymała buzię na kłódkę. Nie chciała za nic w świecie powiedzieć mi nic, co wie. Z każdą chwilą coraz bardziej traciłem nadzieję. Świat jest ogromny. A ona? ona mogła być wszędzie. Choćbym chciał... choćbym mógł... wątpię bym ją odnalazł. Gdyby ktoś się znalazł... ktoś kto wie...
- Znajdziemy je - rzekł Jonas - Pomogę ci we wszystkim. Damy radę - zapewnił - Bo jeśli szukasz, to znajdziesz - uśmiechnął się lekko.
- Dzięki Hofi - westchnąłem cicho biorąc od niego szklankę mineralnej wody, którą przyniósł mi z kuchni.
- Zabieram cię dzisiaj na imprezę - oznajmił.
- Nie ma mowy! - odparłem natychmiastowo.
- To nie było pytanie - rzekł - Nie mogę już na ciebie patrzeć. Musisz się wyluzować.. choć przez chwilę - dodał - A od jutra wznawiamy nasze poszukiwania na większych obrotach. Obiecuje - spojrzał na mnie.
- Tylko na godzinkę lub dwie - uległem - Nic nie piję, nie chcę żadnych lasek koło siebie i nie zostanę ani minuty dłużej, nawet nie próbuj mnie przekonywać!
- Przystaję na twoje warunki i wszystko załatwię - powiedział ucieszony - Tak za godzinę podejdzie po ciebie John. A potem spacerkiem w stronę klubu się przejdziecie - wytłumaczył - To zaledwie trzydzieści minut stąd. Innego wyjścia niż spacer nie masz, bo biorę twój samochód - wystawił mi język po czym zostawił mnie samego. Roześmiałem się cicho i poszedłem do łazienki by się odświeżyć. Szybko ogarnąłem się ze sprawą i po dobrych czterdziestu minutach byłem już gotowy. Usiadłem na kanapie i wziąłem telefon do ręki. Z uśmiechem przyglądałem się tapecie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zerwałem się szybko i poszedłem otworzyć.
- Dobry wieczór - zaśmiał się podając mi rękę - Sorki, że tak wcześnie. No ale wiesz.. siostra robi kolację przy świecach dla chłopaka i kazała mi spadać - dodał roześmiany.
- Szalona - roześmiałem się - Czyli mam rozumieć, że zostałeś wyrzucony z domu?.
- No w sumie tak - odparł z rozbawieniem - Na dzisiejszą noc mam zakaz powrotu więc... sam wiesz - zarechotał. Pokiwałem z rozbawieniem głową i założyłem bluzę. Zamknąłem drzwi i we dwójkę ruszyliśmy w stronę klubu - Nie przeszkodzi ci, gdy skoczę tylko do sklepu?
- Pewnie, że nie. Leć - odparłem znów wyciągając telefon z kieszeni. Jedno nieodebrane połączenie od Hofmanna, więc albo chciał się zapytać czy już idziemy, albo rozbił mi samochód. Lepiej niech to będzie pierwsza opcja. Inaczej nie przeżyje dnia dzisiejszego do końca.
Zaraz będziemy
Wystukałem i ponownie schowałem urządzenie do kieszeni. Pokręciłem przecząco głową, gdy ten poczęstował mnie papierosem. Nigdy nie paliłem i w przyszłości również nie będę tego robił....
- Ooo stary... patrz jaka seksowna mamuśka - spojrzałem w stronę w którą pokazywał. Przyjrzałem się dokładnie.. te piękne, długie włosy... uroczy różowy wózeczek... To nie mogła być...
- Zamknij się! - warknąłem.
- Erik... przecież żartowałem - powiedział szybko.
Nie reagowałem na niego w ogóle. Moje nogi same pognały w tamtym kierunku. Podchodząc do nich zauważyłem w wózku przepiękną, uśmiechniętą buźkę spoglądającą w moją stronę i miśka, którego kupiłem Lili na Boże Narodzenie... Po chwili wzrok Samanty skierował się na córkę, a później powędrował na mnie...
- Sami - szepnąłem - Wróciłaś... - powiedziałem wpatrując się w nią. Moja ręka powędrowała na jej policzek. Gdy poczuła mój dotyk, przymknęła na chwilę oczka...
- Nie wróciłam - odparła po chwili - Mu... muszę już iść - dodała poprawiając torebkę na ramieniu i kierując się przed siebie.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci wyjechać po raz kolejny to jesteś w błędzie - rzekłem chwytając ją za nadgarstek.
- Nie masz prawa decydować co zrobię... - warknęła - Już nie... - dodała cichutko szybko kierując się w swoją stronę. Stałem oszołomiony nie wiedząc co dalej zrobić. Wpatrywałem się w jej sylwetkę, która oddalała się coraz bardziej. A ja? ja byłem jak słup. Nie mogłem się ruszyć... Przykucnąłem i schowałem twarz w dłoniach. W mojej głowie krążyły same wyzwiska, skierowane właśnie do siebie. Znów pozwoliłem by odeszła... ale nie pozwolę jej wyjechać...
- Przepraszam... nie wiedziałem, że ją znasz - usłyszałem głos Johna.
- Tak... em.. przekażesz Jonasowi, że jednak nie przyjdę? - zapytałem, a gdy ten skinął głową kontynuowałem - Powiedz mu, że wytłumaczę mu wszystko jutro. Teraz muszę coś załatwić - dodałem i migiem ruszyłem w stronę mieszkania. Wpadłem do niego jak poparzony... przysiadłem jednak na łóżku w sypialni i zacząłem zastanawiać się co mam zrobić. Teraz nie mogę ich stracić. Nie mogę pozwolić im odejść po raz kolejny...



Nie powinienem był pozwolić Ci odejść...


____________________________________________________________________________

Witam moje skarby w ten okropny dzień ♥
Poczekajcie jeszcze chwileczkę z waszymi pistoletami, dzidami nożami czy jakimkolwiek narzędziem to chcecie mnie zabić XD
Jeszcze troszkę <333
U was pojawię się koło niedzieli prawdopodobnie :) lecę na nocny maraton Igrzysk śmierci ♥
Mam nadzieję, że nie zasnę XDD
A tak ogólnie to chciałabym was zaprosić na moje nowe opowiadanie, które będzie o Darku ;)
Jako, iż jest to prezent dla mojego Budzika, któremu stuknie siedemnastka XD ♥ (nie bij :D :*) startuje on od jutra :)
Mam nadzieję, że wpadniecie i zostaniecie ze mną <3
http://poswojemarzenia.blogspot.com/

Do następnego słodziaki ♥♥

piątek, 13 listopada 2015

Dziewiętnaście.


Samanta

Siedząc w salonie czekałam z niecierpliwością na Johanna. Miałam nadzieję, że przyjedzie do nas jak najszybciej. Właśnie w tym momencie nie chciałam być sama. Potrzebowałam ramion, w które mogłabym się wtulić. Po takiej wiadomości... ja nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Skuliłam się na kanapie i schowałam twarz w dłoniach... chciałabym zapomnieć..
- Samiś, co się stało? - zapytał przejęty, wpadając do domu jak rakieta. Migiem znalazł się obok mnie i mocno do siebie przytulił.
- On nas szuka Johann - odparłam cicho.
- Co w tym złego? - zapytał łagodnie głaszcząc mnie po policzku. Jego oczy dokładnie mnie lustrowały... widziałam jak na mnie patrzy. Nie.. nie... tylko nie on!
- Potrzebuje jeszcze trochę czasu - szepnęłam skubiąc rękaw bluzy - Ja nie jestem jeszcze gotowa - dodałam.
- On powinien wiedzieć.. jest jej ojcem.
- Ale.. ja muszę się do tego przygotować - mruknęłam - Potrzebuje jeszcze trochę czasu - powtórzyłam.
- Posłuchaj mnie słoneczko - powiedział, unosząc delikatnie moją głowę bym na niego spojrzała - Wiem, że jest to bardzo trudne. Rozumiem cię doskonale, ale popatrz na to z innej strony. Gdy powiesz mu teraz, będziesz miała to z głowy. Lili potrzebuje taty.. - dodał unosząc lekko kącik ust ku górze - Okłamywanie go, jak i maleńkiej jest błędem. Wiem, że chcesz dla niej jak najlepiej słoneczko, ale nawet jeśli miałbym cię stracić, nawet gdybyś zniknęła stąd... to wyjaśnienie mu prawdy jest najlepszym rozwiązaniem - rzekł z przekonaniem.
- Johann - szepnęłam...
- Spokojnie - uśmiechnął się delikatnie - Zrozumiałem to za pierwszym razem. Choć cholernie z tym walczę - dodał - Tylko przyjaźń - zapewnił wyciągając maleńki palec.
- Tylko przyjaźń - odpowiedziałam splatając go ze swoim. Pocałował mnie czule w głowę i przytulił po raz kolejny - Przepraszam.
- Przecież nie masz za co słoneczko - szepnął w moje włosy - To ja pozwoliłem sobie na coś, czego nie powinienem. Teraz, muszę się odkochać - dodał - Obiecałem ci, i nie dotrzymałem słowa. Więc to ja przepraszam - powiedział cicho ponownie całując mnie w głowę.
Wiem, że jeśli dawałam mu jakieś znaki to robiłam źle. Pilnowałam się jak mogłam, lecz czasami mi to nie wychodziło i zawsze robiłam coś, czego później żałowałam. Choć w tym momencie akurat tego potrzebowałam. Pozwoliłam sobie być w jego ramionach przez cały czas, pozwoliłam mu szeptać pocieszające słowa, pozwoliłam mu całować mnie co jakiś czas w skroń. Choć nie powinnam. Dawałam mu koleją nadzieję mimo, że walczył i nie chciał jej mieć. Dlaczego musiałam ranić kogoś, kogo najprawdziwiej w świecie nie chciałam zranić. A zarazem nie potrafiłam dać mu tego, czego ode mnie pragnął. Nie umiałabym wypowiedzieć tych dwóch najważniejszych słów w sensie takim jakim by oczekiwał. Owszem kochałam go, ale jak mojego brata. Jak przyjaciel, przyjaciela. Nie umiałabym dać mu takiej miłości, tej którą on darzył mnie... Johann stał się dla mnie straszliwie mocno ważny... nie umiałam sobie wyobrazić tego, jak mocno musi cierpieć. Moje serce krzyczało, rozrywało się wtedy na małe kawałeczki... Tylko, że ja.. ja nie potrafiłam przestać kochać... Durma.
- To Marco - powiedziałam cicho, lecz gdy lekko się podniosłam zauważyłam, że zasnął. Ostrożnie wyswobodziłam się z jego uścisku i pognałam na górę do sypialni - Hej - mruknęłam cicho.
- Wiesz po co dzwonie mała? - zapytał
- Rozmawiałam na ten temat z Forfim... zaczęłam - Już sama nie wiem co robić - mruknęłam - Boje się mu powiedzieć, a zarazem czuje się okropnie okłamując go i Lili - dodałam.
- Przyleć Sam... przyleć i powiedz mu wszystko - rzekł - Zerwał z Nastią, zrozumiał wszystko i chce cię odzyskać - oznajmił.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nastia tak naprawdę nie była w ciąży. Okłamała go, by nie dowiedział się prawdy. By nie zostawił jej dla was... - wyjaśnił - Sam.. to już czas.
- Dobrze, przylecę - uległam.
- Czekamy na ciebie - rzekł - Wraz z małym Reusem w drodze - dodał roześmiany.
- Oj już się go nie mogę doczekać - zaśmiałam się.
Po kilku minutach rozmowy z blondynem w końcu zakończyłam połączenie. Gdy tylko schowałam telefon usłyszałam ciche zuch dziewczynka i poczułam silne ramiona Forfanga obejmujące mnie w pasie. Przymknęłam swoje powieki rozkoszując się ciepłem, które biło od jego ciała, by po chwili znów przyglądać się krajobrazowi widniejącemu za moim oknem. On nic nie mówiąc, stał i cały czas mnie obejmował. Kolejny raz robiłam źle... kolejny raz pozwalałam mu na coś więcej.. i znów wiedziałam, że będzie go to bolało...



Poszarpana od środka przez własne emocje i uczucia...


__________________________________________________________________________

Jestem, jestem :)
Wybaczcie, że tak późno, ale wytłumaczenie mam jedno:
Piłkarze Kolejorza zawitali do mojego miasta ❤❤
Nadal jestem w szoku ❤❤
Widzieć Thomallę, Robaka i Ceesaya i mieć możliwość zrobienia sobie z nimi zdjęcia i dostania autografu - spełniłam kolejne marzenia ❤
Choć dla innych to głupie, lecz bardziej ucieszyłam się z obecności Adasia ❤❤
Gdy spiker wypowiedział nazwiska zawodników, którzy przyjechali a po chwili dodał: i reprezentant młodzieżówki oraz rezerw Lecha...
Ja już wiedziałam, że to Adaś a serce przyśpieszyło swoje bicie ❤
A gdy mnie jeszcze rozpoznał to po prostu umarłam xdd *.* ❤
Dobra, więcej was tutaj nie zanudzam xd
Przepraszam, za moje emocje, błędy i osoby, które za Lechem nie przepadają :))
Do następnego ❤

piątek, 6 listopada 2015

Osiemnaście.


Erik

Jechałem spokojnie przemieniając co jakiś czas biegi. Średniej wielkości pudełeczko leżało na miejscu pasażera a na samą myśl o nim ogromny uśmiech wkradał się na moją twarz. Mam nadzieję, że Fabio wybaczy moje godzinne spóźnienie, ale nie mogłem się zdecydować co kupić więc stałem w sklepie czterdzieści minut. W końcu po godzinie zawitałem w klinice i od razu skierowałem się w stronę gabinetu znajomego.
- Przepraszam cię bardzo - powiedziałem ze skruchą - Włączyła się we mnie chęć zakupowa, więc musiałem jechać, żeby mi nie zamknęli sklepu- uśmiechnąłem się.
- Rozumiem, spokojnie Erik - zaśmiał się - Tak mam chwilę wolną, więc możemy spokojnie załatwić sprawy - dodał.
- Pewnie - odparłem
- Tutaj masz receptę, a tutaj wyniki badań Nastii. Wszystko dokładnie jest tam opisane. Ona w sumie wie, w jakich porach zażywać te leki - mówił a ja dokładnie słuchałem wszystkiego - Teraz nie może się przemęczać, zresztą ona również to wie.
- Tak, tak. Staram się jej pilnować jak tylko potrafię. Choć zawsze mi to nie wychodzi. Znów wyjechała na jakiś pokaz i zdjęcia mimo, że obiecała mi przerwę - westchnąłem.
- Współczuje wam - powiedział cicho - Ty jeszcze tak to spokojnie przyjąłeś. Nastia mi wszystko powiedziała. Ciesze się, że ją wspierasz - spojrzał do mnie i posłał mi cień uśmiechu.
- Zaraz... zaraz.. Co takiego?
- Współczuje wam z całego serca - powiedział smutno.
- Co? niby dlaczego?
- Nastia nie może mieć dzieci - rzekł.
- Jak to?! - warknąłem - Okłamała mnie... wmówiła mi, że będziemy mieli razem dziecko. Nie mogę w to uwierzyć. Zrobiła wszystko by zatrzymać mnie przy sobie, bo mam kasę. Ona nawet mnie nie kocha... - wrzasnąłem - W końcu to zrozumiałem - powiedziałem zły - Przepraszam...
- Nie masz za co. Jonas mi wszystko powiedział. Nie potrafiłem dopuścić do siebie tej myśli, że ona cię okłamuje, więc zadzwoniłem do ciebie by wszystko ci wyjaśnić. To ja powinienem przepraszać...
- Nie Fabio. Gdyby nie ty i Jonas nadal żyłbym w kłamstwie. Byłbym wykorzystany a co do tego straciłbym najważniejszą kobietę w swoim życiu już na zawsze - wytłumaczyłem.
- Samantę? - zapytał, choć sam wiedział, że ma rację.
- Tak, tylko i wyłącznie Sam. Kocham ją nad życie - powiedziałem - Muszę lecieć... Do zobaczenia - dodałem szybko i skierowałem się do samochodu. Wsiadłem do środka i dopiero tam wszystko zaczęło do mnie porządnie docierać. Przetarłem dłońmi swoje oczy i spojrzałem w bok. Chwyciłem pudełko do ręki i wyciągnąłem z niego średniej wielkości białego pluszowego misia. Przypatrywałem się mu uważnie a łzy pomalutku zaczęły kapać po moich policzkach. Nie mogłem uwierzyć... Hofi od początku miał rację. Nie tylko on. Moi rodzice, siostra... Westchnąłem cicho, uderzając pięścią o kierownicę. Dźwięk klaksonu rozniósł się po szpitalnym parkingu. Ruszyłem prosto do domu. Wchodząc do środka trzasnąłem z całych sił drzwiami i skierowałem się do sypialni. Usiadłem na łóżku i kolejny raz wpatrywałem się w pluszaka... Szybko otarłem swoje łzy, gdy tylko usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Zdziwiony zszedłem na dół, gdzie zastała mnie sylwetka mojej narzeczonej.
- Wróciłam wcześniej... - oznajmiła - pójdę się położyć, źle się czuje. Maleństwo daje o sobie znać. - westchnęła. Prychnąłem głośno, co wywołało u niej wielkie zdziwienie.
- Może lepiej powiedz mi, że tego dziecka nie ma co?
- Erik, co ty wygadujesz? - oburzyła się - Przecież...
- Fabio mi powiedział. Nie możesz mieć dzieci - warknąłem - Po co to wszystko?! po co ta szopka?! - podniosłem głos.
- Po co?! - prychnęła - Po to, żebym miała cię dla siebie. Gdyby nie to, poleciał byś do tej zdziry raz dwa... Zostawiłbyś mnie na lodzie dla niej!.
- Nie miałabyś tyle kasy co?! - warknąłem - Mykaj na górę się pakować i wynocha z mojego życia! - krzyknąłem.
- Daj spokój...
- Pierścionek sobie weź, będzie mi przypominał mi o tobie. A tego nie chcę. Klucze zostaw na szafce. Byłaś największą pomyłką mojego życia!. Wynoś się stąd - wrzasnąłem - Nie chcę cię znać - dodałem już spokojniej wychodząc na podwórko. Oddychałem głęboko by się lekko uspokoić. Słyszałem krzątaninę na górze, więc wiedziałem, że się pakuje. Za to akurat byłem jej wdzięczny. Nie chciałem jej już więcej widzieć na oczy. Jak ja mogłem tak postąpić. Zranić Samantę, najważniejszą kobietę w moim życiu. Kobietę, która kochała mnie nie ze względu na pieniądze czy sławę. Kochała mnie jako człowieka. Chłopaka, który szaleńczo się w niej zakochał i kocha do dziś. Kochała moje wady i zalety. Kochała mnie całego...
Przeczesałem swoje włosy. A gdy po raz kolejny tego dnia usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i odjeżdżający samochód. Wróciłem ponownie do sypialni i wyciągnąłem spod łóżka kolejne pudełeczko. Otworzyłem jego wieczko i chwyciłem w dłoń dwa maleńkie, różowiutkie buciki. Uśmiechnąłem się delikatnie. Kupiłem je z myślą, że będę miał córeczkę. Zawsze o niej marzyłem. Przełknąłem ślinę i nie zastanawiając się długo, wskoczyłem do samochodu i szybko skierowałem się w stronę domu panny Gradvil. Dzwoniłem raz, dzwoniłem dwa, dzwoniłem trzy, pukałem raz, waliłem też raz i nic... Nikogo nie było.
- Hej Erik - usłyszałem głos Mitchell
- Witaj, nie wiesz przypadkiem gdzie Sam? - zapytałem zdenerwowany.
- Samanta prawdopodobnie się stąd wyprowadziła... - powiedziała, a mnie totalnie zamurowało.
- Jak? gdzie? kiedy?...
- Nie mam pojęcia. Myślę, że jej mama będzie wiedzieć - wzruszyła ramionami - Chyba.
- Dziękuję - odparłem i migiem skierowałem się do domu jej rodzicielki. Jeśli to prawda, to tego nie przeżyję..
Wspiąłem się po schodach pukając energicznie do drzwi. Chwilę później stanęła w nich jej mama.
- Erik.. - powiedziała cicho..
- Musi pani mi powiedzieć, gdzie ona jest... popełniłem błąd. Kocham ją nad życie i nie wyobrażam sobie go bez niej - powiedziałem z ogromną pewnością w głosie.
- Ale... ale ja nie wiem - szepnęła - Nikomu nie powiedziała. Jedyne co to rozmawiamy przez telefon... Nie chciała by ktokolwiek wiedział. Bo ktoś mógłby powiedzieć to Tobie...
- O co chodzi... pani Anno?
- Ja nie mogę ci powiedzieć chłopcze - powiedziała przez płacz - Ona by tego nie chciała... a ja.. ja chcę tylko jej szczęścia...
- Ja obiecuje, że dam jej tyle szczęścia ile potrzebuje. Ja muszę ją odzyskać...
- Przepraszam... - szepnęła zamykając mi drzwi...



Bez Ciebie wszystko traci swój rytm
 i bez Ciebie czuje, że nie chcę tak żyć.


__________________________________________________________________________

Przybywam do was :)
Przepraszam, za to coś.. :(
Wściekłość z wczorajszego meczu nadal mnie trzyma :(
Nic innego nie idzie powiedzieć jak tylko to... SĘDZIA KALOSZ!
Zero sprawiedliwości...
Z takim arbitrem spotkania nie da się wygrać...
No ale chociaż znów widziałam Bubusia❤ xD
Do następnego :**